Do zakupu tej książki zbierałam się ponad pół roku, od kiedy jej okładka zaczęła mnie kusić już w Anglii. Przyznaję bez bicia, że gdyby nie fakt iż już mi się torba nie domykała od nadmiaru książek, pewnie i ona by wylądowała w mych łapkach.
Potem trochę o niej zapomniałam,
dużo się działo, nie było czasu na czytanie… aż pewnego razu wreszcie mnie
dopadła. Zawołała z półki i nawoływała dopóki wreszcie nie wzięłam jej w
dłonie. Gdzieś tam obiły mi się recenzje o niej, a minimalizm okładki (no
dobra… poza pięknymi, kolorowymi kwiatkami) stwierdził, że raz kozie śmierć i
od wydanych 39 zł (kolejnych!) nikt jeszcze nie umarł.
„Ponad Wszystko” czytałam cały
tydzień i zwalam to na brak czasu. Czytałam w każdej wolnej chwili. Historia
bardzo przypadła mi do gustu, choć trochę się zmartwiłam, że to moja druga
książka w tym roku i po raz drugi czytam o chorobie, ale nic to. Czytałam
dalej. Przeżywałam wszystkie pierwsze razy Maddy i starałam sobie wyobrazić jej
życie. Pozbawione dotyku, błękitnego nieba, świeżego powietrza i przepięknych
widoków. Życia zamkniętego w czterech ścianach z książkami jako powiernikami
jej niedoli. Starałam sobie to wszystko wyobrazić i powiem szczerze, że
zaczęłam ją nawet podziwiać. Sama raczej nie dałabym rady wytrzymać 18 lat w
zamknięciu (choć jestem domatorką, to mimo wszystko nie móc wyściubić nosa choć
na minutę? Kiedy za oknem śnieg? Nie… nie dałabym rady). Na pewno popadłabym w
depresję.
Oczywiście, jak można się tego
domyślić, pewnego razu Maddy poznaje Olly’ego. Olly to całkiem zdrowy chłopak,
choć dorasta w niezbyt zdrowym środowisku. Jego rodziny nie można zaliczyć do
wzorów. Wciąż się kłócą, dochodzi do rękoczynów… ale Maddy zakochuje się w tym
ekscentrycznym chłopaku. Dzieli się z nim swoimi radościami i smutkami. Stara
się mu pomóc i powoli, bardzo powoli przekracza jedną granicę za drugą. Łamie
zakazy, poznaje zakazany owoc… a jak powszechnie wiadomo „zakazany owoc smakuje
najlepiej”.
To było moje pierwsze spotkanie z
twórczością Nicoli Yoon i pewnie nie ostatnie. Nie mogę powiedzieć, że książka
była wybitna, bo nie była, ale dobrze się ją czytało. Rysunki oraz wszelkiego
rodzaju listy, obserwacje Maddy czy kartki z pamiętnika umilają czytanie, ale i
dodają objętości książce. Nie podobał mi się fakt, że „Ponad Wszystko” to 300
stronicowa powieść, którą dałoby się zmieścić na 200 stronach (no może
troszeczkę więcej). Dużo zmarnowanego papieru, ale co zrobić. Autorka akurat
taki miała zamysł i tak też zrobiła. Nie był to szczególnie drażniący zabieg,
ale jakoś tak utkwił mi w pamięci jako utrapienie (no bo obiecujesz sobie, że
jeszcze jeden rozdział – a ten rozdział okazuje się jednym paragrafem, no co to
ma być?).
„Ponad Wszystko” to przyjemna
powieść dająca nadzieję, uczulająca na świat, pokazująca jak człowiek odbiera
zwykłe, trywialne wręcz czynności po raz pierwszy (choć tu zabrakło mi nieco
opisów emocji Maddy). Okraszona śmiesznymi schematami i rysunkami. Dobra na
zimowe wieczory, ale jedynie jeśli czytelnik nie wymaga od niej większych
cudów. Bo nie ukrywajmy, perełką to ona nie jest – i za jakiś czas na pewno zniknie
mi z pamięci. A szkoda.
Czytaliście już ją? Jak wrażenia? Podobało się?
Trzymajcie się cieplutko kochani!