Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dramat. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dramat. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 13 września 2016

Życie bez smartphona



Potrafisz wyobrazić sobie jeszcze życie bez telefonu z wbudowanym aparatem, życiodajnym internetem (który często pozwala Ci na pozostanie w kontakcie z pracą, rodziną i przyjaciółmi 24 godziny na dobę) oraz z wieloma aplikacjami, które mogą ułatwić Ci codzienność? Potrafisz? Szczere gratulacje!

Ja nie potrafiłam... dopóki swego telefonu nie straciłam.


Nie miałam czasu na lament, bo stało się to w Anglii, gdzie zajęta pracą nie odczułam za bardzo braku telefonu. Owszem o Instagramie mogłam tylko pomarzyć (ale i tak nie miałam na niego czasu), a na Whatsuppie akurat toczyły się interesujące mnie dyskusje (i parę spotkań oraz śmiechu mnie ominęło). Nie było też PokemonGo (które tak chciałam wypróbować jeszcze w Anglii, kiedy to szał na nie zapanował), ale jakoś mnie to nie obeszło. Dlaczego? Bo wierzyłam, że zostało mi tylko parę miesięcy do zmiany umowy oraz do nowego telefonu. Dwa, trzy miesiące - tyle przecież każdy głupi by wytrzymał, co nie?

Potem pojawiła się rzeczywistość. Spadła na mnie dość niespodziewanie. Przemiła pani w salonie Plusa uświadomiła mnie, że do końca umowy pozostało mi jeszcze 17 miesięcy... 17... to jak Ola z Wolniej słusznie stwierdziła CAŁA WIECZNOŚĆ!!! 


No i co teraz? 


Smartphona nie ma, Internetu nie ma, kontaktu ze światem też nie ma (a przynajmniej nie przy pomocy telefonu). 

Jest natomiast niezawodna Nokia, jeszcze bez aparatu. Ta, której bateria wytrzymuje nieco dłużej niż tydzień, a zwykłe uderzenie nie sprawi iż połamie jej się szyba. Są klawisze zamiast upierdliwego ekranu dotykowego, który tylko wygląda niechlujnie po godzinie użytkowania. Nie ma zacinającego się oprogramowania i nie ma niepotrzebnych aplikacje, które idee miały słuszną ale zapełniały czas. 

Jest natomiast stary i poczciwy Snake, który może umilić czas, kiedy już naprawdę człowiek się nudzi. Jest radio oraz trochę starych dźwięków, które pobudziłyby nawet umarlaka. Jest latarka i angielskie menu. Jest też to co najważniejsze - lista kontaktów, która pozwala mi na utrzymywanie kontaktu ze światem rzeczywistym. Jest miejsce na smsy i są również marnujące się pakiety Internetowe, które mam w umowie, a nie mam jak ich teraz spożytkować.

Czego najbardziej brakuje?


Kontaktu z przyjaciółmi zza granicy. Mam ich całkiem spore grono i owszem został mi facebook. Fajnie, ale nie każdy z nich go ma. Wszyscy jednak mieli WhatsUppa... dopominają się o mnie, pytając gdzie zniknęłam, a ja jedynie załamuję ręce. No bo co zrobić? Nie ma to nie ma i koniec. Nic na to nie poradzę.

E-maila. To druga funkcja z której korzystałam dość namiętnie. Powiadomienia o nowych mailach przychodziły do mnie o każdej porze dnia i nocy. Zawsze byłam na bieżąco, a teraz? Nawet jeśli komputer odpaliłabym na niemalże całą dobę, to nie usłyszę dźwięku oświadczającego, że coś do mnie przyszło. Co to, to nie... no chyba że o czymś nie wiem, a to bardzo możliwe.

Instagrama i aparatu. No dobrze, może nie byłam zbyt aktywną jego użytkowniczką, ale lubiłam się pobawić. Wstawić zdjęcie i napisać co tam u mnie, a potem przesunąć palcem kilka razy i znaleźć swoją własną motywację. Teraz mogę o tym jedynie pomarzyć. Cóż, takie życie!

Kalendarza miesiączkowego. Dobra, wiem. To typowo kobieca aplikacja, ale jakże przydatna. Nie musiałam pamiętać o tym by notować w kalendarzu nadchodząca katastrofę. Apka podpowiadała mi o tym z wyprzedzeniem, a ja na spokojnie mogłam się przygotować. Teraz czekam niespokojnie... by zanotować w zwykłym kalendarzu kiedy się to zdarzyło.

Co jest fajne?


Długa żywotność baterii. Nie mam już problemu z baterią. Nie zamartwiam się czy przypadkiem mi nie padnie w drodze do domu. Ona nie padnie, a nawet jeśli to nic się nie stanie. Najwyżej nie będzie ze mną kontaktu przez parę chwil. Bateria w tej Nokii trzyma ponad tydzień, ale jest to pewnie spowodowane tym, że za bardzo z telefonu nie korzystam. Nie ma neta i kuszących aplikacji, więc telefon leży obok mnie i czeka aż ktoś napiszę smsa lub zadzwoni. Nic więcej.

Snake. To już czyste widzimisię. Choć straciłam moje 1024, zyskałam węża z wieloma poziomami trudności. Ćwiczę swoją zręczność i raz za razem bije nowe rekordy. Wbrew pozorom, ta gierka uzależnia i to dość mocno.

Jedynie niezbędne aplikacje. Problem wielu smatphonów to wbudowane aplikacje. Te, których niemal nikt nie używa, a zaśmiecają telefon. I owszem, człowiek się ich pozbywa, ale zawsze coś tam zostanie.Niczym przyczajony tygrys, ukryty smok. Z moją Nokią mamy się bardzo dobrze. Takich aplikacji jest brak i nic nie zaśmieca nam miejsca. Mam tylko to co niezbędne. I jest fajnie.


17 miesięcy to długi okres i szczerze nie wiem, czy wytrzymam... ale zobaczymy. Na razie staram się patrzeć na to optymistycznie. Trzymajcie za mnie kciuki! Wytrzymalibyście tyle bez telefonu?

Źródło: 1

piątek, 5 sierpnia 2016

Nieszczęścia chodzą....

Piątki i poniedziałki to dwa dni, które są najbardziej stresującymi w tej pracy. Mnóstwo kserowania, drukowania, pierdyliard list, materiałów dla nauczycieli i innych dokumentach. Głowa wprost pęka i ledwie udaje jej się zapamiętać co jeszcze trzeba zrobić. 


W jeden z tych właśnie piątków, kiedy to człowiek zapomina jak się oddycha i że należy coś zjeść w środku dnia, zdarzyło się kilka nieprzyjemnych wypadków. Plan lekcji gotowy, listy gotowe i przygotowane do drukowania, a tu brak tuszu w drukarce. Lecę więc z wywieszonym językiem do sklepu, byle tylko zdążyć przed zamknięciem (bo Exmouth małym miasteczkiem jest), a tam czeka na mnie kolejna niespodzianka. Tuszu nie ma, bo czemu miałabym mieć szczęście co nie? Oczywiście przemiły pan twierdzi, że może go zamówić na... poniedziałek. Perfect! Tylko szkoda, że tak późno. W poniedziałek ja już muszę mieć to wszystko gotowe.

Główka pracuje na wysokich obrotach i czuję się nieco jak ten Dobromił z bajki. Aha! Wiem! Dzwonię do koleżanki pracującej w innej miejscowości (25 minut pociągiem ode mnie). Yes! Mam to! Wydrukuję u niej! Uff, problem z głowy. Wracam więc zadowolona do swojego biura i... dowiaduję się, że należy przygotować nową klasę. Sic! Tego mi było trzeba.

W panice przeliczam krzesła w każdym pokoju, bo łudzę się iż moja matematyka szwankuje. Niestety. Umysł pracował dobrze i policzył krzesła perfekcyjnie. Mam jedynie 5 krzeseł za dużo... skąd ja wytrzasnę 10 pozostałych? 

Szczęście w nieszczęściu, zostałam uratowana przez przemiłych Brytyjczyków pracujących w tym budynku. Udostępnili mi oni te 10 krzeseł i znów mogłam się zrelaksować... nie na długo. Brak laptopa, rzutnika i internetu w nowej klasie szybko dał mi się we znaki...

Ludzie mówią, że nieszczęścia chodzą parami... u mnie jest to cała masa nieszczęść i nie chce się skończyć. Spadłam ze schodów przenosząc rzutniki, telefon mi się potłukł i ekran już nie działa, internet ciągle przerywa i moi nauczyciele zostają z ręką w nocniku, nie mogąc przeprowadzić porządnej lekcji... wciąż i wciąż coś nowego się przytrafia. 

Pasmo nieszczęść nie chce się przerwać i choć sobie z nimi radzę, kombinując na wszystkie strony to jestem już tym wszystkim nieco zmęczona. Ten jeden, jedyny raz chciałabym uzyskać szczęśliwe pasmo, które potrwałoby nieco dłużej niż jeden dzień. Tak byłoby idealnie... ale najprawdopodobniej proszę o zbyt wiele. 

Zostaję więc przy moich nieszczęściach i staram się uśmiechać pomimo nich. Bo co innego zrobić mogę? Usiąść na krawężniku i płakać? Rozłożyć bezradnie ręce i pozwolić temu wszystkiemu runąć na łeb i na szyję? To nie w moim stylu. 

Zawsze znajdzie się rozwiązanie. Czasem trzeba tylko stanąć na głowie by je zobaczyć.

Pozdrawiam z nieszczęśliwego Exmouth, w którym to łatam dziury jak się da! Mam nadzieję, że u Was pasmo szczęścia zagościło. Bierzcie z niego ile się da, bo nigdy nie wiadomo, kiedy się skończy. Nie chcę Wam tu nic krakać, ale... miejcie się na baczności!

Źródło: 1

środa, 3 sierpnia 2016

Fuck it

Anglia zawsze kojarzyła mi się z odpoczynkiem. Mimo wielu obowiązków znajdowałam czas dla siebie i uwielbiałam to. Ten rok jest jednak nieco inny i teraz nie wiem tylko, czy to ja się starzeję czy po prostu team Exmouth jest niekompetentny. 
 

Niczym dzieci bawiące się w piaskownicy. Uraczą słodkim uśmiechem, by wbić ci sztylet w plecy. Oczekują twej pomocy, niczego nie dając w zamian, a gdy już jesteś na skraju wytrzymałości i upominasz się o swoje, kłamią jak z nut, zwalając winę na ciebie. Atmosfera nie sprzyja współpracy i na dodatek padają oskarżenia. 

Wiele razy miałam ochotę to rzucić. Wrócić do domu i mieć ich wszystkich w dupie, a jednak wciąż tu jestem i walczę do samego końca. Wczoraj dowiedziałam się od Pam (mojej host-mamy), że to cecha Polaków. Myślałam, że nie jestem typowym Polakiem, a jednak... coś tam w sobie mam. Jestem jednak dumna, że akurat tę cechę udało mi się posiąść. 

To również ona postanowiła podzielić się ze mną swą własną "religią". Jej zasady są bardzo proste, ale jakże trudne do wdrążenia...

FUCK IT:


Bądź sobą 

Niezależnie od tego w jakiej sytuacji zostałeś postawiony i z kim rozmawiasz. Nigdy nie zapominaj kim jesteś. Pokaż na co Cię stać i nie daj się. 
 

Olej opinię innych

Co cię obchodzi, co ktoś o tobie myśli? Czemu zwracasz na to uwagę? Czemu płaczesz, bo ktoś nazwał się kłamcą? Zaufaj sobie. Przecież wiesz, że nie mają racji. Zawsze bądź w zgodzie z samym sobą. Rób to na co masz ochotę i pokaż pazury, kiedy tylko chcesz. 

Jump

Skocz z klifu, zaryzykuj. Bez tego nie ma zabawy. Nigdy nie dowiesz się co straciłeś, jeśli tego nie zrobisz. Nigdy nie żałuj. Bierz z życia garściami i skacz. Skacz na głęboką wodę. Nie pożałujesz. Może nie będzie łatwo, ale na pewno nie pożałujesz.

 
Brzmi prosto i pięknie. Szkoda tylko, że wdrążenie jej w życie nie będzie już takie łatwe. Zaczynam od dzisiaj. Od teraz, od już. Nie od poniedziałku i nie od przyszłego roku. Tylko już... a pierwszym krokiem będzie napisanie angielskiego CV i wysłanie go do azjatyckich szkół. W końcu czas się odważyć i wziąć swe życie za rogi!

W jaką filozofię życia wierzycie Wy? Udaje Wam się podążać za nią? Czy kiedykolwiek żałowaliście, że czegoś nie zrobiliście? 

Trzymajcie się Dziubaki moje kochane!

czwartek, 2 czerwca 2016

Czytam mangi - Tetsuya Tsutsui "Prophecy"

Tak, jako wzięty fan wszystkiego co japońskie i ja zaczynałam swą przygodę z tym krajem z mangą i anime. Z całą pewnością wielu z Was słyszało już o japońskiej animacji i komiksie, więc nie będę tu robiła wielkich wstępów tylko przejdę do rzeczy.

Przeszukując internety natknęłam się na produkcję japońską (aktorską) z moim ulubieńcem w roli głównej - Ikuta Toma. Uwielbiam wszystkie filmy i seriale, w których występował (a widziałam ich już całkiem sporo). On po prostu daje z siebie wszystko i jest dobrym aktorem (choć z tym wielu polemizuje, wybaczcie! To tylko moja opinia). Tak, czy inaczej natknęłam się na jeden z nowszych filmów w jego wykonaniu o dźwięcznym tytule - "Yokokuhan" (Prophecy - Przepowiednia).

Film ten to połączenie dramatu z horrorem. Historia jest całkiem znośna i dotyka tego, co w naszych czasach staje się powszechne. Cyber przestrzeń jest wciąż rozwijającym się środowiskiem hejtu, który nie rzadko doprowadza do nieszczęścia. Jeśli do tego dodać te wszystkie wybujałe pomysły, którymi internauci dzielą się ze sobą, dotyczącymi różnych spiskowych teorii i przestępstw doskonałych - to pojawia nam się całkiem pokaźny problem. 

W tym wypadku Gates postanawia wymierzyć sprawiedliwość na swój sposób. Internetu używa do zapowiadania swych kolejnych wykroczeń. Jest na tyle inteligentny by skutecznie zacierać za sobą ślady. Jego życie również nie należy do tych usypanych różami - jest bezrobotny i łapie się każdej pracy jaką może, byle tylko przeżyć. Na dodatek jego filmy stają się coraz bardziej popularne, a społeczeństwo zaczyna postrzegać go jako swego wybawcę. Z drugiej strony natomiast mamy silną panią detektyw, która należy do specjalnego sektora walczącego z przestępczością na tle internetowym. Jest kobietą zimną, o stalowych nerwach. Brak jej też skrupułów. Prawdę mówi prosto z mostu i nawet najmniejsze wykroczenie traktuje jak te wagi państwowej.

Film był niesamowity. Dotykał różnych problemów (gwałty, mobbing, oszustwa kulinarne, itp) i pozwalał na refleksję, a także zmuszał do zastanowienia się dlaczego to wszystko pojawia się na świecie. Czemu? W końcu takie sytuacje nie powinny mieć miejsca w żadnym wypadku. Mimo to, zawsze znajdzie się jakiś wariat, który postawi na głupi żart. Żart, który dla innych może okazać się brzemiennym w skutkach. 


"Yokokuhan" obejrzałam, przemyślałam i odłożyłam na bok... do wczoraj, kiedy to rozpoczęłam przeglądanie swoich mang (a mam ich całkiem sporo - koło 400 tomów na pewno). W moje łapki wpadły dwa tomiki wydane przez Studio JG  - "Prophecy". Zamrugałam wówczas kilkakrotnie i przejrzałam pierwszy z nich. Jakież to było moje zdziwienie, gdy rozpoznałam w nich znajomą mi historię. Tetsuya Tsutsui zaprasza nas do współczesnego świata pełnego niebezpieczeństwa, w którym to jednocześnie proponuje parę rozwiązań. 

Studio JG było na tyle uprzejme, by wydać historię dla nieco dojrzalszego widza. Nie znajdziemy tu więc przesłodzonej kreski czy dobrze nam znanych odgrzewanych kotletów, w postaci romansów. Nie, Tsutsui stawia na historię, a tę opowiada niesamowicie. Trzyma w napięciu i powoli odkrywa karty pozwalając czytelnikowi poznać jego bohaterów lepiej i zaprzyjaźnić się z nimi. Sprawia, że w pewnym momencie zaczynamy współczuć przestępcom. Pozycja zdecydowanie dla dojrzałego miłośnika japońskiego komiksu.
"Prophecy" to manga 3-tomikowa, z której każdy liczy sobie około 200 stron (pierwszy ma ich 220, drugi 196). Obwoluta mangi utrzymana jest dość minimalistyczna i na myśl przywodzi mi "Matrixa". Od razu przykuwa wzrok i pozwala na wydedukowanie o czym manga może być. Natomiast co do tłumaczenia polskiego - jest bardzo dobre, choć jego autorce zdarzyło się popełnić parę błędów językowych.

Niestety nie mam ostatniego tomiku tej serii, ale sądząc po tym co do tej pory przeczytałam, film został niesamowicie wiernie odtworzony. Zamierzam oczywiście dokupić ostatnią część, ale nie spieszy mi się z tym specjalnie.

Mimo to historię polecam z całego serca. Niezależnie od tego czy postawisz na mangę, czy też na film. Gwarantuję dobrze spędzony czas na odkrywaniu świata wykreowanego przez mangakę - Tsutsui.

Źródło: 1