Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą organizacja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą organizacja. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 11 stycznia 2018

Jestem mistrzynią...



Mistrz może być tylko jeden, ale ile dziedzin sobie wymyślimy tyle mistrzów powstanie. Tyle ile ludzi na tej ziemi. Mistrz chrapania, spania, odpoczynku, gotowania, przygotowywania bigosu, zbijania bąków, leniuchowania… i tak dalej. Wymieniać tak można bez końca, jednocześnie sprawdzając swoją kreatywność (a może właśnie ją uruchamiając).
Jak się zorganizować

Poczytałam sobie trochę o tych mistrzach i już wiem, że sama wpisuję się w jedną chwalebną kategorię. Jestem z niej tak dumna, że najchętniej schowałabym się pod ciepłą kołderką i nie wychylała spod niej nosa, albowiem jestem:

MISTRZYNIĄ WYMYŚLANIA WYMÓWEK

Tak, tak. Nie ściemniam! Jestem w tym najlepsza. Stawiam sobie cele na początku każdego miesiąca, obiecuję sobie że będę super zorganizowana, że pójdę na siłownię, że wreszcie schudnę, a potem:

Ø      Kobiece sprawy mnie nawiedzą, więc przesunę termin wyjścia na siłownię, bo przecież co to za przyjemność ćwiczyć z bolącym brzuchem?
Ø      Zacznę czytać o w pół do, bo to już minuta po piątej i jakoś tak czas nie ten…
Ø      Tyle mam na głowie, że to chyba naturalne iż po prostu sobie leżę i odpuszczam po raz kolejny naukę języka Japońskiego, nie? Każdy ma przecież prawo do odpoczynku!
Ø      Japonia? Owszem, w marzeniach, ale tak na poważnie? Bardzo chętnie, tylko najpierw trzeba by oszczędzić… a to takie upierdliwe. No i upewnić się, że na pewno chcę wszystko rzucić w cholerę by zobaczyć nieznane. No niby chcę, ale… boję się. To dobry pretekst by palcem w tę stronę nie kiwać (choć ostatnio jednak kiwam, tak nieśmiało jeszcze, ale jednak…)
Ø      Nie wyjdę na spacer, bo za zimno.
Ø      Nie pójdę popływać, bo nie mam czasu.
Ø      Nie będę jeździła rowerem po zakupy, bo przecież mam samochód. Po co wsiadać na dwa kółka, jeśli można szpanować czterema?
Ø      Nawet na imprezę nie pójdę, bo nikogo nie znam i przecież nikt nie będzie chciał ze mną się zadawać.
Ø      Już nie wspomnę o tym jakim beztalenciem jestem. Najlepiej po prostu zostawić swoje plany i nic więcej nie robić. Przecież i tak im nie pomogę. Ktoś inny nada się do tego wszystkiego lepiej. Tak, ja tu zostanę w swoim łóżeczku i będę swobodnie żyć tym swoim mizernym życiem. Tak jest dobrze przecież!

Widzicie? Na poczekaniu wymyśliłam ich już dziewięć, a teraz kombinuję dziesiątą, dzięki której mogłabym sobie odpuścić pracowanie… ale chyba do takiego etapu mistrzostwa jeszcze nie doszłam. Dobrze jest, będzie co robić na przyszłość. Rozwijać się przecież trzeba (mądrzy ludzie ciągle o tym gadają).

Wymówek mam od groma, zapału do działania odrobinę mniej… albo może motywacji, bo podobno nie ma silnej i słabej woli. Zostaje jedynie motywacja. Czymś trzeba się przecież podeprzeć, co nie?  Dajmy więc na to, że brak mi motywacji, a tu już pierwszy tydzień 2018 za nami. No i z 52 tygodni zostało jedynie 51… a właściwie to 50 i pół. Wszyscy trąbią o postanowieniach, a ja leżę pod kocem i wpierdzielam czekoladę czytając te wszystkie mądre wypowiedzi!

Cóż poradzić? Jak tu żyć? Jak się spełniać?

Nadszedł poniedziałek – ósmy stycznia – a ja już w niedzielę postanowiłam skończyć z wymówkami. W końcu sushi już zrobiłam i wyszło całkiem niezłe, więc może nowe nie jest takie złe, co? Raz jeszcze otworzyłam swe kalendarze i… przyznaję się bez bicia na samym początku trzasnęłam nimi i przez dobrą godzinę nie chciałam do nich wracać. Dzieje się w nich, oj dzieje. Pracy tyle, że nie wiem gdzie tu wpisać swoje plany z nią nie związane. Tak na próbę jednak zapisałam terminy:

  1. Terminy wstawiania notek na bloga, bo chciałabym jednak regularnie go prowadzić – poniedziałek oraz czwartek (no zobaczymy – zwykle kończyło się na fiasku, ale… może jednak się zmieniłam?)
  2. Wyjścia na siłownię – poniedziałek, środa i piątek/sobota (bo okazało się, że siłownia mieszcząca się blisko mego domu jest czynna do 22! W Toruniu, serio!).
  3. Przeczytam 2 Light nowelki (o których również, kiedyś tu coś napiszę) oraz 2 książki (może być ciężko, ale się postaram, bo brakuje mi czytania).
  4. Ograniczę słodkie i fast food (bo zaczęłam się od tego uzależniać, a nie o to tu chodzi).
  5. Będę siadała do Japońskiego w soboty i niedziele.
  6. Zorganizuję siebie lepiej!

Takich sześć małych celów postawiłam sobie na pozostałe tygodnie stycznia. Liczę na to, że nie jest ich za dużo, bo lubię przesadzać. Raz nie robię nic, a innym razem 20 tysięcy rzeczy na raz, a potem znów kończę z niczym… tak czy siak, pragnę zerwać z moim mistrzowskim tytułem!

Chcę sobie zapracować na nowego mistrza… może właśnie mistrza podejmowania trafnych decyzji? Taki mistrz to byłoby coś. Warto spróbować, przecież gorzej już być nie może (mam taką cichą nadzieję)!

Wy też macie swoich mistrzów? Co w Was drzemie? Chcecie się tego pozbyć, czy bardzo dobrze Wam z tymi mistrzami?


Powodzenia w walce z Mistrzami!
Trzymajcie się ciepło Kochani!

wtorek, 3 stycznia 2017

Coraz bliżej marzeń



Nadszedł rok 2017, a ja rozpoczynam swą przygodę z Bullet Journal. Postawiłam na niego, bo planery ostatnio się u mnie nie sprawdziły. Zapominałam o ich uzupełnianiu i traciłam motywację, gdy patrzyłam na listę rzeczy do zrobienia. 

Postawiłam na BUJO, bo chcę spróbować czegoś nowego. Chcę odświeżyć swój system i sprawdzić czy on pomoże mi w spełnieniu swych marzeń... ale aby do nich dotrzeć, najpierw muszę popracować nad swą organizacją czasu. Ten przecieka mi przez palce i nie chce wrócić, a ja stoję w miejscu i zastanawiam się co robiłam przez cały dzień, albo i miesiąc! Tak było w 2016 roku! Naprawdę!

Wstyd się przyznać, ale wielki ze mnie leń. Czasem szybciej samolot by się ruszył niż ja. Dlatego też wymyśliłam, że spróbuję od monitorowania tego co robię w poszczególnych godzinach. Chcę sprawdzić ile czasu zajmie mi przestawienie się na produktywne spędzanie czasu. 

No i tu właśnie pojawił się mały szkopuł. Owszem, mogłam wpisać sobie kolejną tabelkę w BUJO i postarać się do niej zaglądać... ale lepiej działa na mnie kolorowa kartka przywieszona na ścianie. Stworzyłam ją więc (choć me graficzne umiejętności nie są zbyt wielkie... albo nawet i znikome) i oto efekt moich starań:


Niby zwykła tabelka z godzinami, którą można też rozrysować sobie w zeszycie, ale ja jestem fankom różnych list i bajerów. Takiej mi brakowało, więc postanowiłam spróbować swych sił. Jak w praktyce się sprawdzi? Jeszcze nie wiem. Zamierzam przetestować i dać znać za jakiś czas.

Nie byłabym sobą, gdyby na tabelce się skończyło. Spodobało mi się tworzenie własnych list do wydrukowania, a BUJO był do tego dodatkowym pretekstem. Uznałam, że czas najwyższy zrobić kilka kroków w celu realizacji swych marzeń, a bez dokładnej rozpiski mi się to nie uda.


W ten właśnie sposób powstała kolejna kartka z kolorowymi kółkami zachęcającymi do rozpisania kroków, które muszę wykonać by wydusić swe życie jak cytrynę. Jest też inspirujący cytat, który ostatnio stał się moją myślą przewodnią. Kartka ta zawiśnie nad łóżkiem, kiedy już ją wypełnię, a co! Marzenia warto mieć, ale jeszcze lepiej jest je realizować.

Chciałabym by rok 2017 został dla mnie rokiem przepełnionym nowościami, toteż będę łapać się różnych rzeczy i próbować, próbować, próbować. Życie jest w końcu tylko jedno!


Eksperymentuję od samego początku stycznia i mam nadzieję robić tak aż po sam grudzień. Wreszcie wpadłam na pomysł logo i na dodatek zrobiłam te dwa arkusze. Sama siebie zaskakuję!

Arkusze udostępniam do pobrania (bo przecież duma mnie rozpiera, że nawet takie beztalencie jakim jestem potrafiło coś stworzyć):


Wam wszystkim życzę owocnego roku 2017 i jak najwięcej spełnionych marzeń (albo chociaż zrobienia stumilowego kroku w ich stronę). Warto wreszcie zacząć myśleć o sobie. Spojrzeć na to czego pragniemy i zacząć to robić.

Trzymajcie się cieplutko kochani!

niedziela, 6 listopada 2016

Organizacja, a raczej jej brak

Praca, dom, praca, dom, praca dom...  i od czasu do czasu spotkania spontaniczne z przyjaciółmi. Tak w telegraficznym skrócie przedstawia się mój tydzień. Ciągle w rozjazdach, kończąc pracę koło 21 (ale za to pospać sobie dłużej można... tak, jasne...), tu przygotować, tam wydrukować, tu pociąć i jeszcze z psiakiem wyjść przy okazji, siostry wysłuchać, posprzątać, pozmywać, albo obiad ugotować. A gdzie w tym wszystkim Japoński i blog? Umierają... choć wciąż udaję, że coś w tym kierunku robię.


organizacja

BRAK ORGANIZACJI


Uff! Dużo tego, oj dużo i przyznaję bez bicia wcale mi nie idzie. Ledwie zipię, a za mną dopiero pierwsze dwa tygodnie takiego zapierdziela. Na naukę nowego języka to ja już czasu znaleźć nie mogę, a egzamin już za trzy tygodnie. Czas spiąć poślady, a tu nie idzie. Nie pomagają mi też korki na drogach, ale co zrobić... świata całego nie zmienię. Mogę jedynie powalczyć o samą siebie. 

Organizacja czasu (którą zawsze miałam w miarę pod kontrolą) właśnie u mnie legła w gruzach. Roztrzaskała się o podłogę i teraz śmieje mi się w twarz. Nie mam nawet czasu by pójść i pobiegać (choć tu dochodzi mój leń, który cały czas się z tego cieszy). Czasem coś poskaczę i poudaję że się rozgrzewam przy zagrzewających do walki słowach siostry, która w rulonie na kanapie wcina jakieś pyszności. Do tego zaświadczę tacie, że nie ma mi nic słodkiego kupować, bo jak będzie to moja słaba wola tego nie przetrzyma, a potem dreptam do sklep, bo jestem zbyt zmęczona i zniechęcona całym swym dniem, i kupuję czekoladę lub inny przysmak. Takie życie... i już teraz wiem, że nie długo tak pociągnę.

CZAS NA ZMIANY


Zmiany muszą nadejść. To nie ulega wątpliwością. Zaczęłam je nawet dziś wprowadzać, uwalniając sobie poranek poniedziałkowy od tworzenia kolejnych lekcji. Te są dumnie przygotowane aż po środę (choć nie wszystkie - dwie wciąż czekają). Będzie więc czas na Japoński w poniedziałek, a może i nawet we wtorek (choć to wątpliwe...). Do tego pragnę dołożyć trochę ruchu i ćwiczeń nad silną wolą. Stopniowo wrócę do odstawienia słodkiego i zastąpienia go owocami. Na środę będę sobie przygotowywała lunch bo niestety ale nie mam czasu zjeść obiadu porządnie w domu. Ustalę również dni publikacji bloga - i tu myślę, że postawię na poniedziałek, czwartek i sobotę (choć jak uda mi się wypracować choć dwa dni w tygodniu to będę szczęśliwa). 

No bo przecież w innym wypadku to ja się po prostu zajadę. Zniechęci mnie to jakże dorosłe i odpowiedzialne życie. 


Może macie jakieś sposoby na organizację czasu? Co robicie? Zdradźcie parę sekretów! No nie bądźcie tacy!