Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rytuał. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rytuał. Pokaż wszystkie posty

piątek, 20 stycznia 2017

3 rzeczy, o których zapominam

JESTEM KOBIETĄ!

Dobra, Ameryki tym stwierdzeniem nie odkryłam. Nie dość, że z boku wisi moje zdjęcie, a ja zazwyczaj podpisuję się swoim imieniem, to na pewno z treści mych postów można to swobodnie wywnioskować. Tak, jestem kobietą, a do tego niezwykle zapominalską. 

Notorycznie zapominam kluczy od mieszkania (licząc na to, że ktoś w nim jednak będzie), dowodu osobistego, teczki z papierami do pracy lub tego małego okropieństwa jakim jest pendrive (zostawiam go wszędzie i nigdy nie wiem gdzie!). 

No dobrze, powiecie, to się zdarza każdemu. Na pewno. Zgadzam się, ale ja zapominam również o nieco ważniejszych sprawach, które każda szanująca się kobieta powinna robić (lub przynajmniej te, które chwalą się swymi dziennymi rytuałami w sferze blogowej, powinny robić).

MOJE 3 ZAPOMINANE RYTUAŁY

NOCNE ZMYWANIE MAKIJAŻU

Nałożenie na siebie warstwy tapety to pryszcz. Zajmuje mi od 10 do 15 minut, w zależności od tego co chcę z siebie wykrzesać. Potem z wywieszonym jęzorem wybiegam z domu, byle się tylko nie spóźnić. Bo oczywiście nie wstaję godziny wcześniej by zająć się makijażem, tylko robię go na ostatnią minutę. Zdecydowanie wolę sobie dłużej pospać, a co! I nikt nie przekona mnie do zmiany tego małego rytuału. Wolę wybiegać z domu z sercem na ramieniu niż zrezygnować z 30 minut dobrego snu.

 
Obowiązkowy makijaż jest, a po długim dniu wciąż utrzymuje się na twarzy (choć w znacznie gorszej formie). Pamiętam o tym, by go zmyć dopóki nie zjem kolacji i nie rozsiądę się przed komputerem lub nie zacznę czytania nowej lektury. Potem jeszcze spacer z pieskiem, a kiedy z niego wracam to zwyczajnie o tym zapominam. Rzęsy się nie kleją, więc można iść spać. No i padam. Plackiem w wyrku. Zamykam oczy i zasypiam, a rano... 
... rano nie wyglądam tak jak te wszystkie piękne aktorki, tylko jak jakaś poczwara. Wzdycham wówczas do swojego oblicza i obiecuję sobie, że dziś już ten cholerny makijaż zmyję wieczorem.

PIĆ WODĘ


Kto też sobie wymyślił te przeklęte dwa litry wody? Od początku roku zmagam się z nimi, posłusznie rano sięgając po wodę z cytryną i w przeciągu dnia od czasu do czasu nalewając sobie kolejne szklanki tego magicznego, podobno, napoju.


Tylko co z tego, skoro jeszcze ani razu nie udało mi się osiągnąć tych pożądanych 2 litrów? Może w płynach te dwa litry są, bo przecież nie samą wodą człowiek żyje. W przeciągu dnia wypijam też herbaty ze dwie oraz kawę. 

Woda wciąż pozostaje w zasięgu mych marzeń. 

ZABRAĆ ZE SOBĄ OBIAD NA WYNOS


Środy to te dni, w których wychodzę z domu koło godziny 13 i wracam dopiero po 21, zwykle głodna i spragniona. Cały dzień w biegu, a czasu by coś zjeść niewiele. Dopycham się zazwyczaj jakimś bananem czy innym mniej wartym uwagi batonikiem, by potem zjeść zupę z dwóch miseczek i dopchać się chlebem (a potem dziwię się, że waga stoi w miejscu, ha ha). 

Raz, tylko raz udało mi się zabrać ze sobą coś pożywnego. Poczułam zbawienne tego skutki i obiecałam sobie co środę poświęcić chwilkę by przygotowywać sobie taki posiłek. Jak to zwykle bywa z takimi obietnicami, szybko o tym zapomniałam. W ferworze walki podczas kolejnej środy znów skończyłam z niczym. Tak to już jest, kiedy ten makijaż robi się na ostatnią chwilę.

~.~

Jestem kobietą, ale czasem się nią nie czuję. Wolę pospać dłużej, traktuję malowanie siebie po macoszemu, a na wodę macham lekceważąco dłonią. Może i jestem nieco dziwna, ale co mi tam. W końcu nudno by było, gdybyśmy wszystkie były takie same, co nie?

Też tak czasem macie, kochani? Zapominacie o codziennych rytuałach, czy raczej mocno się pilnujecie?

środa, 18 listopada 2015

Ranny ptaszek czy nocny marek


Od kilkunastu dni próbuję przestawić swój rytm życia. Zacząć chciałam od przestawienia swojej godziny wstawania. Ot z siódmej na szóstą. Jedną godzinkę, nic wielkiego. Miałam wytrzymać 30 dni z taką zmianą i sprawdzić, czy wejdzie mi w nawyk, ale już pierwszego zauważyłam problemy.


Muszę Wam w tej chwili zaznaczyć, że nie udało mi się jeszcze ani razu wykonać założonego przeze mnie planu. Mimo, że i owszem obudziłam się o tej godzinie szatańskiej to i tak poszłam spać dwie godziny później. Nie byłam w stanie zrobić nic produktywnego w stanie kompletnego zaspania. Na domiar złego zły humor nie chciał mnie opuścić aż do końca dnia. Co więcej, nie mogłam też przestawić swej godziny spania. Mój organizm jest już przyzwyczajony, że najwcześniej spać idziemy o 24, a jeśli pójdziemy o 23 to tylko w wyjątkowych sytuacjach.

Dlaczego mi się nie udało? Zawiniła tu ma słaba wola, czy brak motywacji? 
A może problem leży zupełnie gdzieś indziej?

Może to co teraz powiem będzie tylko wymówką, ale uznałam w końcu, że nie ma sensu na siłę zmieniać swojego trybu życia. Myślę, że w moim wypadku, wcześniejsza godzina wstawania nie zrobiłaby w mym życiu różnicy. Nie jestem rannym ptaszkiem. Człowiekiem, który to potrafi wstać raniutko, zrobić śniadanko i usiąść do czegoś produktywnego. Napisać esej, osiem stron magisterki czy artykuł na bloga. Zacząć uczyć się języka lub poćwiczyć. Nie umiem tego zrobić rano, a kiedy próbuję się do tego zmusić to nic mi nie wchodzi. Ma uwaga rozprasza się zanim zdążę się zorientować, że tak się dzieje. Najchętniej robiłabym wówczas 10 rzeczy na raz, ale tylko takich, które nic nie wniosą dla mej przyszłości. 

ZAZDROSZCZĘ RANNYM PTASZKOM!

Zazdroszczę im tej energii, którą tryskają aż od samego rana. Tego ich uśmiechu na twarzy i tej skupionej uwagi. Nic ich nie rozprasza i są pełni wigoru. Też bym tak chciała. Światło za oknem tylko pobudza ich do działania i kiedy ja spędzam kolejną godzinę bezmyślnie patrząc w ekran komputera i oglądając kolejny odcinek głupawego serialu, ONI kończą wszystko co sobie zaplanowali na ten konkretny dzień. 

Och! Jak ja im tego zazdroszczę!

I powiem Wam w sekrecie, że czasem chciałabym się z nimi zamienić. Na szczęście tylko czasami. Ta moja zazdrość kończy się wraz z zapadnięciem zmroku. Wracam do domu po pracy i nagle odzyskuję siły. Kiedy to te wszystkie ranne ptaszki rozpoczynają relaks, ja wkraczam na nowy poziom wtajemniczenia!

NOCNYM MARKIEM FAJNIE BYĆ

Zdecydowanie jestem nocnym markiem. Od kiedy pamiętam lepiej mi się uczyło właśnie w nocy. Właśnie wtedy mogłam się wyciszyć, a wzrok nie uciekał znad książki rozproszony wpadającymi przez okno promieniami słońca. Czasem nawet pozwalam sobie na małe szaleństwo. Nie śpię nawet i do trzeciej nad ranem, pisząc coś lub czytając. Wszystko lepiej mi wchodzi po zmroku. Zauważyłam to gdzieś w okolicach matury. Moje skupienie jest wówczas najwyższe. W domu panuje cisza, bo wszyscy domownicy już dawno śpią, a ja harcuję. Jestem wówczas panią swojego własnego losu i czasu. Noc jest moim sprzymierzeńcem i nie sądzę by nocne marki miały gorzej. W żadnym przypadku!

No... może poza tym jednym, przeklętym. Godziny szkolne, uczelnia czy praca... to wszystko zaczyna się raczej rano. O tej 7 czy 8, a wtedy jest po mnie... najgorsza rzecz jaka może wyniknąć z tego mego nocnego trybu życia to niewyspanie. 


Jak wiadomo, człowiek niewyspany to człowiek zły. Przeciętny dorosły osobnik rasy ludzkiej potrzebuje od 7 do 9 godzin snu dziennie. Możecie, więc sobie wyobrazić jak bardzo chce się spać o tej 7 czy 8 nocnemu markowi. Ja, osobiście, jestem nie do życia. Najchętniej pospałabym do 9 czy 10 (oczywiście tu zależy od tego, o której poszłam spać... ale nie oszukujmy się, ja po prostu kocham spać!). Tak, czy inaczej... w takim przypadku nocne marki mają przerąbane. 

Przecież taki nocny marek potrzebuje co najmniej pół dnia by do siebie dojść, a ranny ptaszek nie próżnuje. Zbiera laury jedno za drugim. Na szczęście, rannych ptaszków jest znacznie mniej, przynajmniej jeśli mówimy tu u młodych ludziach. 

Jedynie 7% młodych ludzi może nazwać się rannym ptaszkiem. Reszta zdecydowanie preferuje noc. Wszystko to zmienia się wraz z wiekiem, bo gdy człowiek dobija magicznej liczby 60 to jeśli wciąż jest nocnym markiem staje się tym jednym z 7%. Nocne marki przechodzą drastyczną przemianę i mogą wreszcie cieszyć się urokami życia rannych ptaszków. Żyć nie umierać!

Żeby było śmieszniej, dodam że to wszystko jest winą naszych genów. To czy jesteś rannym ptaszkiem, czy nocnym markiem mamy po tatusiu i mamusi. Jak się teoria ma do praktyki? Cóż mogę jedynie podeprzeć się swym własnym przykładem:

W moim przypadku to tata jest nocnym markiem. Od kiedy pamiętam to on siedział do północy i pracował w nocy. Mama też nie chodzi spać specjalnie wcześnie, a ostatnio jej godzina snu zaczęła się znów przedłużać. Może to ona robi transformację z rannego ptaszka do nocnego marka? Kto wie... może będzie w tych 7 magicznych procentach niedługo? Na pewno byłoby ciekawie! 

Podsumowując - TAK - na mym przykładzie geny się sprawdziły. Mało tego, mojej siostry też nie ominęły.

Co ciekawe, choć nie bardzo mogę to zweryfikować, podobno przypadłość nocnych marków i rannych ptaszków zależy również od położenia geograficznego. Osoby, które żyją bliżej biegunów polarnych wykazują większą podatność do wstawania w późniejszych godzinach. Natomiast osoby mieszkające blisko równika chętnie wstają rano i zasypiają wcześnie. Dlaczego tak jest? Nie mam bladego pojęcia, ale tę zależność sprawdzili brazylijscy naukowcy, którzy to przebadali niemal 16 tysięcy mieszkańców Ameryki Południowej. 

Kim jesteś? Nocnym markiem, czy rannym ptaszkiem? Jak to jest w wypadku Twoich genów? 
No i czy chcielibyście to zmienić? Jak to jest z Waszymi porankami? 
Ciężko się Wam wstaje, czy wręcz przeciwnie?  


Źródło - mój telefon i moje paluszki