Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lot. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lot. Pokaż wszystkie posty

sobota, 20 sierpnia 2016

Ostatnie wyzwanie - pakowanie

Powoli żegnam się z Anglią, która w tym roku przyniosła mi wiele wyzwań. Nie wszystkie z nich miały szczęśliwy koniec, ale mimo to zyskałam wielu wspaniałych przyjaciół, z którymi pragnę utrzymywać kontakt. Żegnam się z Devon licząc na to, że jeszcze kiedyś tu wrócę. Może już niedługo... skorzystam z zaproszenia mojej angielskiej rodziny. Uwielbiam ich.


Przepiękny Devon żegna mnie dziś deszczową pogodą. Słońce nieśmiało wysłania się zza chmur, ale deszcz wciąż wisi w powietrzu, a ja stoję przed kolejnym wyzwaniem. Ostatnim już tutaj (mam nadzieję...)


JAK TU SIĘ SPAKOWAĆ?!


Sama jestem sobie winna. Poszalałam w tym roku i kupiłam od groma rzeczy. Głównie książki i artykuły papiernicze. Nie zabrakło jednak bluzki i portfela. Mimo że wyrzuciłam dwie pary butów, w torbie wcale miejsca zbyt wiele się nie pojawiło. Szlag by to!


Moja torba już pęka w szwach, a tu jeszcze dwie pary spodni, bluzka, ręcznik i kosmetyki. Wszystko to powinno się tam zmieścić. No i na dodatek torebka. Kurczę... czarno to widzę...


Obejrzałam od groma filmów na youtube, które podpowiadają jak się spakować, lecz niestety nie wszystko się u mnie sprawdza. Moja torba jest zwyczajnie za mała. Nie sądziłam, że kiedykolwiek stanę przed takim wyzwaniem. Szczycę się przecież mianem mistrza pakowania...

Tak...tylko do Anglii leciałam Ryanairem, a wracam Wizzairem. Wizzair ma jeden, maciupeńki minus. Nie wolno zabrać dwóch bagaży podręcznych, jeśli się za to nie zapłaci. Nie zrobiłam tego, bo nie przewidziałam zakupowego szaleństwa. Cóż...najwyżej mój plecak przeżyje 3 wojną światową. Upycham wszystko... i...
I'm off to London!

Macie jakieś pomysły na to co by tu zrobić, by się zapakować? Przyjmę każdą pomoc. Czy też stoicie przed takim problemem? Jak go rozwiązaliście?

wtorek, 21 czerwca 2016

Moje 4 dni w Rzymie - dzień pierwszy



Zainspirowana postem o magicznej mocy konkursów u CzekoAdy postanowiłam zaryzykować i również wziąć w nich udział. Wyszukałam ich więc ogrom, najczęściej dotyczyły wygranej książkowej. Znalazłam jednak również ten jeden, który sponsorował 2 bilety lotnicze w tę i z powrotem z Bydgoszczy do Rzymu. Wzięłam w nim udział i choć się nie spodziewałam, wygrałam! Toteż 16 czerwca udałam się na lotnisko wraz z moją siostrą, moją towarzyszką Rzymskich wakacji!

 
Na lotnisku w Bydgoszczy byłyśmy już o 13, a przywitali nas panowie przebrani za rzymian (bo tu muszę nadmienić, że ten lot był inauguracyjnym!). Kolumny prowadzące do bramek również wprowadzały w rzymski klimat. Za odprawą czekała na nas prawdziwa niespodzianka. Tort (smaczny, lecz odrobinę za słodki), soki, woda, kawa i herbata. Wszystkiego pod dostatkiem. Mogłyśmy pić i jeść do woli. Na dokładkę otrzymałyśmy mini koncert w wykonaniu przystojnego pana Mateo (którego nazwiska nie zapamiętałam). Śpiewał całkiem nieźle, ale nie powalał na kolana. Wszystko to oczywiście okraszone Włoskim klimatem. Brawo Bydgoszcz!



Sam lot przebiegł bez zarzutów. Wyruszyliśmy punktualnie o 15.10. Na pokładzie przywitały nas stewardessy, które rozdawały darmowe przekąski i napoje. Żyć i nie umierać. Najmłodsi pasażerowie otrzymali podpisy od pilotow, lecz niestety nie udało nam się na nie załapać. Szkoda, wielka szkoda. Atmosfera była przyjemna. Sprzyjała wakacyjnemu klimatowi. Moja siostra, która przed lotem strasznie go przeżywała (w końcu to jej pierwszy raz w samolocie) była pozytywnie zaskoczona. Nawet choroba lokomocyjna jej nie doskwierala. Wylądowaliśmy zgodnie z rozkładem na lotnisku Fumicino. Wielki moloch, w którym łatwo było się pogubić. Odnalezienie pociągu zajęło nam dobre 15 minut. A potem już z górki!



Podróż Leonardo Expressem trwała nieco ponad pół godziny. Po drodze widoki nie zachwycały. Czułyśmy się jak w Polsce. Obskurne stacje, rozpadające się budynki, wszędzie grafitti. Powiem szczerze, że spodziewałam się czegoś lepszego, ale nie ma co narzekać. Rzym zrekompensował to wszystko (nieco później)!

Stacja Termini jest ogromna. Była jedynie przystankiem w dalszej podróży, ale przytłoczyła (zwłaszcza moją siostrę, która po raz pierwszy odwiedza tak przeogromne, zróżnicowane kulturowo miasto). Następna przygoda czekała nas w metrze. Dość łatwo udało nam się je odnaleźć. Bramki pokonane i teraz czekał na nas jedynie przejazd w mocno zatłoczonym wagonie. Duchota jak diabli, ale czego się nie robi dla Rzymu.

Ze stacji Ottiaviano do upragnionego (bo była już 19.40) hosteliku droga prosta. Zajęła nam około 15 minut. Po drodze musiałyśmy jednak przekroczyć zaskakujące i w Polsce niespotykane skrzyżowanie. Ludzie wymuszają na nim pierwszeństwo na samochodach. Jeśli nie wejdziesz na ulicę na chama (mówiąc potocznie) to utkniesz w tym miejscu na dobre. Szybko podłapałyśmy ten sposób przemieszczania się, a w sercach zrodziła się obawa, że i w Toruniu spróbujemy tej sztuki.

Hostelik jak hostelik. Nic specjalnego, choć wielkie łóżko miał. W kuchni niestety światło nie działało, a kuchenki nie pozwalano używać. Na dodatek problemy w Wi-fi nieco nas przygnębiły. No bo jak to tak? W XXI wieku bez internetu? Nie może być… a jednak… mimo, że hasło do niego miałyśmy to nasze urządzenia nie potrafiły się z nim połączyć. Szlag by to!


Naszym pierwszym punktem tego dnia i zarazem ostatnim była Bazylika Św. Piotra, a właściwie to plac rozciągający się tuż przed nim. Wrażenie ogromne, a od naszego hosteliku może 5 minut drogi. Tak! Wreszcie poczułyśmy tę magię Rzymu (choć wciąż nie mogłyśmy uwierzyć, że tu jesteśmy)!


Oświetlona Bazylika spodobała nam się jeszcze bardziej (choć zdjęcia nie oddadzą tego co czułyśmy w tamtej chwili). Na tym jednak skończyłyśmy czwartkową przygodę, bo rano czekało na nas Koloseum!

Zdjęcia są moje, a także mej siostry, która fotografem jest cudownym! Zapraszam TUTAJ po więcej jej dzieł!

Trzymajcie się moje kochane dziubaki!
Więcej relacji z Rzymu już wkrótce! 
A ja biegnę nadrabiać Wasze wpisy!

sobota, 4 czerwca 2016

Piątkowy miszmasz na sobotni wieczór #12

Czwarty czerwca już niemal za nami. Słońce rozgrzewa nas do białości, często zapominając o tym iż jesteśmy tylko ludźmi. Ja sama ledwo co oddycham, kiedy wychodzę z moim psiakiem na spacery, a on sam... szuka cienia. Dochodzi do tego, że próbuje chować się w moim własnym cieniu. Serio. Ta pogoda nie jest dla niego, a ja powoli zastanawiam się czy Tajlandia dojdzie u mnie do skutku. W końcu tam takie temperatury są na porządku dziennym, no ale cóż... czego się nie robi dla swoich marzeń.


~.~

Pierwszy czerwca miał być prezentem dla każdego dziecka. Rodzice spędzali ze swoimi pociechami parę godzin, a ja... miałam spotkanie z mą promotor. Znowu. Liczyłam na łut szczęścia, dobry humor z okazji tego przepięknego dnia. Nic z tego. Kobitka jest nie do zdarcia. Naniosła poprawki na swoje poprawki i teraz poprawiam niczym szalona, by zdążyć przed 8 czerwca. Jednak dzień ten nie okazał się aż tak szczęśliwy jak myślałam...

~.~

Natomiast wczoraj nad Toruniem można było podziwiać lot przepięknych balonów. Podobno było ich piętnaście, ale ja naliczyłam jedynie 10. Pewnie gdzieś mi się ta pozostała piątka zawieruszyła. Szkoda, bo widok ten był nieziemski. Aż sama zamarzyłam by do jednego z nich wskoczyć i pooglądać Toruń z lotu ptaka. W niektórych momentach miało się wrażenie, że balony uderzą o budynki, a one sprytnie je omijały wzbijając się wyżej w powietrze. Coś pięknego!


Widoki z mojego balkonu. Wystarczyło stać, prażyć się na słonku i podziwiać. Warto, ale myślę, że widok to nic... żeby docenić prawdziwą naturę trzeba by się takim balonem przelecieć. Szkoda tylko, że takiej okazji wczoraj nie było (lub nie wiem że była i wolę nie wiedzieć, bo będę żałować iż tego nie zrobiłam).
~.~
To tyle jeśli chodzi o mój tydzień. Wstąpiłam tu na chwilkę, a teraz wracam do bazgrania swej magisterki. Może wreszcie uda mi się skończyć te przeklęte poprawki. Jutro jeszcze wyprawa do Wrocławia i układanie lekcji najpewniej w pociągu. Jak Wam minął tydzień? Co ciekawego zrobiliście?
Trzymajcie się Dziubaki moje!
Niech Czerwiec będzie z Wami!