Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bezdomni. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bezdomni. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 9 sierpnia 2016

4 cechy dobrego środowiska pracy

Wysłałeś setki CV i nie otrzymałeś żadnego odzewu. Powoli tracisz nadzieję i szukasz innych możliwości. W najgorszym wypadku zostaniesz bezrobotnym. Próbujesz przekonać sam siebie, że to nic takiego. W końcu Twoi rodzice jeszcze żyją, więc na pewno Ci pomogą. Wiele osób wciąż jest na utrzymaniu rodziców i żyje im się całkiem dobrze. Mama wypierze i ugotuje obiad, a Ty będziesz mógł zanurzyć się w otchłani Internetu i być może spróbujesz coś zarobić prowadząc bloga lub innego youtuba. Przecież tylu ludziom już się to udało, więc czemu i Tobie miało by się nie poszczęścić?

I kiedy już prawie udało Ci się przekonać, że tak będzie najlepiej, otrzymujesz ten upragniony telefon. Zaproszenie na rozmowę o pracę. Zgadzasz się od razu i wyciągasz swój zakurzony garnitur lub wciskasz się w nieco za ciasną sukienkę. Doprowadzasz się do porządku i biegniesz do obiecanego raju.

Rozmowa nie wygląda tak jakbyś sobie tego zamarzył, ale nie w tym rzecz. Najważniejszy jest jej rezultat. Otrzymujesz kolejny telefon i TAK! Chcą Cię tam! Nie możesz uwierzyć w swoje szczęście. Wreszcie zaczniesz żyć jak normalny człowiek. Osiem godzin dziennie przepracujesz i zarobisz na swe utrzymanie. Oczami wyobraźni widzisz swoje środowisko pracy i to jak pniesz się po szczeblach kariery...

...a potem nadchodzi rzeczywistość. Twój pierwszy dzień nie wyglądał najlepiej. Nie potrafiłeś się tam odnaleźć. Twoi koledzy wcale nie przywitali Cię chlebem i solą, a szczeble kariery? Jakie znowu szczeble? To przecież skorumpowany świat, w którym ledwie udaje Ci się przeżyć do pierwszego. 

Mijają tygodnie, a Ty wciąż nie możesz się otrząsnąć po doznanym szoku... wyobrażałeś sobie to wszystko zupełnie inaczej.

Co się stało? Czyżby twe oczekiwania były zbyt wygórowane? Co takiego powinna mieć ten upragniony etat, by mógł Cię zadowolić?


U mnie wygląda to tak:

PRZYJAZNA ATMOSFERA


Myślę, że nie przesadzę tutaj mówiąc iż jest to najważniejszy punkt programu. Wszyscy pragniemy pracować z kimś kogo lubimy, z kimś kto nie będzie nam podkładał kłód pod nogi i wreszcie z kimś kto nie obgaduje Cię za twymi plecami, wcześniej twierdząc że Cię uwielbiał. Możesz powiedzieć, że to banał... ale niestety rzadko kiedy trafia się tak dobry skład. Zawsze znajdzie się w nim ktoś, komu nic nie będzie się podobało. Ktoś, kto zatruje Ci życie. I jeszcze nic złego się nie stanie, jeśli to będzie tylko jedna osoba... ale wyobraź sobie sytuację, w której połowa twoich współpracowników patrzy na Ciebie wilkiem, a ty nie wiesz o co chodzi. Przecież nic złego nie zrobiłeś... otóż to. Najprawdopodobniej Ci zazdroszczą, bo widzą jak gładko Ci przyszło odnalezienie się w nowym środowisku. A może jesteś mistrzem Excela, lub znowu wykonałeś projekt, który od razu został pochwalony przez Twojego szefa. Zazdrość jest straszna i niestety wszędzie wykiełkuje.

DOBRY MENAGER


Jak wiele zależy od dobrego menagera... nawet sobie tego nie wyobrażasz. To on jest od tego by wyznaczyć Ci zadania. To on powinien określić Twą pozycję, a także pochwalić Cię za dobrze wykonane zadanie. To też on jest od tego by wytknąć Ci błędy i uświadomić co zrobiłeś źle. Niejednokrotnie jednak, menager gubi się w swoich obowiązkach. Wchodzi w Twój zakres obowiązków i twierdzi, że zrobiłby to znacznie lepiej, nawet nie wiedząc z czym się to wszystko je. Na dodatek zapomina o pochwałach, skupiając się tylko na tym co złe, a na każde Twe pytanie wzrusza bezradnie ramionami czym też zamyka bezsensowną (według niego) dyskusję. Dobry menager to rzadkość i jeśli takiego posiadacie, ceńcie go... bo kiedy odejdzie, wszystko Wam się posypie, nawet jeśli byliście najlepszym składem świata.


WSPÓŁZAWODNICTWO


Może nie każdy lubi zawody, ale dobre zawody nie są złe. Motywują do dalszej pracy nad samym sobą i doskonalenia się na różnych polach życia. W pracy też są one potrzebne... byle tylko nie było w tym wszystkim przesady. Trzeba czasem się zatrzymać i zastanowić, czy wciąż dobrze się bawimy, czy przypadkiem nasze niewinne zawody nie zamieniły się już w wyścig szczurów. Ten drugi z całą pewnością do zdrowych nie należy. W końcu nie wytrzymasz i zrezygnujesz z pracy, lub zniszczysz kogoś tak doszczętnie, że ten nie będzie wiedział na czym stoi. Lepiej się w to nie pakować i wycofać się póki jeszcze zostało nam trochę zdrowego rozsądku.


WZAJEMNE WSPARCIE


Ten punkt może wydać Wam się częścią pierwszego, ale myślę że warto go wypunktować. Bardzo często zapominamy o tym, że pracujemy razem by osiągnąć ten sam cel. Zapominamy, że nasi koledzy z pracy nie są naszymi wrogami. Zapominamy o wsparciu między członkami drużyny i niesie to za sobą konsekwencje. Często dość poważne konsekwencje. Brak uśmiechu na twarzy, przerwy w milczeniu. Brak tej przyjaznej twarzy, do której można by zagadać. No i cichy płacz gdzieś w ciemnym zaułku. Byle tylko nikt nas nie przyłapał. Wzajemne wsparcie jest niezwykle istotne i choć jestem początkującym pracownikiem uważam je za jedną z najważniejszych cech!


Oczywiście można by tu wymieniać i wymieniać. Niektórzy z Was pewnie zapytają mnie, a co z pieniędzmi? Nie będę Wam kłamać, że nie są istotne, bo są, ale nie najważniejsze. Oczywiście miło jest dostać odpowiednie wynagrodzenie i nikogo nie namawiałabym do rezygnacji z niego lub pracowania za śmieciowe pieniądze (no chyba, że już naprawdę nie mamy wyjścia, a jak wiadomo żadna praca nie hańbi). Ale nie dajcie się wykorzystać. Znaj swoją wartość, a i pieniądze przyjdą.

Jakie cechy środowiska pracy są istotne dla Was? Podzielcie się swoimi doświadczeniami związanymi z szukaniem stałej pracy (bo to czeka mnie już za 3 tygodnie) oraz tymi związanymi z pierwszymi dniami w niej. 

Trzymajcie się dziubaki!

czwartek, 10 września 2015

Wędrując po dżungli - Pani da dwa złote na chleb...


Te stworzenia znajdziesz na uczęszczanych ulicach. Czasem chowają się po kątach, a ciemne zaułki to ich ulubione kryjówki. Wieczorami rozkładają się na dworcach lub na ławkach w parku i nawet nie zauważają już blasku gwiazd. W chłodne dni szukają schronienia, czasem uwijając sobie gniazdko w ciepłych poczekalniach na dworcach kolejowych, albo też znowu owijają w stare, zszargane koce i starają się przeżyć.


Najczęściej nie pracują i tej pracy nie szukają. Jest im dobrze na ulicy. Zawsze znajdą przecież takiego Kowalskiego czy innego Nowaka, który podrzuci im złotówkę, czy dwa. Mogą więc spokojnie żerować na naiwnym społeczeństwie o dobrym sercu, bo przecież te pieniądze nie pójdą wcale na chleb. Co to, to nie! Gdzieżby znowu! Przecież oni nawet głodni nie są...

Alkohol. 

Najlepiej pół litra, by przenieść ich na chwilę do nieba. Z braku laku i Jabol potrafił zdziałać cuda! Ten eliksir pozwala im oderwać się od szarej rzeczywistości i popłynąć na jego fali. Być może mają po nich piękne sny, albo przynajmniej nie myślą o tym co czeka na nich za rogiem. Żyją z dnia na dzień. Cieszą się chwilą, jednocześnie marnując swoje życie. 

Nie mają przyszłości. Żyją teraźniejszością, albo jeszcze gorzej... utknęli w pewnym punkcie przeszłości (tylko sobie znanym) i nie mają odwagi ruszyć dalej. Nie potrafią zrobić pierwszego kroku i wyjrzeć za róg. Obawiają się, że nie będzie tam czekało na nich nic dobrego. Nie chcą narażać się na większe nieszczęście, wolą swój znajomy grajdołek niż niepewną przyszłość.

Sami siebie skazują na taki los, a my im tylko w tym pomagamy...

Nie zliczę już razów, kiedy to dałam się nabrać na to nieszczęsne dwa złoty. Ta żałosna mina, błagający wzrok i podarte ubranie. To wszystko przez pewien czas ściskało mnie za serce. Nabierali mnie. Robili w balona, później radośnie biegnąc do Żabki czy innej Biedronki i kończąc z najtańszym Jabolem w dłoni. Zgrzytałam wówczas zębami i zaciskałam mocno pięści. Nie rozumiałam tej ludzkiej obłudy. Nie rozumiałam, dlaczego to robią. Przecież są głodni, do cholery! Przecież chcieli na chleb!

Później przestałam dawać pieniądze, zamieniłam to na bułkę czy inną kiełbasę. Co się zmieniło? Otóż jedynie jedna rzecz - może nie mieli na alkohol, za to moje dobre serce rozpadało się na kawałki za każdym razem, gdy zobaczyłam tę moją bułkę, leżącą gdzieś na ziemi. Lub z innej beczki - brak tego biedaka przed sklepem. Znikali, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Znikali, a ja jak głupia stałam z tym jedzeniem, przez dłuższą chwilę szukając ich wzrokiem.

Dziś jestem obojętna na ich krzywdę. Jestem obojętna na ten łani wzrok i brudne ręce. Nie daję się już tak nabrać i uważam, że robię tym samym więcej dobra niż zła. Być może, w którymś momencie taki człowiek się opamięta? Być może, nie dostając ode mnie tych przeklętych dwóch złotych, pójdzie po rozum do głowy i odważy się zrobić pierwszy krok? 

Może... choć, żeby tak się stało, nie tylko ja musiałabym zaprzestać ich sponsorować. Żal mi takich ludzi, ale jednocześnie jestem na nich wściekła. Jestem wściekła, że nie potrafią wziąć życia w swoje ręce i coś z nim zrobić. Wiem, że to nie takie proste, ale bez chęci do niczego nie dojdziemy. Chęci to już połowa sukcesu, a reszta? To połączenie ciężkiej pracy i nutki szczęścia. 

Nie dajcie się dłużej nabijać w bambuko. Wbrew pozorom zrywając z odruchami dobrego serca, być może pomożecie choć niewielkiemu odsetkowi tych biednych ludzi. Może któryś z nich się opamięta i odnajdzie swoją przyszłość. Szczerze chcę w to wierzyć.

Ile razy Wy zostaliście na lodzie? Ile razy udało się im nabrać Wasze dobre serca? Co o tych nieszczęsnych stworzeniach uważacie?  

Źródło: 1