Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kultura. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kultura. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 9 lutego 2017

Azja radzi: Marzenia silniejsze niż wszystko

Co kojarzy Ci się z Japonią? 

Sushi? Geisha? Pracoholizm? Okay, a czy kiedykolwiek pomyślałeś o marzeniach? O gonieniu za nimi i porzucaniem wszystkiego, byle tylko je spełnić? Powiedziałbyś, że to można znaleźć w Japonii?

Ja nie. Szczerze. W życiu nie przyszłoby mi to do głowy. Może dlatego, że nie myślimy takimi kategoriami, kiedy chcemy odpowiedzieć na powyższe pytanie, a może dlatego że marzenia i pracoholizm po prostu nie mogą iść w parze, prawda? Wykluczają się nawzajem, bo gdzie tu czas na marzenia, kiedy Japończycy siedzą zamknięci w swoich biurach od rana po samą noc. Nie ma czasu na rodzinę, a co dopiero na spełnianie marzeń, co nie?

Natomiast produkcje Japońskie starają się pokazać zupełnie inną sytuację. Bohaterowie tej części "Azja radzi" pokażą Wam, że marzenia są najważniejsze!

SUKI NA HITO GA IRU KOTO




Poznajcie Misaki. Misaki skończyła studia, a jej marzeniem było zostać cukiernikiem. Niestety życie dość mocno ją przygniotło. Łapała się wszystkich prac jakich mogła, by się utrzymać w tym dorosłym świecie. Wkrótce jednak zostaje bez pracy i mimo że chodzi na tysiące rozmów o pracę, nie udaje się jej nic znaleźć.

Nie ma więc pracy, ani rodziny czy ukochanego. Szczęście się jednak do niej uśmiecha. Wyjeżdża na wieś, by pracować w restauracji swojego przyjaciela z dzieciństwa. Tam poznaje swą miłość życia i choć początki nie są obiecujące, zakochują się w sobie. Wszystko zmierza ku wymarzonemu zakończeniu...

...ale wtedy pojawia się szansa na spełnienie swych marzeń. Dziewczyna waha się, bo nie chce zostawiać ukochanego samego, ale ten robi wszystko by ta wyjechała. Przecież taka szansa pojawia się raz w życiu.

Misaki łapie byka za rogi i wyjeżdża... ale, ale! Kto powiedział, że związki na odległość muszą się rozpaść?

OSOZAKI NO HIMAWARI



Poznajcie Kotori. Dziewczynę, która podążała za swoimi marzeniami tak długo, że w końcu została zmuszona by z tego zrezygnować. Wraca więc z Tokio do swej rodzinnej miejscowości i otrzymuje etat w podrzędnym szpitalu, gdzie ze znudzeniem leczy ludzi. Przecież pragnęła pracować w laboratorium, znaleźć lek na raka, miało być tak pięknie!

To jednak w swej rodzinnej miejscowości poznaje swą miłość. Chłopaka, który przyjeżdża z Tokio bez większego celu. On szuka swego przeznaczenia, ona pragnie jak najszybciej wyrwać się z tej zapyziałej dziury. On uczy jej jak żyć, jak obcować z ludźmi, ona pomaga mu odnaleźć marzenia.

W końcu on popycha ją do wyjazdu, a sam zostaje w wiosce by spełnić swe marzenie o produkcji ryżu. Jednak 24 grudnia jedzie do Tokio, by wyznać jej miłość. I znów związek na odległość jest ukazany jako warunek konieczny do spełnienia marzeń.

SUMMER NUDE




Tym razem poznajemy młodego fotografa, który nie pamięta już o czym marzył. Porzucił swe dawne marzenia, na rzecz wygodnego życia. Życia bez miłości i w cieniu innych. Ma przyjaciół, którzy odnieśli sukces, jednak on zatrzymał się w miejscu.

Podczas wakacji poznaje dziewczynę, która jest świetną kucharką i pomaga w kuchni w jednej z nadmorskiej restauracji. Jej potrawy są pyszne i domowe. Zawsze uśmiechnięta z zacięciem... i wielkim marzeniem, nieco przyćmionym przez życie.

Jak już się domyślacie - zaiskrzyło. Oboje popchnęli się do działania, by w końcu wyjechać i wrócić do swych marzeń. Tym razem obejdzie się bez związku na odległość, bo oboje pracują w tym samym mieście. Jupi! Jest i odmiana!



To jedynie kilka przykładów dram, które przyszły mi na myśl, kiedy pomyślałam o tym temacie. Niby fajnie, że Japonia stawia na spełnianie marzeń, ale czy aby na pewno warto poświęcić dla nich wszystko? Skoro już nawet było dobrze, zaczynaliśmy przyzwyczajać się do nowego stylu życia, uśmiech nie schodził nam z ust... czy aby na pewno warto wszystko poświęcić? No bo świetnie, związek na odległość... ok. Tylko zawsze pokazany zostaje początek tego związku. Nie mamy pewności co stało się później. Możemy to sobie jedynie dopowiadać.

Jak to jest z Waszymi marzeniami? Potrafilibyście poświęcić wszystko i wszystkich?

Ja nie wiem... chyba nie dałabym rady.

Trzymajcie się cieplutko!

niedziela, 12 czerwca 2016

"Kurwa" na dobre zagościła w mym słowniku!


Znalezione na kwejk.pl

Zostałam nauczona, by nie przeklinać. Długo się tego trzymałam i słowo "kurwa" rzucane na prawo i lewo strasznie raziło me uszy. Nie rozumiałam dlaczego ludzie z takim zapałem go używają. Nie umiałam wyobrazić sobie go w swoich własnych ustach. Zapewniałam samą siebie, że nigdy ale to przenigdy nie stanie się ono częścią mego słownika.

Na próżno. Życie szybko zweryfikowało me poglądy i choć "kurwa" wciąż mnie razi, gdy występuje jako przerywnik między jednym a drugim słowem, to dziś sama go używam. Nie ma się czym chwalić, oj to na pewno. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to zachowanie, które powinno być tolerowane. 

Niestety studia zmieniają ludzi. Jestem na wylocie (nareszcie!). Po ośmiu latach zmagań wreszcie z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że 27 czerwca zamknę ten okres swojego życia. Zamierzam zostać szczęśliwą posiadaczką magistra i rozpocząć to prawdziwe, dorosłe już życie. O tak! Praca magisterska nareszcie zaakceptowana i złożona. 

Jednakże ile razy "kurwa" wystąpiło w mym słowniku przez te 8 lat? Nie zliczę. Nawet nie będę próbowała, bo pewnie tylko popadłabym w depresję. Tak, używam go. Czasem aż za często i zupełnie niepotrzebnie. Najczęściej jednak "kurwa" pojawia się u mnie, gdy jestem niezwykle wzburzona (by nie powiedzieć wkurwiona), czy zestresowana. Wtedy nie kontroluje samej siebie, a to wyrażenie pomaga mi na odrobinę rozładowania napięcia. Sama się zapominam i nie wychwytuję go wówczas lub złapię się na tym odrobinę za późno. 

Co jednak oznacza to słowo?

Z pomocą przychodzi mi słownik internetowy PWN: 

kurwa
1. wulg. «prostytutka; też: kobieta prowadząca rozwiązły tryb życia»
2. wulg. «przekleństwo»
3. wulg. «o kobiecie»
4. wulg. «o kimś, kto dla osiągnięcia korzyści postępuje w sposób moralnie naganny»

 "Kurwa" to nic innego jak przekleństwo stosowane przez nas, Polaków, zbyt często. Jak i określenie na rozwiązłą kobietę. Co ciekawe na męską prostytutkę określenia wulgarnego znaleźć nie potrafiłam, a szkoda (choć może to i lepiej, im mniej wulgaryzmów tym lepiej, a jak wiadomo my - Polacy - kreatywnym narodem jesteśmy i na pewno znajdziemy i na to określenie prędzej czy później). 

Zatrzymajmy się jednak przy drugim wyjaśnieniu tego słowa na chwilę dłużej i zastanówmy się kiedy jej używamy. Zaprezentuję tu kilka przykładów z życia wziętych:

Stojąc w korku samochodowym lub jadąc za tak zwanym "zawalidrogą".  

"Kurwa" ciśnie się na usta i podparta zostaje różnymi innymi przekleństwami ("Noż kurwa, ja pierdolę"). Samochód ukazuje nasza prawdziwą naturę. Jesteśmy niecierpliwi i często już spóźnieni. Wszystko nam przeszkadza. No bo jak to tak? Ja tu sobie płynnie jadę, wpadam w odpowiedni rytm, a tu nagle taka przeszkoda! No szlag by to!

Ucząc się do egzaminu czy innego testu.

Zazwyczaj uczyć zaczynałam się na kilka dni przed egzaminem. Zdarzało się jednak, że przytłoczona tym wszystkim odpuszczałam naukę aż do samego końca, a wówczas z czasem, który skurczył się do minimum patrzyłam na notatki i starałam się ogarnąć cały semestr w jedną noc. Kto tego nie doświadczył, ręka do góry! Podziwiam Was rodzynki moje! No i co wtedy? No cóż, najczęściej kończyło się telefonem do koleżanki, która również przypominała sobie o egzaminie dopiero na dzień przed nim i kurwienie na co popadnie. Od tak, by sobie ulżyć. Najlepiej jeszcze obsmarować tych niczemu winnych wykładowców, których przedmioty na pewno do niczego nam się nie przydadzą (inna sprawa, że większość upierdliwców właśnie takie przedmioty prowadziła...). Oj tak, "kurwa" towarzyszyła mi dzielnie i w takich momentach.

Wypadki kuchenne.

Spadające garnki, stłuczone szklanki, przecięty palec czy opryskanie gorącym olejem. Kto tego nie zna? Zdarza się i najlepszemu, bo jesteśmy tylko ludźmi i każdy z nas ma swoje gorsze dni. Wtedy również "kurwa" lub jej łagodniejsze odmiany cisną się na usta, bo w połączeniu z bólem jest najlepszym przykładem na odreagowanie. 

"Kurwa" jako przecinek.

To użycie słowa "kurwa" jest charakterystyczne dla Polskich dresiarzy. Często można podsłuchać stojących pod blokiem dresów, którzy "kurwa" traktują niczym przecinek. Co drugie lub trzecie słowo zastępuje "kurwa". To oni również używają tego przerywnika by pokazać jak bardzo są zadowoleni, lub iż jakaś dziewczyna miała seksowną figurę. Swój entuzjazm muszą podkreślić "kurwą". Smutne, ale prawdziwe.


Doskonale podsumowuje to Furious Pete, którego na pewno każdy z Was widział go chociaż raz:


Trzymajcie się kochani!
Magisterka oddana (co mnie niezwykle cieszy), a czwartek zapowiada się pasjonująco.
Będę relaksować się w Rzymie przed obroną!

Miłego tygodnia kochani!


czwartek, 2 czerwca 2016

Czytam mangi - Tetsuya Tsutsui "Prophecy"

Tak, jako wzięty fan wszystkiego co japońskie i ja zaczynałam swą przygodę z tym krajem z mangą i anime. Z całą pewnością wielu z Was słyszało już o japońskiej animacji i komiksie, więc nie będę tu robiła wielkich wstępów tylko przejdę do rzeczy.

Przeszukując internety natknęłam się na produkcję japońską (aktorską) z moim ulubieńcem w roli głównej - Ikuta Toma. Uwielbiam wszystkie filmy i seriale, w których występował (a widziałam ich już całkiem sporo). On po prostu daje z siebie wszystko i jest dobrym aktorem (choć z tym wielu polemizuje, wybaczcie! To tylko moja opinia). Tak, czy inaczej natknęłam się na jeden z nowszych filmów w jego wykonaniu o dźwięcznym tytule - "Yokokuhan" (Prophecy - Przepowiednia).

Film ten to połączenie dramatu z horrorem. Historia jest całkiem znośna i dotyka tego, co w naszych czasach staje się powszechne. Cyber przestrzeń jest wciąż rozwijającym się środowiskiem hejtu, który nie rzadko doprowadza do nieszczęścia. Jeśli do tego dodać te wszystkie wybujałe pomysły, którymi internauci dzielą się ze sobą, dotyczącymi różnych spiskowych teorii i przestępstw doskonałych - to pojawia nam się całkiem pokaźny problem. 

W tym wypadku Gates postanawia wymierzyć sprawiedliwość na swój sposób. Internetu używa do zapowiadania swych kolejnych wykroczeń. Jest na tyle inteligentny by skutecznie zacierać za sobą ślady. Jego życie również nie należy do tych usypanych różami - jest bezrobotny i łapie się każdej pracy jaką może, byle tylko przeżyć. Na dodatek jego filmy stają się coraz bardziej popularne, a społeczeństwo zaczyna postrzegać go jako swego wybawcę. Z drugiej strony natomiast mamy silną panią detektyw, która należy do specjalnego sektora walczącego z przestępczością na tle internetowym. Jest kobietą zimną, o stalowych nerwach. Brak jej też skrupułów. Prawdę mówi prosto z mostu i nawet najmniejsze wykroczenie traktuje jak te wagi państwowej.

Film był niesamowity. Dotykał różnych problemów (gwałty, mobbing, oszustwa kulinarne, itp) i pozwalał na refleksję, a także zmuszał do zastanowienia się dlaczego to wszystko pojawia się na świecie. Czemu? W końcu takie sytuacje nie powinny mieć miejsca w żadnym wypadku. Mimo to, zawsze znajdzie się jakiś wariat, który postawi na głupi żart. Żart, który dla innych może okazać się brzemiennym w skutkach. 


"Yokokuhan" obejrzałam, przemyślałam i odłożyłam na bok... do wczoraj, kiedy to rozpoczęłam przeglądanie swoich mang (a mam ich całkiem sporo - koło 400 tomów na pewno). W moje łapki wpadły dwa tomiki wydane przez Studio JG  - "Prophecy". Zamrugałam wówczas kilkakrotnie i przejrzałam pierwszy z nich. Jakież to było moje zdziwienie, gdy rozpoznałam w nich znajomą mi historię. Tetsuya Tsutsui zaprasza nas do współczesnego świata pełnego niebezpieczeństwa, w którym to jednocześnie proponuje parę rozwiązań. 

Studio JG było na tyle uprzejme, by wydać historię dla nieco dojrzalszego widza. Nie znajdziemy tu więc przesłodzonej kreski czy dobrze nam znanych odgrzewanych kotletów, w postaci romansów. Nie, Tsutsui stawia na historię, a tę opowiada niesamowicie. Trzyma w napięciu i powoli odkrywa karty pozwalając czytelnikowi poznać jego bohaterów lepiej i zaprzyjaźnić się z nimi. Sprawia, że w pewnym momencie zaczynamy współczuć przestępcom. Pozycja zdecydowanie dla dojrzałego miłośnika japońskiego komiksu.
"Prophecy" to manga 3-tomikowa, z której każdy liczy sobie około 200 stron (pierwszy ma ich 220, drugi 196). Obwoluta mangi utrzymana jest dość minimalistyczna i na myśl przywodzi mi "Matrixa". Od razu przykuwa wzrok i pozwala na wydedukowanie o czym manga może być. Natomiast co do tłumaczenia polskiego - jest bardzo dobre, choć jego autorce zdarzyło się popełnić parę błędów językowych.

Niestety nie mam ostatniego tomiku tej serii, ale sądząc po tym co do tej pory przeczytałam, film został niesamowicie wiernie odtworzony. Zamierzam oczywiście dokupić ostatnią część, ale nie spieszy mi się z tym specjalnie.

Mimo to historię polecam z całego serca. Niezależnie od tego czy postawisz na mangę, czy też na film. Gwarantuję dobrze spędzony czas na odkrywaniu świata wykreowanego przez mangakę - Tsutsui.

Źródło: 1

środa, 21 października 2015

W dżungli: kierowcy autobusów

Zostajemy wciąż w klimacie jesiennym, dzisiaj biorąc pod lupę polskich kierowców autobusów miejskich. Jestem niemalże pewna, iż nie byłabym jedyna, która została potraktowana nieciekawie przez owych osobników. Zatrzaśnięte przed nosem drzwi, przytrzaśnięta drzwiami torebka czy brak wydanego biletu, bo nie mieliśmy w portfelu drobnych to tylko nieliczne z sytuacji, które przeżyłam.


Choć przyznaję sytuacja powoli się poprawia (teraz przynajmniej mogę kupić bilet bez oglądania niezadowolonego grymasu na twarzy pana kierowcy), to wciąż najlepiej nie jest. Nie tak dawno temu, bo w zeszłą niedzielę wsiadłam do autobusu wraz z moją siostrą. Z panem kierowcą nie musiałyśmy mieć nic wspólnego, gdyż bilety zakupiłyśmy nieco wcześniej i nie byłyśmy spóźnione. Wielki plus! Miała czekać nas spokojna podróż i rzeczywiście źle nie było.

Pech jednak chciał, iż lało. Lało niemiłosiernie, a kałuże na drogach tylko zachęcały do rozchlapywania ich na biednych pieszych. I co zrobił nasz bohater odcinka? Oczywiście nie oparł się pokusie. Wjeżdżał niemal w każdą możliwą kałużę, a fala jaka powstawała osiągała około 1,5 metra wysokości. Przysięgam!

Szczęście w nieszczęściu, iż żaden pieszy nie szedł boczkiem chodnika, a jeśli już szli to akurat w miejscach bezpiecznych. Tam, gdzie kierowca musiał nieco przyhamować. Jednakże sam fakt, iż rozchlapywał tę wodę nieco mnie zdruzgotał.

Kto takiemu panu prawo jazdy dał ja się pytam? Przecież każdy kursant dobrze wie, iż jeśli ochlapie pieszego to nie otrzyma plastikowej płytki szczęścia. Panów egzaminatorów proszę o zabranie głosu! Gdzie tu sprawiedliwość? Czemu taki pan kierowca może sobie jeździć po drodze?

Innym razem (historia zasłyszana od mojej kochanej siostry) biedna studentka widząc stojący na przystanku autobus, dobiega do niego z wywalonym na wierzch językiem, puka w drzwi tuż obok pana kierowcy, a ten ignoruje jej rozpaczliwe błagania. Odjeżdża z piskiem opon ciesząc się zielonym światłem.

No dobrze, być może ta studentka się pomyliła. Spóźniła się jakieś 30 sekund, ale czy nie powinniśmy sobie pomagać? Zwłaszcza, gdy wciąż stoi autobus na przystanku? Co złego byłoby w otwarciu drzwi i wpuszczeniu takiego osobnika? Korona by z głowy spadła? Mogę już panom powiedzieć, że jedyne co by się stało, to mogliby panowie otrzymać wdzięczność od takiej osóbki...

Szkoda tylko, że tak niewielu panów kierowców to rozumie. Są panami miejskich dróg, a kiedy mogą uprzykrzyć potencjalnemu pasażerowi życie - to zrobią to. Przecież tylko utrą takiemu jednemu czy drugiemu wymoczkowi nosa. Nie zdąży na ważne spotkanie. Nie wróci tak szybko do domu i nie zrobi obiadu dla reszty domowników. Bo dlaczego to oni mają mieć lepiej niż panowie kierowcy?

Szkoda, że ten zawistny diabeł, czysta złośliwość wyłania się niemalże wszędzie. Dotknęł też kierowców autobusów i nie chce puścić choć ładnie o to prosimy.

Jakie są Wasze przygody związane z autobusami? Często nimi jeździcie, czy stawiacie na swoje własne dwa lub cztery kółka? 

Wcale się nie zdziwię... i nie przekona mnie żadna gadka o ekologiczności - autobus vs samochód? Sprawa jest przesądzona. Ja wybieram auto.

Źródło: 1