Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

niedziela, 28 sierpnia 2016

Londyńska przygoda - dzień drugi

Nasza Londyńska przygoda nie miała zakończyć się w poniedziałek a w środę, kiedy powrót do domu został zaplanowany. Tego dnia zdecydowałyśmy się na wykupienie całodniowej karty na metro (cztery strefy), która kosztowała nas całe 12 funtów. Dużo, ale czego się nie robi dla Londynu.

Swą przygodę rozpoczęłyśmy od zakupienia biletu na rejs Tamizą aż do samego Greenwich. Choć bilet kosztował kolejne 12 funtów, my dzięki naszej karcie na metro, mogłyśmy zakupić go za 8 funtów. Nie zawahałyśmy się ani przez minutę i nie żałowałyśmy tej naszej decyzji.


Sam rejs trwał około godziny podczas której dane nam było poznać Londyn. Niemal wszystkie najważniejsze miejsca tego miasta są położone nieopodal Tamizy. Można więc spokojnie wybrać się w taki rejs i potem zdecydować co zobaczyć dogłębniej.


Następnie przywitał nas Greenwich, gdzie miałyśmy okazję poszwendać się po tamtejszym uniwersytecie. Człowiek ma wrażenie, jakby znalazł się w całkiem nowej bajce. Pozwoliłyśmy sobie nawet poudawać i zrobiłyśmy kilka zdjęć snując swe opowieści o tym jak byśmy spędziły czas na tym uniwersytecie, gdyby dane nam było tam studiować. Zapewniam Was, że chwila samotności nie byłaby tu żadnym problemem! Taki wielki to teren (no dobra, pewnie trochę przesadzam, ale zrobił na mnie wrażenie, ot co!).


Potem przez park do kulminacyjnego punktu programu tej wycieczki. No bo kto by nie chciał postać na dwóch półkulach ziemskich jednocześnie? Mi na szczęście się to udało (mimo, że samo obserwatorium sobie odpuściłam. Bilety do niego kosztowały 9,50 funta... szkoda). Greenwich zrobił na mnie ogromne wrażenie i zdobył me serducho.


Potem chwila odpoczynku w parku i długa droga metrem wprost do Monumentu, który został wzniesiony w Londynie po słynnym pożarze (1666 rok), który zdziesiątkował populację. Po pokonaniu 311 schodów byłyśmy w stanie cieszyć się panoramą Londynu, a cała atrakcja kosztowała nas 4,5 funta. Nie tak źle jak na to co zobaczyłyśmy z góry.


Widok z góry wynagrodził mi cierpienia towarzyszące ze wdrapywaniem się na nią. Zwróciłam jednak uwagę na kolor Tamizy. Jest wręcz brązowa i choć wszyscy twierdzą, że jest filtrowana na każdym kroku to w życiu nie chciałabym do niej wpaść.


Po Monumencie nadeszła kolej na katedrę świętego Pawła (St. Paul's Cathedral). Trafiłyśmy tam akurat w porze lunchu i zostałyśmy mile zaskoczone poprzez ludzi siedzących wokół katedry wraz ze swoimi kanapkami. Poubierani w biurowe ciuchy, wesoło dyskutowali ze sobą podczas relaksu w trakcie pory obiadowej. Fajna sprawa, szkoda że w Polsce jeszcze tego zobaczyć nie można.


Podczas naszej wycieczki nie mogło zabraknąć elementów obowiązkowych. Harry Potter wciąż gości swe miejsce w mym sercu, więc gdy tylko dowiedziałam się o stacji King Cross, postanowiłam ją odwiedzić. Sam budynek jest przepiękny! Ma swój klimat, który pozwala cieszyć oczy. 


Natomiast w środku pozwala poczuć się jak w bajce. Od samego początku można zaobserwować ten odpowiedni dla Harrego Pottera klimat. Uśmiech nie potrafił mi zejść z ust, a oczy cieszyły się widokiem stacji kolejowej.


Oczywiście jak każda szanowana fanka wybrałam się na poszukiwanie peronu 9 i trzy czwarte, który nieco mnie zawiódł. Tyle się w końcu o nim nasłuchałam, a tu się okazało że to zwykła ściana z plakietką, do której prowadziła wielka kolejka. Zdjęcie z połową koszyka w ścianie kosztowało całe 5 funtów. Odpuściłam je sobie... natomiast obowiązkowo odwiedziłam sklep znajdujący się tuż obok ów peronu, całkowicie poświęcony Harremu. Cudnie, drogo i kolorowo. Pozwoliłam sobie na zakup biletu do Hogwartu w jedną stronę, no bo kto nie chciałby się tam  znaleźć?! No kto?


Ostatnim punktem programu przed nocnym zwiedzaniem Londynu okazała się Baker Street i słynny już dom 221 B. Sherlock Holmes to moja kolejna miłość, którą uskuteczniłam tego roku. Wybrałam się na Baker Street tylko po to by nacieszyć oczy budynkiem. Serce mi łomotało z radości!


Po tym szalonym dniu nogi nam poodpadały, bo przecież uznałyśmy że damy radę i w nocy też ruszyłyśmy na podbój tego miasta. Zdjęcia niestety nie oddają jego uroku, natomiast ludzi jest nieco mniej. Szczerze mówiąc, lepiej zwiedzać Londyn nocą. Mimo iż nie wejdzie się do wielu atrakcji to z zewnątrz wyglądają niesamowicie.

Londyn to niezwykle piękne lecz drogie miasto. Trzy dni w zupełności wystarczą na obejrzenie najważniejszych jego atrakcji. Nie wszędzie warto wchodzić, gdyż kolejki ciągną się w nieskończoność, a samo zwiedzanie odbywa się niemalże na stojąco. Londyn mnie zauroczył, ale jest to miasto na raz... może na dwa. Nic więcej. W życiu nie chciałabym w nim zamieszkać. Co to, to nie!
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz