Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prywatnie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prywatnie. Pokaż wszystkie posty

sobota, 30 grudnia 2017

Cześć! Miało być bez prywaty, ale czasem trzeba!

Cześć i czołem!

Dzisiaj wpadam tu do Was z totalną prywatą! Serio! W chwili pisania tego słowa, wymyślam kolejne i kształtuję wygląd tego posta raz po raz. Tak zupełnie nieprofesjonalnie. Wiem, nie musicie mi tego wypominać. 

To tak samo jak zostawić to miejsce na cały rok i pozwolić mu żyć własnym życiem, ale co poradzić. Czasem tak już w życiu bywa, że zwyczajnie nam się czegoś odechciewa. Tak było i ze mną. Nadszedł marzec, który poskutkował w samych tragediach, a potem jeszcze nie taki najlepszy kwiecień i kompletnie odeszła mnie ochota od pisania tutaj. Czemu? A... bo to trzeba mieć wenę, by coś mądrego wystukać, a ja nie chciałam Was zanudzać prywatą.


I do czego doszłam? Właściwie to do niczego specjalnego. Dziś uznałam, że prywata też jest dobra. Owszem coś tam sobie zaplanowałam, kilka szkiców w niezastąpionym Wordzie zapisałam, ale nie tak znowu wiele. Nawet tuzina ich nie mam. Usprawiedliwienia dla siebie też nie mam, bo i po co? Ważne jest tu i teraz, a nie to co już za nami.

A tu i teraz jest 30 grudnia 2017 roku, kiedy to leżę pod ciepłym kocykiem na mojej kanapie i tak zastanawiam się do czego tak naprawdę zmierzam. Jestem wziętym nauczycielem, pracuję w trzech miejscach i zarabiam "kokosy"! Serio! Pławię się w pieniądzach... ale o tym w innym poście (który zresztą już mam w pogotowiu, ot taka zorganizowana jestem a co)! Zarobiona jestem, nie ma co...

A ty ostatnio zarobiona niczym pani prezes!


Usłyszałam kilka dni temu od przyjaciółki i owszem... zarobiona jestem, ale żadna ze mnie pani prezes. Po prostu brak organizacji mi się kłaniał. Od dwóch miesięcy nie miałam czasu na nic, ale na youtube czas zawsze się znalazł, na ulubiony film czy anime także. Tylko jakoś tak z domu wyjść się nie chciało, siłownię omijało się szerokim łukiem, a o zdrowym jedzeniu to myśleć się nawet nie chciało.

Ale koniec z tym! Przysięgam!

Zaczynam już teraz, choć karnet na siłownię kupię dopiero we wtorek. Zorganizuję się lepiej. Mam przecież odpowiednie ku temu pomoce - kalendarz z Małą Mi (bo przecież taka wredota czasem jestem) i planner. Do tego lektura "Wszystko zaczyna się w głowie" (o której więcej też opowiem Wam innym razem) oraz "Wielkiego Ogarniacza Życia" (tak dla odmiany po tych wszystkich mądrych poradnikach) i będę nówka jak znalazł. Pani Zorganizowana na 102 procenty (niczym Rudy 102 z "Czterech Pancernych")!

Ok, więcej Wam tu nie biadolę, bo jeszcze tych ostatnich wytrwałych przestraszę!

Chciałam Wam jeszcze życzyć spełnienia marzeń w 2018 roku oraz czasu tylko dla siebie!
Niech moc będzie z Wami, dziubaki!
Trzymajcie się, do następnego (oby szybkiego...)!

sobota, 21 listopada 2015

Niespełnione obietnice - kolejna próba zerwania z lenistwem!


Nie zliczę już ile razy składałam sobie pewne obietnice, których to wypełnienie miało mi przynieść szczęście, spełnienie, a nawet i lepsze życie. Nie potrafię też powiedzieć ile razy je złamałam, wytrwałam w mych postanowieniach miesiąc, dwa... czasem dłużej, a potem czar pryskał. Nigdy nie osiągnęłam założonego przez siebie celu.



Łamałam je tak szybko jak tylko się dało, a potem popadałam w delikatną depresję (choć to zbyt mocne słowo). Przygnębienie me trwało długo. Topiłam swe smutki w tonach czekolady, albo innego dobrego jedzenia, a potem znów wracałam do obiecywania sobie cudów niewidów. 

Obiecanki cacanki.

Tak właśnie można nazwać stan rzeczy, w który popadam za każdym razem, gdy coś sobie obiecuję. Będę pisać magisterkę 3 razy w tygodniu, będę uczyć się Japońskiego 3 razy w tygodniu, nie będę jeść słodyczy, poćwiczę i nie będę się wymigiwała od biegania zmęczeniem czy bólem brzucha (choć to ostatnie jest niezwykle denerwujące i upierdliwe). To wszystko obiecuje sobie z każdym nadchodzącym tygodniem i nie mijają 2 czy 3 dni, a ja już łamię dane sobie słowo.

Dlaczego? Czy to znaczy, że mi na tym wszystkim nie zależy? A może zabieram się za to od złej strony?

Szczerze mówiąc, jeszcze nie odnalazłam odpowiedzi na to pytanie. Część z niej prawdopodobnie leży w mej leniwej naturze. Najchętniej przeleżałabym w łóżku cały dzień, a potem następny. Obserwuję jak czas przecieka mi przez ręce i trochę mi go żal... ale tylko trochę. Odrobinkę. 

Marudzę też, że przecież tak wiele mam do zrobienia, bo przygotować się do pracy, napisać magisterkę, odkurzyć i posprzątać w mieszkaniu, a czasem i zrobić zakupy i obiad. Do tego jeszcze spacerki z psiakiem i już cały dzień uciekł. Schowało się słońce, przyszedł księżyc, a mi znów nic nie chce się robić. 

To straszne. Jakbym wpadała w kręcące się koło i nie potrafiła z niego wypaść. 

Dlatego dzisiaj przestaję sobie cokolwiek obiecywać. Zaczynam chcieć i organizować sobie czas tak by na wszystko mi go starczyło. Przestaję wylegiwać się w wyrku do 12 rano, ale wstaję tuż po przebudzeniu. Nie chcę dłużej tracić czasu. 

Mój eksperyment zaczynam już teraz, a trwać on będzie do końca grudnia. Tak na dobry początek, bo pragnę sprawdzić czy uda mi się wytrwać w tych moich mały postanowieniach. Chciałabym zaobserwować choćby i małą różnicę w mym leniwym trybie życia. Malutką, ale wielką. Dla mnie, dla mojego samopoczucia. Skończę z wielkim lenistwem i spróbuję na wszystko znaleźć sobie czas. 

Trzymajcie kciuki za to, bym zobaczyła choć malutką poprawę, która pozwoli mi przeć do przodu nawet w styczniu i lutym, a może i dłużej. Mały krok dla ludzkości, wielki dla mnie i mojego samopoczucia.

Jak się ma u Was sprawa takich obietnic? Dotrzymujecie sobie danego słowa, czy podobnie jak ja Wasz wewnętrzny leń bierze górę i często sobie odpuszczacie? Macie jakieś sprawdzone sposoby na pokonanie tego lenia? Dajcie znać co u Was, dziubaki?