Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dzień lenia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dzień lenia. Pokaż wszystkie posty

sobota, 21 listopada 2015

Niespełnione obietnice - kolejna próba zerwania z lenistwem!


Nie zliczę już ile razy składałam sobie pewne obietnice, których to wypełnienie miało mi przynieść szczęście, spełnienie, a nawet i lepsze życie. Nie potrafię też powiedzieć ile razy je złamałam, wytrwałam w mych postanowieniach miesiąc, dwa... czasem dłużej, a potem czar pryskał. Nigdy nie osiągnęłam założonego przez siebie celu.



Łamałam je tak szybko jak tylko się dało, a potem popadałam w delikatną depresję (choć to zbyt mocne słowo). Przygnębienie me trwało długo. Topiłam swe smutki w tonach czekolady, albo innego dobrego jedzenia, a potem znów wracałam do obiecywania sobie cudów niewidów. 

Obiecanki cacanki.

Tak właśnie można nazwać stan rzeczy, w który popadam za każdym razem, gdy coś sobie obiecuję. Będę pisać magisterkę 3 razy w tygodniu, będę uczyć się Japońskiego 3 razy w tygodniu, nie będę jeść słodyczy, poćwiczę i nie będę się wymigiwała od biegania zmęczeniem czy bólem brzucha (choć to ostatnie jest niezwykle denerwujące i upierdliwe). To wszystko obiecuje sobie z każdym nadchodzącym tygodniem i nie mijają 2 czy 3 dni, a ja już łamię dane sobie słowo.

Dlaczego? Czy to znaczy, że mi na tym wszystkim nie zależy? A może zabieram się za to od złej strony?

Szczerze mówiąc, jeszcze nie odnalazłam odpowiedzi na to pytanie. Część z niej prawdopodobnie leży w mej leniwej naturze. Najchętniej przeleżałabym w łóżku cały dzień, a potem następny. Obserwuję jak czas przecieka mi przez ręce i trochę mi go żal... ale tylko trochę. Odrobinkę. 

Marudzę też, że przecież tak wiele mam do zrobienia, bo przygotować się do pracy, napisać magisterkę, odkurzyć i posprzątać w mieszkaniu, a czasem i zrobić zakupy i obiad. Do tego jeszcze spacerki z psiakiem i już cały dzień uciekł. Schowało się słońce, przyszedł księżyc, a mi znów nic nie chce się robić. 

To straszne. Jakbym wpadała w kręcące się koło i nie potrafiła z niego wypaść. 

Dlatego dzisiaj przestaję sobie cokolwiek obiecywać. Zaczynam chcieć i organizować sobie czas tak by na wszystko mi go starczyło. Przestaję wylegiwać się w wyrku do 12 rano, ale wstaję tuż po przebudzeniu. Nie chcę dłużej tracić czasu. 

Mój eksperyment zaczynam już teraz, a trwać on będzie do końca grudnia. Tak na dobry początek, bo pragnę sprawdzić czy uda mi się wytrwać w tych moich mały postanowieniach. Chciałabym zaobserwować choćby i małą różnicę w mym leniwym trybie życia. Malutką, ale wielką. Dla mnie, dla mojego samopoczucia. Skończę z wielkim lenistwem i spróbuję na wszystko znaleźć sobie czas. 

Trzymajcie kciuki za to, bym zobaczyła choć malutką poprawę, która pozwoli mi przeć do przodu nawet w styczniu i lutym, a może i dłużej. Mały krok dla ludzkości, wielki dla mnie i mojego samopoczucia.

Jak się ma u Was sprawa takich obietnic? Dotrzymujecie sobie danego słowa, czy podobnie jak ja Wasz wewnętrzny leń bierze górę i często sobie odpuszczacie? Macie jakieś sprawdzone sposoby na pokonanie tego lenia? Dajcie znać co u Was, dziubaki?

niedziela, 18 października 2015

Piegowaty dzień!

Po kilku przeuroczych dniach październikowych, w którym to ten miesiąc obdarzył nas prawdziwą złotą jesienią. Z piękną pogodą, słońcem wyglądającym zza chmur oraz nami wszystkimi uśmiechniętymi od ucha do ucha, ale niestety wszystko musi się kiedyś skończyć.
 

Deszcz choć niewielki i jakby taki trochę piegowaty to jednak nieustanny i nieprzerwany. Ten deszcz sprawia, że nawet psiak nie chce wychylać nosa z domu i kiedy wychodzimy na krótkie spacery to raczej ja muszę go ciągnąć niż on mnie.

To właśnie ta pogoda była przyczyną kilku moich piegowatych dni. Weekendu, który spędziłam w domu pod kocykiem, oglądając seriale. Nie kiwnęłam palcem by się pouczyć, nie posprzątałam i nie poszłam na basen, a także nie biegałam. Ot zwinęłam się w kłębek i zrobiłam sobie sobotę amatora kanapy.

I wiecie co? Wcale tego nie żałuję! Nie uważam tej soboty za stracony dzień. Nic a nic! Podładowałam swoje małe akumulatory i teraz jestem zwarta i gotowa na nowy tydzień. Plan pracy rozpisany i miejmy nadzieję, że uda mi się go dotrzymać, a jeśli nie? To trudno.

Nie zamierzam więcej się dołować z powodu niedopełnionych planów, bo co z tego że czasem się coś nie uda? Najważniejsze, że te 80% zostało wykonane. Czas na wprowadzanie priorytetów i robienie tego co najważniejsze, te nieco mniejsze zadania zostawiając sobie na później. Byle tylko przetrwać kolejne dni i zacząć budować sobie drewniany most do sukcesu.

Moje piegowate dni to również mały zastój tutaj, w mojej przestrzeni internetowej. Przyznaję się bez bicia. Nie chciało mi się ani nic pisać ani nawet zaglądać na Wasze blogi. Powoli to teraz nadrabiam, bo widzę że sporo mnie ominęło. Sporo cudnych i motywacyjnych artykułów.

Natchnęliście mnie więc na napisanie tego co teraz wychodzi spod moich palców. To nie jest kolejny motywacyjny post, to nie jest też poradnik...

To co tu teraz czytacie to zachęta dla Was wszystkich. Pozwólcie sobie na chwilę wytchnienia. Pozwólcie sobie na jeden taki piegowaty dzień podczas którego nie zrobicie nic konkretnego. Spędźcie go tak jak chcecie. Nie zawracając sobie głowy studiami czy pracą. Obejrzyjcie cały serial 12-odcinkowy albo 5 filmów, na które od dawna mieliście chrapkę. Zaszalejcie.

No bo odpowiedzcie sobie sami na poniższe pytania:

Kiedy pozwoliłeś sobie na odrobinę lenistwa?
Kiedy piłeś gorącą czekoladę i zatrzymałeś się na moment nad książką? 
Kiedy wyszedłeś ze swoim czworonogiem na spacer, nie robiąc przy okazji zakupów i odpisując na maile?
Kiedy był ten Twój ostatni piegowaty dzień?

Nie pamiętasz? To czas najwyższy sobie przypomnieć jaki może być fajny! Pozwól sobie na dzień lenia i poszalej. Masz do tego prawo, zwłaszcza teraz kiedy pogoda wcale nie zachęca do niczego innego. 

A ja? Ja z dnia lenia wracam i zabieram się do pracy.

Źródło: 1