Czerwiec powoli zbliża się ku końcowi, a mnie czeka dość szalona końcówka tego tygodnia. Postanowiłam jednak dołożyć sobie nieco wyzwań do pełnego już koszyka i zdecydowałam się wziąć udział w ostatnim już wyzwaniu tego typu u Uli z bloga Sen Mai.
~.~
Zastanawialiście się kiedyś dlaczego gdy mamy wymienić 10 najgorszych chwil życia czy też swoich wad to pomysły sypią nam się z rękawa i końca nie widać, a gdy już próbujemy zrobić to samo ze swoimi zaletami czy tymi pięknymi momentami to nagle w naszych głowach świeci pustka?
Dokładnie to miałam w głowie, kiedy przeczytałam temat wyzwania na ten przepiękny poniedziałek. Pustka, z której po dłuższej chwili wyłowiłam kilka pojedynczych chwil. Zastanowiłam się, co mogłabym opowiedzieć swoim dzieciom albo i wnukom (o ile kiedykolwiek takowe będę posiadała). Nie było łatwo, ale w końcu znalazłam te kilka chwil, wyjątkowych dla mnie chwil.
Zapraszam Was w podróż po moich zakamarkach pamięci. W podróż w czasie, obowiązkowo z uśmiechami na twarzy. Gotowi? Zaczynajmy!
10 najpiękniejszych chwil mojego życia
- Moja pierwsza, samodzielnie przeczytana książka. Pamiętam to jak przez mgłę. Z wypiekami na twarzy wypożyczyłam swoją pierwszą książkę - "Stonoga" - lekką i przyjemną. Położyłam się na dywanie w dużym pokoju i rozpoczęłam dukanie. Tak, dokładnie. Ledwie składałam słowa w zdania, a krótką książkę czytałam straszliwie długo. Moja mama wciąż się z tego śmieje. Twierdzi, że trudno było im znieść to moje dukanie. Jednak przeżyli to i nikt nie pomarł, a na dodatek stała się rzecz niesamowita. Drzwi do mojej wyobraźni zostały otwarte. Od tamtej pory pochłaniałam książki garściami.
- Długie dnie spędzane u babci na słuchaniu opowieści z jej przeszłości. Uwielbiałam słuchać te niestworzone i całkiem dziwne dla mnie historie o życiu szkolnym mojej babci. O grach i zabawach, jakie wówczas panowały. O sarence, którą babcia miała przyjemność się opiekować. O tym nieznanym mi świecie. Uwielbiałam to. Zawsze słuchałam jej uważnie zajadając się w międzyczasie smakołykami, które dla mnie przygotowywała. A potem? Potem siadałam nad pustą kartką z głową pełną pomysłów i przelewałam je na papier, a ona zawsze je czytała. Była moją pierwszą fanką.
- Ogniska - kiedy byłam dzieckiem wiele razy spotykaliśmy się u dziadków na ognisku. Było ono takie prawdziwe, z całą rodziną dookoła ognia. Mama grała na gitarze, wszyscy śpiewali biesiadne pieśni. Były kiełbaski dobrze przypieczone i pachnące ogniem, ale i zabawy z żarzącymi się patykami. Patykami, które dzięki energicznemu potrząsaniu tworzyły magiczne wzory, niczym czarodziejskie różdżki.
- Rodzinne święta. Ten punkt będzie dość ogólnikowy. Nie dotyczy on jednej konkretnej daty. Ja po prostu uwielbiam tę atmosferę. Spędzanie czasu w gronie rodziny pozwala mi się zrelaksować, pośmiać, a czasem i podenerwować na wszystkich. To nic. Najważniejsze, że wciąż mogę to robić. Cieszę się z każdej chwili, a jeszcze bardziej kiedy mogę obdarować moich bliskich prezentami.
- Wybór wymarzonego liceum. Wypadło na Liceum Ogólnokształcące nr I im. Mikołaja Kopernika, klasa o profilu matematyczno-informatycznym. Mimo moich 155 punktów uzyskanych z testu gimnazjalnego oraz ocen, bałam się że mogę się tam nie dostać. Obawiałam się tego momentu, kiedy trzeba będzie sprawdzić wyniki. Nie miałam jeszcze internetu w domu, toteż wyniki sprawdzałam u taty w szkole. Serwer był przeciążony i nie było to proste zadanie. W końcu jednak się udało, a ja poczułam wyraźną ulgę. Dostałam się. Uśmiech nie schodził mi z twarzy jeszcze długie godziny. Potem poszliśmy nawet upewnić się czy to prawda, sprawdzić listy przyjętych. Moje nazwisko wisiało sobie dumnie pośród 34 innych szczęściarzy wybranych do tej klasy. To liceum było moją pierwszą świadomy decyzją. Jedną z tych najważniejszych do tej pory.
- Bieszczady. Zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia, a było to na wycieczce klasowej w liceum. Uwielbiam góry, ale Bieszczady wskoczyły na pierwsze miejsce w mojej klasyfikacji już pierwszego dnia pobytu tam. Wówczas jeszcze nie wyeksploatowane tak jak teraz, mniej popularne niż Tatry i tym samym z mniejszą liczbą ludzi na szlakach. Teraz z całą pewnością się to zmieniło. Czar tych gór zostanie ze mną na długo i chętnie do nich wrócę, kiedy tylko nadarzy się taka okazja.
- Zdany egzamin na prawo jazdy i pierwszy raz za kółkiem. Na drugie podejście do egzaminu praktycznego poszłam z miną nietęgą. Stres zjadał mnie niemiłosiernie, ale miałam wsparcie przyjaciółki. Wsiadłam i nie do końca nawet pamiętam jakie manewry musiałam wykonać. Jedyne co zapadło mi w pamięć to jazda za traktorem na rondzie, dzięki czemu spokojnie 10 minut egzaminu straciłam... a potem? Radość wielka!
- Zmiana kierunku studiów. Straciłam trzy lata na studiach, których nawet nie lubiłam. Potem wreszcie odważyłam się schować swoją dumę do kieszeni i zmienić je na mój obecny kierunek. Była to jedna z tych lepszych decyzji mojego życia. Cieszę się, że miałam tyle odwagi, bo wreszcie czuję że żyję (choć strach przed rozpoczęciem nowych studiów był wielki - a wiązał się z miastem, w którym to miałam studiować. Nie od dziś przecież wiadomo, że Bydgoszcz i Toruń nie pałają do siebie miłością).
- Samodzielny wyjazd za granicę do pracy. Udowodniłam sobie wówczas, że jestem w stanie poradzić sobie nawet w najtrudniejszych momentach. Wiele potrafię zrobić, kiedy muszę. Bez niczyjej pomocy, zdając się jedynie na swoje możliwości. To dodało mi wiele pewności siebie, a ponadto złapałam bakcyla podróżowania!
- Pierwszy raz w samolocie. Obawiałam się tego pierwszego lotu, ale szybko okazało się, że nie miałam czego. To było coś niesamowitego, kiedy to dryfuje się pośród chmur. Ta wielka, stalowa maszyna zanurza się w nich raz za razem, a ty masz wrażenie jakbyś mógł je dotknąć. Uwielbiam zaglądać przez okno i obserwować chmury, ale jeszcze piękniejszy jest zachód słońca, kiedy znajdujesz się pośród nich. Coś czego nie da się opisać słowami. To po prostu trzeba zobaczyć.
No i stało się. Miałam ogromny problem z wyborem tych najlepszych momentów mojego życia. Najciekawszych chwil, uczuć czy ludzi, których poznałam. Dodałabym do nich jeszcze dwa dodatkowe punkty - moja pierwsza manga (bo to od nich zaczęła się moja przygoda z Japońskim, która trwa po dzień dzisiejszy i jakoś nie chce się skończyć) oraz filmy Disneya (które to zajmowały wielką część mojego dzieciństwa, do teraz pamiętam jak bardzo płakałam, kiedy Mufasa ginie i myślę że nawet dzisiaj bym to zrobiła).
Ile tych dobrych chwil swojego życia potraficie sobie przypomnieć na poczekaniu? Zdradźcie swój sekret. Które chwile najbardziej zapadły wam w pamięci? Co przeważa?
Wkradło mi się do posta małe przypomnienie. Już jutro Dzień Ojca. Co szykujecie dla swojego taty?
Źródło: 1 , 2
Dla takich chwil warto żyć
OdpowiedzUsuńkurde zapomniałam o egzaminie na prawko :)) coż to była za radość!
OdpowiedzUsuńMnie egzamin na prawo jazdy i rodzinne ogniska również zapadły w pamięć. Piękne wspomnienia- ja niestety nie pamiętam mojej pierwszej przeczytanej książki, a szkoda! :-)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe punkty! Bardzo osobiste i nietypowe :)
OdpowiedzUsuńNiestety, mojego taty nie ma razem ze mną, bo jest w Niemczech, ale może sobie z nim dzisiaj miło porozmawiam przez skype? :)
OdpowiedzUsuńOstatnio nie jest u mnie wesoło w domu, więc ciężko byłoby mi teraz pzypomnieć dobre chwile, ale jak już to wszystko minie to obiecuję, że napiszę post już na swoim świeżym blogu :)
Ooo widzisz, zupełnie zapomniałam o pierwszym locie samolotem :) super uczucie, szczególnie w trakcie wznoszenia. Nic to, że później chwile z zawrotami głowy. Dokąd leciałaś pierwszy raz?
OdpowiedzUsuńO, też pamiętam moją pierwszą przeczytaną książkę! To było opowiadanie o murzynku, który sam mieszkał na wyspie. Pamiętam, że mama siedziała razem ze mną i słuchała. Później poszłyśmy razem do babci, żeby się pochwalić. :) Po jakimś czasie mama zapisała mnie do biblioteki i tam po raz pierwszy musiałam się gdzieś sama podpisać... i pomyliłam się we własnym nazwisku :D
OdpowiedzUsuńPiękne chwile :)
OdpowiedzUsuńMój Tato już dostał prezent (nie mamy możliwości zobaczyć się jutro) i jest to książka Jacka Federowicza "Ja, jako wykopalisko".
OdpowiedzUsuńNigdy nie pomyślałabym, żeby brać na poprawkę antypatie między miastami przy wyborze studiów. A mówię to jako rodowita Bydgoszczanka :)
Pierwszego samodzielnego lotu też się obawiałam. Teraz latam mniej więcej raz na kwartał ;) I już nie jest mi to straszne. Chociaż nadal nie lubię przejścia przez kontrolę bezpieczeństwa i tego "macania".
OdpowiedzUsuńPrawko cały czas przede mną. Muszę się w końcu zebrać. Tylko kiedy? :)
pozdrawiam!
Piękne chwile :). Ja już tworzę swoją listę...
OdpowiedzUsuńOgniska! <3 Zastanawiam się, jakim "standardem" młodości jest to w tej chwili. Te kilka(naście już!) lat temu ogniska z rodziną, kuzynami, kolegami, koleżankami, klasowe - to był standard jak tylko zrobiło się cieplej.
OdpowiedzUsuńOj zdecydowanie :) Szkoda tylko, że w pamięci więcej mam tych złych chwil :)
OdpowiedzUsuńHaha mogę sobie wyobrazić. No i do tego ta niesamowita wolność, jaką się czuło :D
OdpowiedzUsuńTo chyba te chwile, które nigdy nie wypadną z pamięci. Pierwsza książka jakoś tak przyszła mi na myśl, gdy tylko zobaczyłam temat wyzwania :) Jestem za to przekonana, że pamiętasz emocje towarzyszące czytaniu tej pierwszej pozycji :D
OdpowiedzUsuńDziękuję :D
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać tego postu. Wbrew pozorom wcale nie jest taki łatwy. Nowej odsłony bloga też nie mogę się doczekać! No pewnie! Skype będzie wystarczający. Ważne moim zdaniem by po prostu pamiętać o tym swoim rodzicielu :)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz leciałam do Niemiec na szkolenie w sprawie pracy. Siedział obok mnie prawdziwy Polski dres i w połowie lotu zrobiło mi się niedobrze. Mimo to to uczucie kiedy wchodziliśmy w chmury... to coś nie do opisania. Zapiera dech w piersiach :)
OdpowiedzUsuńHaha niezapomniane wspomnienia. To mi przypomniało moją pierwszą wizytę w bibliotece. Byłam zafascynowana ilością książek. Przytłoczona trochę tym również i bałam się bibliotekarki, która wcale nie patrzyła na mnie przychylnym wzrokiem. To mi jednak nie przeszkodziło w połykaniu książek!
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Jestem pewna, że i Twoje są piękne :) Zaraz sobie wskoczę poczytać :D
OdpowiedzUsuńHaha ja również. Dopiero kiedy siedziałam w pociągu zmierzającym do Bydgoszczy zaczęłam się zastanawiać jak to będzie. Przekonałam się jednak, że to głupi stereotyp, a nie wszyscy ludzie są takimi głupolami by gnębić za antypatię między miastami :)
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się jej doczekać!
OdpowiedzUsuńOj sama tego nie wiem. Mam nadzieję, że ludzie wciąż do nich wracają, bo ja po cichu za tymi chwilami tęsknię :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę! Dokąd tak latasz? Ja się cieszę, kiedy uda mi się polecieć raz w roku. Robię to regularnie od 3 lat i wsiadam do samolotu jak do pociągu. Jakoś już mnie to nie przeraża :) Bardzo lubię ten moment wchodzenia w chmury.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za prawko - i za znalezienie na nie momentu! :D
Już jest :) Zapraszam :)
OdpowiedzUsuńjestem pewna że za 5 lat ta Twoja lista zmieni się w 80% :) Ale fakt to trudne tak wymienić najlepsze, gorsze chwile zdecydowanie łatwiej nam zapamiętać.
OdpowiedzUsuńPewnie masz rację. Wówczas będzie czas na uaktualnienie tej listy :)
OdpowiedzUsuńMieszkam obecnie na chwilowej emigracji w Norwegii. Ale mam ten komfort, że raz na kwartał zaglądam na "urlop" do Polski, do rodziców. Niestety tutaj zrobienie prawka jest strasznie drogie, a z kolei w Pl za mało czas, bo te urlopy z reguły 2 tyg trwają. Ale może w te wakacje, o ile nic nie wyskoczy.
OdpowiedzUsuńMoment wchodzenia w chmury jest kapitalny. Ja uwielbiam jeszcze oglądać słońce nad chmurami. Raz mi się zdarzyło podziwiać takie piękne żółto-czerwone. I mam jeszcze jedną samolotową schizę, bardzo nie lubię pokładowych toalet. Zawsze mam wrażenie, że mnie "tam" wciągnie :D
Wiem co masz na myśli! Ja sama obawiałam się przed pierwszym pójściem do takiej toalety. Zrobiłam to dopiero kiedy już naprawdę mnie przyszpiliło, a do końca lotu zostało trochę czasu. Z bijącym sercem weszłam do środka i załamałam się wielkością pomieszczenia. Omal nie dostałam klaustrofobii :P No ale natura wzywała i musiałam się jej poddać :D
OdpowiedzUsuńTeż kocham jeździć :D Samochód to moja mała perełka. Wsiadam do niego zawsze, kiedy mam coś do przemyślenia. Pierwszy raz za kółkiem - tak, też mogę zaliczyć to do najlepszych chwil w moim życiu. To było jak jakaś magia, czary, "the time of my life". Co do książek to ja też miałam podobnie, ale to nie była pierwsza przeczytana książka, tylko pierwszy raz przeczytany Harry Potter, a dokładnie 2 część. To też była magia ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że to nie tylko ja cieszę się jazdą samochodem. Uwielbiam przy tym słuchać dobrej muzyki i drzeć się na całe gardło. Nie obchodzi mnie też co pomyślą sobie inni. Niech sobie myślą co tam tylko chcą :) O! Moja ulubiona część Pottera będzie tą trzecią, ale racja... Potter wprowadził wiele magii do mojego życia! Bez niego nie byłoby tego samego :)
OdpowiedzUsuńOjej, mój pierwszy raz w samolocie był okropny, byłam przekonana, że spadniemy i że umrę i nie widziałam nic fajnego w samym locie, bo się za bardzo stresowałam :(
OdpowiedzUsuńTeraz latam pewnie z 15 razy w roku i nadal nie przepadam, chociaż już nie mam paranoi jak za pierwszym razem :P Ale z kolei zawsze strasznie się nudzę, całe szczęście, że jest serwis cateringowy, bo przynajmniej to jest jakaś rozrywka, wybrać coś z gazetki, czekać na wózeczek aż dojedzie do mojego rzędu, zamówić, zjeść, oddać opakowania do śmietniczka ;)
Książka Stonoga - brzmi jakoś znajomo, ale nie kojarzę dokładnie, co to było?...
Piętnaście razy do roku? Jeny jak ja Ci zazdroszczę. Chociaż mam chorobę lokomocyjną, to jakoś w samolocie ona się nie uruchamia. Serwis Cateringowy mnie osobiście zawsze denerwuje. I te reklamy produktów, które można kupić. Te wszystkie perfumy i inne wspomagacze :D Straszne :)
OdpowiedzUsuńKsiążka Stonoga była krótko mówiąc o stonodze. Wśród niej było wyliczanie nóg tejże kreatury. Dokładnie również jej nie pamiętam. Zapadł mi w pamięci tylko jej tytuł :)
Ja tylko muzyki przy jeździe słuchać lubię, wtedy mam jakiegoś takiego powera :D
OdpowiedzUsuńChyba mamy ze sobą trochę wspólnego. Studia licencjackie w Bydgoszczy, magisterskie w Toruniu. Radość ze zdania prawa jazdy chyba zawsze jest ogromna i nie da się jej porównać z niczym innych. Super tak zebrać 10 momentów i wracać do nich, kiedy mamy gorszy dzień.
OdpowiedzUsuńNo proszę! Ja co prawda i magisterskie robię w Bydgoszczy - ale mieszkam w Toruniu. Dziękuję. Rzeczywiście takie momenty mogą pomóc gdy mamy gorszy dzień. Wam też takich życzę!
OdpowiedzUsuńA widzisz, to się wymieniłyśmy miejscami :)
OdpowiedzUsuń