Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

wtorek, 21 czerwca 2016

Moje 4 dni w Rzymie - dzień pierwszy



Zainspirowana postem o magicznej mocy konkursów u CzekoAdy postanowiłam zaryzykować i również wziąć w nich udział. Wyszukałam ich więc ogrom, najczęściej dotyczyły wygranej książkowej. Znalazłam jednak również ten jeden, który sponsorował 2 bilety lotnicze w tę i z powrotem z Bydgoszczy do Rzymu. Wzięłam w nim udział i choć się nie spodziewałam, wygrałam! Toteż 16 czerwca udałam się na lotnisko wraz z moją siostrą, moją towarzyszką Rzymskich wakacji!

 
Na lotnisku w Bydgoszczy byłyśmy już o 13, a przywitali nas panowie przebrani za rzymian (bo tu muszę nadmienić, że ten lot był inauguracyjnym!). Kolumny prowadzące do bramek również wprowadzały w rzymski klimat. Za odprawą czekała na nas prawdziwa niespodzianka. Tort (smaczny, lecz odrobinę za słodki), soki, woda, kawa i herbata. Wszystkiego pod dostatkiem. Mogłyśmy pić i jeść do woli. Na dokładkę otrzymałyśmy mini koncert w wykonaniu przystojnego pana Mateo (którego nazwiska nie zapamiętałam). Śpiewał całkiem nieźle, ale nie powalał na kolana. Wszystko to oczywiście okraszone Włoskim klimatem. Brawo Bydgoszcz!



Sam lot przebiegł bez zarzutów. Wyruszyliśmy punktualnie o 15.10. Na pokładzie przywitały nas stewardessy, które rozdawały darmowe przekąski i napoje. Żyć i nie umierać. Najmłodsi pasażerowie otrzymali podpisy od pilotow, lecz niestety nie udało nam się na nie załapać. Szkoda, wielka szkoda. Atmosfera była przyjemna. Sprzyjała wakacyjnemu klimatowi. Moja siostra, która przed lotem strasznie go przeżywała (w końcu to jej pierwszy raz w samolocie) była pozytywnie zaskoczona. Nawet choroba lokomocyjna jej nie doskwierala. Wylądowaliśmy zgodnie z rozkładem na lotnisku Fumicino. Wielki moloch, w którym łatwo było się pogubić. Odnalezienie pociągu zajęło nam dobre 15 minut. A potem już z górki!



Podróż Leonardo Expressem trwała nieco ponad pół godziny. Po drodze widoki nie zachwycały. Czułyśmy się jak w Polsce. Obskurne stacje, rozpadające się budynki, wszędzie grafitti. Powiem szczerze, że spodziewałam się czegoś lepszego, ale nie ma co narzekać. Rzym zrekompensował to wszystko (nieco później)!

Stacja Termini jest ogromna. Była jedynie przystankiem w dalszej podróży, ale przytłoczyła (zwłaszcza moją siostrę, która po raz pierwszy odwiedza tak przeogromne, zróżnicowane kulturowo miasto). Następna przygoda czekała nas w metrze. Dość łatwo udało nam się je odnaleźć. Bramki pokonane i teraz czekał na nas jedynie przejazd w mocno zatłoczonym wagonie. Duchota jak diabli, ale czego się nie robi dla Rzymu.

Ze stacji Ottiaviano do upragnionego (bo była już 19.40) hosteliku droga prosta. Zajęła nam około 15 minut. Po drodze musiałyśmy jednak przekroczyć zaskakujące i w Polsce niespotykane skrzyżowanie. Ludzie wymuszają na nim pierwszeństwo na samochodach. Jeśli nie wejdziesz na ulicę na chama (mówiąc potocznie) to utkniesz w tym miejscu na dobre. Szybko podłapałyśmy ten sposób przemieszczania się, a w sercach zrodziła się obawa, że i w Toruniu spróbujemy tej sztuki.

Hostelik jak hostelik. Nic specjalnego, choć wielkie łóżko miał. W kuchni niestety światło nie działało, a kuchenki nie pozwalano używać. Na dodatek problemy w Wi-fi nieco nas przygnębiły. No bo jak to tak? W XXI wieku bez internetu? Nie może być… a jednak… mimo, że hasło do niego miałyśmy to nasze urządzenia nie potrafiły się z nim połączyć. Szlag by to!


Naszym pierwszym punktem tego dnia i zarazem ostatnim była Bazylika Św. Piotra, a właściwie to plac rozciągający się tuż przed nim. Wrażenie ogromne, a od naszego hosteliku może 5 minut drogi. Tak! Wreszcie poczułyśmy tę magię Rzymu (choć wciąż nie mogłyśmy uwierzyć, że tu jesteśmy)!


Oświetlona Bazylika spodobała nam się jeszcze bardziej (choć zdjęcia nie oddadzą tego co czułyśmy w tamtej chwili). Na tym jednak skończyłyśmy czwartkową przygodę, bo rano czekało na nas Koloseum!

Zdjęcia są moje, a także mej siostry, która fotografem jest cudownym! Zapraszam TUTAJ po więcej jej dzieł!

Trzymajcie się moje kochane dziubaki!
Więcej relacji z Rzymu już wkrótce! 
A ja biegnę nadrabiać Wasze wpisy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz