Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Toruń. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Toruń. Pokaż wszystkie posty

sobota, 7 stycznia 2017

Nocne zimowe spacery

Lubię te moje nocne, zimowe spacery, gdy mróz różowi policzki a palce drętwieją odrobinkę. Mój kundel brnie do przodu od czasu do czasu zatrzymując się przy jednym czy drugim krzaczku, a ja staję razem z nim i oddycham. Wciągam do płuc mroźne powietrze, a potem powoli je wypuszczam. Uśmiech sam na twarzy się pojawia. 


Mimo, że mieszkam w mieście i spaceruję jego ulicami, nie czuję tego zgiełku. Od czasu do czasu przemknie niepostrzeżenie jedna czy druga dusza, śpiesząc się do domu lub przeklinając na przeklętą pogodę i tyle. Nic więcej. Światła zamigoczą w ciemności nadając śniegu żółtawej poświaty, a ja mogę wreszcie zostać sama ze swoimi myślami.

Myślami, które ostatnio są w rozsypce. Niepoukładane i gdzieś tam zaginione. Swoich myśli nie lubię najbardziej, bo to właśnie one są mym najgorszym wrogiem... a powinny być przyjacielem. Co tu się do diabła wyprawia? Powinnyście mi pomagać, a nie przeszkadzać. Uspokójcie się wreszcie!

I kiedy już mam się rozpaść na kawałki, mój psiak pociągnie mnie niepostrzeżenie a ja wrócę do rzeczywistości. Samochód przemknie pustą ulicą, a śnieg zaskrzypi pod butami. Znowu będę tu gdzie trzeba. W moim ulubionym mieście. W Toruniu. Ze wszystkimi mymi zmartwieniami i radościami. 

I jutro znów wyjdę na spacer pod osłoną nocy. Znów się nim zachwycę, a śnieg zaskrzypi pod mymi butami... bo uwielbiam te moje nocne, zimowe spacery niezależnie od tego jak bardzo jestem przytłoczona czy zmęczona. Ja je po prostu kocham!

piątek, 25 listopada 2016

Black Friday - komercyjna ściema

Black Friday to popularne wydarzenie zakupowe. Tego dnia niemal każdego opanowuje gorączka zakupowa. Przeceny są niewyobrażalne. Wszystko obniżone o połowę, albo i jeszcze lepiej! Można wydać majątek, ale ile zyskać! Żyć nie umierać...

... tylko nie w Polsce, a przynajmniej nie w Toruniu.


Na ten dzień czekało wielu, ale i wielu się sromotnie zawiodło. Masa ludzi przewijająca się przez sklepy i niewielkie promocje, a jeśli już znajdziemy coś z konkretną przeceną to jest to zupełnie niepotrzebny nam badziew, który nawet wstyd byłoby sprezentować najbliższym.


Zazdrość ściska, kiedy patrzymy na te wielkie wyprzedaże w Ameryce, w której to faktycznie można nawet trafić na wspaniałe okazje. Zazdrość, żal i rozczarowanie, bo przecież tyle się trąbiło w radio o tym zakupowym szaleństwie. Tyle się opowiadało, tak zapraszało...

... a nie było po co! 


Żal mi tych wszystkich ludzi, którzy się na to nabrali. Komercja, komercja i jeszcze raz komercja. Inaczej tego nazwać nie potrafię. Nic nowego, powiecie, ale do cholery jasnej! Mamy XXI wiek! Gdzie się podziało poszanowanie człowieka? Jego cennego czasu i portfela?

Black Friday obiecywał wiele, jednakże przyniósł jedynie niesmak... 


...i opróżnione portfele, bo kto już się wybrał na zakupy to pewnie i tak coś ze sobą przyniósł. Ja podziękuję takiej rozdmuchanej bańce mydlanej. Nie potrzeba nam takiej, bo jeśli już coś robić to z polotem, a nie na pół gwizdka. 

Źródło: 1

czwartek, 22 września 2016

Świat trampolin - sposób na dodatkową energię!

Postanowiłam spróbować raz jeszcze wygrać ze swoją słabą wolą. Wyćwiczyć ją i pokonać swoje słabości. Rozpoczęłam więc całkiem niewinnie, od ograniczenia sobie słodkiego i fast foodu (który ostatnimi czasy stał się niemalże mą codziennością). Do tego z pomocą przyszedł mi tata i namówił mnie do powrotu do biegania. Dwa treningi już za mną. Pierwszy był świetny - biegało mi się znakomicie. Drugi dużo gorszy... dlaczego? 


Ponieważ dzięki mym postanowieniom, zdecydowałam się odkryć Toruń z nieco innej strony. Groupon pomógł mi w tym całkiem skutecznie. Przypadkiem natknęłam się tam na JUMP ARENĘ. Zdjęcia przekonały mnie do zakupu i wypróbowania tej atrakcji. Świat trampolin to coś co już od dawna chodziło mi po głowie - zazwyczaj wracając na moment za każdym razem, gdy widziałam jakąś w czyimś ogródku i znikając chwilę później. 
Podjęłam więc spontaniczną decyzję i zakupiłam wejście dla dwóch osób na całą godzinę. Kupon był ważny przez całe 3 miesiące, ale ja nie zamierzałam tak długo zwlekać. W kilka minut ma siostra została wciągnięta do mego niecnego planu i we wtorek wybrałyśmy się tam z nieco mieszanymi uczuciami. Za równo podekscytowane, jak i niepewne tego czego mogłyśmy się tam spodziewać. W końcu miał to być nasz pierwszy raz!


Przywitała nas masa trampolin. Od małych kwadratów, przez długie i prostokątne, po zabawę w kosza (która nawiasem mówiąc wcale nie jest taka łatwa... wrzucić piłkę w obręcz skacząc przy tym na trampolinie wymaga sporo skupienia). Tych trampolin było ze 30, choć mogę się mylić. Nie miałam czasu na liczenie. Zbyt dobrze mi się na nich skakało. Sympatyczni instruktorzy służyli pomocą i popisywali się robiąc przeróżne ewolucje, do których mnie było daleko. Bardzo daleko...

Godzina skakania wydobyła ze mnie siódme poty i nie przesadzę mówiąc, że byłam bardziej mokra niż po godzince biegania. Na dodatek pracowały tu wszystkie mięśnie i następnego dnia ledwie mogłam podnieść się z łóżka. Tak mnie wszystko bolało i choć dziś jest dużo lepiej, to wciąż odczuwam delikatne zakwasy.

Zabawa była przednia i choć wyszłyśmy zmęczone to szczęśliwe. Na pewno tam wrócimy, zwłaszcza że godziny otwarcia są całkiem ludzkie - od 9.00 do 21.00. Dodam jeszcze, że pół godziny skakania starczyłoby w zupełności, ale godzina minęła nam równie szybko. Jedyny minus to system naliczania tej godziny. Jest dokładnie taki sam jak na basenie. Trzeba więc sobie odliczyć te 10 minut na przebranie się i wysuszenie włosów.

Nie zapomnijcie też skarpetek antypoślizgowych (możecie je jednak zakupić na miejscu za 5 złotych i nie są one jednorazowe).

Mieliście okazję wyszaleć się już na trampolinach? Odwiedziliście takie miejsce? Chcielibyście to zrobić? Warto! Energia rozpiera potem przez cały dzień!

środa, 31 sierpnia 2016

Toruń porusza - SKYWAY

To już ósmy rok od kiedy w Toruniu zaczęło się coś dziać. Przepiękne miasto teraz kusi również nocą. Festiwal światła Skyway przyciąga coraz to większą rzeszę fanów, by rok w rok zachwycić czymś nowym. Młodzi artyści przechodzą samych siebie tworząc przeróżne instalacje, starając się z roku na rok pokazać coś więcej, lepiej i na większą skalę.


Dwa lata temu mieliśmy okazję obserwować salę balową na ulicy Szerokiej w samym centrum miasta. Od tamtej pory nikt nie wierzył, że Skyway może jeszcze raz zachwycić, a jednak... w tym roku postawiono na tak zwane air show. Pokazy odbyły się dwa razy - w piątek i sobotę - w godzinach wieczornych. Piloci prezentowali przeróżne figury, których nazw nie udało mi się spamiętać (poza beczką oczywiście), zachwycając rzeszę zebranych na Bulwarach fanów. 


Moimi ulubieńcami zostali Brytyjczycy, którzy nie potrafili opuścić Torunian. Wzbijali się w przestworza trzy razy, by za każdym razem pokazać coś nowego. Wracali raz za razem, zaskakując tym samym organizatorów (którzy jednak w niedzielę już wszystko mieli rozpracowane i dopięte na ostatni guzik).  


W ramach przerwy pomiędzy poszczególnymi występami, zebrani mieli okazję oglądać niesamowity pokaz laserów, które to pokrywały ich całkowicie. Stojąc w samym środku miało się wrażenie jakby było się przez nie skanowane. Niesamowite uczucie. Skręcało nieco żołądek, a wszystko to okraszone muzyką. 


Skyway nie trwał jednak jedynie dwa dni. Impreza ta rozciągnięta została na cały tydzień, podczas którego jej uczestnicy mieli okazję podziwiać wiele niesamowitych ruchomych obrazów na dobrze znanych torunianom budynkach, a także inne pokazy świetlne.


Był to też festiwal ulicznych artystów, którzy bezkarnie mogli rozstawiać się na ulicach starówki wywijając kozły, śpiewając, czy tańcząc z ogniem. Skyway to również miasto żyjące nocą. Przez ulice starego miasta falami przewijały się tłumy, a wszelkie cukiernie i restauracje zbierały wówczas kokosy. Godziny ich otwarcia zostały wydłużone i nie tylko w McDonaldzie można było zjeść coś ciepłego. Lenkiewicz też dał radę, a kolosalne kolejki do niego mogły się w końcu cieszyć słynnymi już Toruńskimi lodami.

Skyway to festiwal, który i mnie cieszy, bo pozwala mojemu miastu na rozwój. Wielu z tych ludzi, którzy przyjechali odwiedzić Toruń, powróci. Słyszałam również komentarze nieznanych mi ludzi iż "Toruń to moje ulubione miasto".

Toruń porusza i daje radę, a jak to jest z Waszymi miejscami? 
Które miasto Polski jest Waszym ulubionym?

Zdjęcia - fot. Aleksandra

sobota, 4 czerwca 2016

Piątkowy miszmasz na sobotni wieczór #12

Czwarty czerwca już niemal za nami. Słońce rozgrzewa nas do białości, często zapominając o tym iż jesteśmy tylko ludźmi. Ja sama ledwo co oddycham, kiedy wychodzę z moim psiakiem na spacery, a on sam... szuka cienia. Dochodzi do tego, że próbuje chować się w moim własnym cieniu. Serio. Ta pogoda nie jest dla niego, a ja powoli zastanawiam się czy Tajlandia dojdzie u mnie do skutku. W końcu tam takie temperatury są na porządku dziennym, no ale cóż... czego się nie robi dla swoich marzeń.


~.~

Pierwszy czerwca miał być prezentem dla każdego dziecka. Rodzice spędzali ze swoimi pociechami parę godzin, a ja... miałam spotkanie z mą promotor. Znowu. Liczyłam na łut szczęścia, dobry humor z okazji tego przepięknego dnia. Nic z tego. Kobitka jest nie do zdarcia. Naniosła poprawki na swoje poprawki i teraz poprawiam niczym szalona, by zdążyć przed 8 czerwca. Jednak dzień ten nie okazał się aż tak szczęśliwy jak myślałam...

~.~

Natomiast wczoraj nad Toruniem można było podziwiać lot przepięknych balonów. Podobno było ich piętnaście, ale ja naliczyłam jedynie 10. Pewnie gdzieś mi się ta pozostała piątka zawieruszyła. Szkoda, bo widok ten był nieziemski. Aż sama zamarzyłam by do jednego z nich wskoczyć i pooglądać Toruń z lotu ptaka. W niektórych momentach miało się wrażenie, że balony uderzą o budynki, a one sprytnie je omijały wzbijając się wyżej w powietrze. Coś pięknego!


Widoki z mojego balkonu. Wystarczyło stać, prażyć się na słonku i podziwiać. Warto, ale myślę, że widok to nic... żeby docenić prawdziwą naturę trzeba by się takim balonem przelecieć. Szkoda tylko, że takiej okazji wczoraj nie było (lub nie wiem że była i wolę nie wiedzieć, bo będę żałować iż tego nie zrobiłam).
~.~
To tyle jeśli chodzi o mój tydzień. Wstąpiłam tu na chwilkę, a teraz wracam do bazgrania swej magisterki. Może wreszcie uda mi się skończyć te przeklęte poprawki. Jutro jeszcze wyprawa do Wrocławia i układanie lekcji najpewniej w pociągu. Jak Wam minął tydzień? Co ciekawego zrobiliście?
Trzymajcie się Dziubaki moje!
Niech Czerwiec będzie z Wami!

poniedziałek, 21 września 2015

PKP - zmiany na lepsze?


Gdyby ktoś zapytał Cię o PKP, to co byś odpowiedział? Co byłoby pierwszą myślą, która pojawiłaby się u Ciebie? Czy Twoje odczucie byłoby pozytywne? A może masz jakieś nieprzyjemne doznania związane z korzystaniem z ich usług? 


Długo nosiłam się z zamiarem napisania tego tekstu. W końcu zdania są wielce podzielone, a jedynym co kojarzy się większości społeczeństwa są ogromne spóźnienia pociągów, brak ogrzewania i skandaliczne zachowanie PKP podczas ogromnych mrozów. Jakby nie spojrzeć to wszystko prawda. Przykra, szara rzeczywistość. 

Naszym pociągom wiele można zarzucić. Często są przestarzałe, rozklekotane do tego stopnia, że siedząc w środka zastanawiasz się czy dojedziesz do stacji przeznaczenia. Mało tego, uwielbiają psuć się w szczerym polu czym niezwykle "uprzyjemniają" nam podróż. Ot uroki Polskich Kolei. Nie dość, że spóźni się taki delikwent godzinę, to jeszcze uprzejmie rozpadnie się na kawałki po drodze. Żyć nie umierać.

Trzeba mieć naprawdę niezwykłą cierpliwość by wybrać się z nimi w długą podróż... gdzie pierwsze schody zaczną się już w kasie, kiedy pani kasjerka uprzejmie poinformuje nas, iż nasz pociąg niestety dzisiaj nie kursuje lub jeszcze lepiej - w przypadku zagranicznych turystów - nie będzie znała języka angielskiego i nawet próby zrozumienia siebie nawzajem poprzez język "migowy" nie pomogą. Później będzie już tylko lepiej...

Mimo to Polska Kolej stara się ostatnio jak tylko może by nieco "ucywilizować" swoje usługi. Działające wi-fi można spotkać w tych nowszych modelach osobówek. Ceny są stosunkowo niskie, toteż zachęcają podróżnych do korzystania z ich usług, a tory kolejowe zostały lub w najbliższej przyszłości zostaną wymienione na te nowe, lepsze, które to pozwolą skrócić naszą podróż nawet o piętnaście minut.

Obserwuję te zmiany już od czterech dobrych lat. Od kiedy zaczęłam regularnie dojeżdżać z Torunia do Bydgoszczy i z powrotem. Na tym krótkim odcinku nastąpiły ogromne zmiany. Tory kolejowe zostały wymienione, a część pociągów zamienionych na te nowsze. Wciąż jednak zdarza się mi wskoczyć w ten stary, dobry gruchot i mam szczęście, jeśli siedzenia nie okazują się plastikami! Serio, spróbuj usiąść na takim, kiedy to PKP postanowi wygrzać Ci dupsko już w listopadzie. Gwarantuję, że dostaniesz kręci-dupska już po kwadransie. Świetna zabawa... tyle że nie po męczącym dniu. 

Na dodatek już od jakiegoś czasu konduktorzy mają pozwolenie na wydanie biletu powrotnego, nawet jeśli nie będziesz wracać dokładnie tym pojazdem, w którym teraz się znajdujesz. To bardzo ułatwia sprawę, zwłaszcza kiedy wsiadasz na stacji przy zamkniętej kasie, a potem zwyczajnie nie chce Ci się zawracać głowy brakiem biletu na drogę powrotną, kiedy z wywieszonym jęzorem będziesz biegł na peron po zakończeniu zajęć na uczelni.


Moja niedzielna podróż z Bydgoszczy zaskoczyła mnie niezwykle. Gdzieś w okolicach Bydgoszczy Łęgnowo do pociągu wskoczyła młoda dziewczyna. Długie, blond włosy związane miała w wysokiego kucyka. Uśmiech rozpromieniał jej twarz, a granatowa spódnica w połączeniu z trampkami dodawały jej dziewczęcego uroku. Ta drobinka chwyciła 9-ciopak wody niegazowanej z etykietką promującą kolej i rozpoczęła rundkę po pociągu. Wodę otrzymał każdy pasażer, a ona sama wracała 4 razy na czoło pojazdy by dobrać napój. 

Nigdy jeszcze nie otrzymałam gratisika za wybranie Polskiej Kolei, a nie powiem - miły gest z ich strony. Od razu człowiekowi zrobiło się przyjemniej, aczkolwiek po głowie kołatały się powątpiewające myśli. Przecież po wypiciu wody ta sama drobinka mogła nagle zażądać opłaty za nią, prawda? Nic takiego nie nastąpiło (na szczęście!).

PKP zmienia się na lepsze. Gdyby tylko ceny biletów nie wzrastały w zastraszającym tempie a ich ważność nadal pozostała 6 godzin od godziny na bileciku, wszystko wskazywałoby na przełom.. a tak? No cóż... nie mogło być zbyt dobrze. W końcu nie żyjemy w bajce, a życie byłoby nudne gdyby wszystko miało pozostać idealne.

Kochani moi, jakie są Wasze przeboje z kolejami? Często nimi podróżujecie? Jak oceniacie komfort podróży? Poprawił się, czy może pogorszył?

Źródło: 1

piątek, 5 czerwca 2015

Piątkowy miszmasz #7


Czerwiec przywitał nas prawdziwą, letnią pogodą, która to otwiera sezon grillowy na poważnie. Do tego wycieczki rowerowe oraz długie spacery, czyli robienie wszystkiego byle tylko się nie uczyć. Czerwiec to również, dla nas studentów, czas łez, potu i zgrzytania zębami. Widmo nadchodzącej sesji (bądź już trwającej - jak w moim wypadku) przyprawia nas o nieprzyjemne dreszcze i doprowadzanie prokrastynacji do perfekcji. Ja również jej uległam i jakoś wcale mi z tego powodu nie jest żal.

Pierwszym punktem zwiastującym nadchodzący czerwiec był Festiwal Kolorów, który to zbiegał się niemal z dniem dziecka. Toruń zabarwił się wszystkimi kolorami tęczy w ostatnim dniu maja, by w ten sposób pożegnać ten miesiąc i zaprosić do wspaniałej zabawy w gorącym czerwcu. Była głośna muzyka, która bynajmniej nie przypadła mi do gustu - niestety. Było rzucanie się kolorowym proszkiem, a jego efekty możecie podziwiać powyżej, a co potem? Wędrówka ulicami Torunia i straszenie ludzi swoim wyglądem. Większość z nich patrzyła na nas jak na chorych ludzi. Trudno. Nam się podobało! W życiu potrzeba trochę szaleństwa!
Jak tam z waszym szaleństwem? Pozwalacie sobie na nie od czasu do czasu? 
Potem nadszedł pierwszy tydzień czerwca, który obfitował w niespodzianki. Najpierw zmieniający zasady zaliczenia w ostatniej chwili profesor, który zdołał tym samym podburzyć całą rzeszę studentów. Mogę jednak nazwać się szczęściarą, bo dzięki staraniach mojej przyjaciółki - mój esej został oceniony bez konieczności obrony go przeze mnie osobiście! Tym samym sposobem, nigdy nie miałam okazji zobaczyć profesora na żywo i raczej już nie spotka mnie ta wątpliwa przyjemność. 
Następnie nadeszła środa, a tam dwa egzaminy jednego dnia. Niby proste, ale dreszczyk emocji został do końca. Jednak już wiem, że nie było czego się obawiać. Zaliczone! Tym samym mam z głowy najgorszą część tegorocznej sesji. Teraz tylko pozostaje wykuć się na dwa pozostałe egzaminy i... witaj ostatni roku magisterki!


Natomiast czwarty czerwiec upłynął mi pod znakiem grillowania - pierwszy raz w tym roku! Było smacznie, przyjemnie i bardzo rodzinnie. Następnie chwila relaksu podczas spaceru w lesie, gdzie też Tomo miał okazję się sprawdzić. O dziwo nawet bez smyczy pilnował się jako tako. Od czasu, kiedy mi zwiał trochę obawiam się spuszczania go z niej, ale i tak to robię. Do odważnych świat należy!

Na sam koniec proponuję kilka rozmówek między mną, a moją siostrą, choć nie wiem czy jest się czym chwalić. Może chociaż mordka wam się uśmiechnie!

Ola (świeżo upieczony kierowca w moim mniemaniu) wjeżdża na lewy pas aby skręcić w lewo.
Ja: Teraz skręć w lewo.
Ola (z niedowierzaniem): Mówisz?
Ja: Mówię.

Idąc przez Toruńską starówkę. Nie stąd ni zowąd spadam nieco z chodnika i wygląda to tak, jakbym się potknęła. To nie jest znowu takie rzadkie u mnie, toteż Ola komentuje.
Ola: Znowu się potknęłaś?
Ja: Nie potknęłam się, tylko stopa mi spadła z chodnika.
Po tych słowach nastała chwila ciszy, a moja siostra uniosła lekko brew do góry, zastanawiając się, czy w ogóle jest sens rzucania jakiegoś komentarza. 

W tym tygodniu postawiłam również na załatwienie formalności związanych z moim wyjazdem do Exeter. Nie było to tak łatwe, jak mi się wydawało gdyż procedury w firmie, z którą jadę zmieniły się odrobinę. Nie omieszkali mnie o tym poinformować... tyle że już po fakcie.

Mianowicie, poproszono mnie o uzupełnienie kontraktu swoimi danymi (wraz z danymi konta bankowego) oraz przesłanie ich skanów im na maila. Uczyniłam to jak tylko uzyskałam zaświadczenie o niekaralności. Następnego dnia otrzymuję od nich pięknego maila, że wszystko świetnie, tyle że powinnam uzupełnić swoje dane elektronicznie, a nie ręcznie. W zeszłym roku nie mieli z tym problemu, w tym coś się zmieniło. Szkoda tylko, że nie raczono powiadomić o tej zmianie wcześniej.

Czasem zastanawiam się, jak to jest w ogóle możliwe, by niemiecka firma była aż tak niezorganizowana. Widocznie wyjątki potwierdzają tylko regułę. Zaczynam wierzyć, że w ich wykonaniu już nic mnie nie zdziwi.

Jak wam minął pierwszy tydzień czerwca? 
Przygotowania do sesji wrą? 
Uprawiacie prokrastynację?

niedziela, 17 maja 2015

Poznaj ze mną Toruń - Centrum Nowoczesności Młyn Wiedzy

Każdy z nas żyje w jakimś malowniczym miejscu, które niejednego turystę skusiłoby swoimi walorami. Często jednak nie potrafimy docenić tego co mamy. Wolimy cudze, które wydaje nam się lepsze. Dlaczego? Bo nie jest naszą codziennością. To wypad raz na jakiś czas. Odpoczynek od pracy, szkoły, naszego zabieganego świata. Ileż to razy łapaliście się na tym, że w waszej głowie pojawiały się nieznośne myśli typu: dlaczego u nas tego nie ma / szkoda, że nasze miasto nie potrafi wykombinować tak wspaniałego eventu / ech żałuję, że to nie tu mieszkam... ? Takich myśli na pewno jest zdecydowanie więcej. Jakby się jednak dłużej zastanowić to odnajdziecie w waszych miastach podobne budynki, piękne i ustronne miejsca, czy wybuchowe imprezy. Wystarczy się tylko rozejrzeć, by zauważyć że nasze miasta nie są takie złe. W gruncie rzeczy mają wiele interesujących opcji do zaoferowania.

Zdecydowałam więc, że co jakiś czas przedstawię wam ciekawe miejsca mojego miasta. Toruń to piękne miejsce. Jego starówka jest niemalże przepełniona historią. Spacerując tam można przenieść się niekiedy do średniowiecza. Gotyk otacza ze wszystkich stron i całkiem nieźle komponuje się z nowoczesnością tego świata. Dzisiaj jednak nie będzie o starówce. Nie będzie o zabytkach czy galeriach. Nie będzie o centrum miasta. 

Dzisiaj przedstawię wam Centrum Nowoczesności, czyli tak zwany Młyn Wiedzy.

Jestem niemalże przekonana, że widząc "Centrum Nowoczesności" wasze myśli zawędrowały do Warszawy. Macie tutaj absolutną rację, bowiem Młyn wiedzy to nic innego tylko twór na podobiznę warszawskiego Centrum Nauki Kopernik. Nie wiem jak to wygląda w Warszawie, bo niestety nie udało mi się go zwiedzić, gdy miałam na to okazję (dotarłam do niego zbyt późno i nie zostałam wpuszczona - szkoda, bo miałabym porównanie). Nie mniej jednak, cieszę się ogromnie, że coś takiego powstało w moim małym Toruniu.

Długo zwlekałam z wybraniem się do tego miejsca. Zawsze znalazło się coś ważniejszego. W końcu jednak skorzystałam z okazji wizyty moich przyjaciół z Bydgoszczy i drugiego maja moja noga przestąpiła próg Młyna Wiedzy
Centrum Nowoczesności Młyn Wiedzy to pierwsze centrum nauki w regionie kujawsko – pomorskim. Otwarcie Centrum nastąpiło 9 listopada 2013 roku. Siedziba instytucji to dawne młyny Richtera, budynki zbudowane na przełomie XIX i XX, teraz całkowicie odrestaurowane, służą nauce i zabawie. Na przestrzeni 5 tys. m2, na 6 kondygnacjach znajduje się przestrzeń wystawiennicza, pracownie naukowe, sale ekspozycyjne dla dzieci i biura. 
Na samym początku zostałam niezwykle mile zaskoczona poprzez wahadło Foucaulta, które znajduje się nieco niżej poziomu zero. Jest ono najdłuższe w całej Polsce, zamontowane na stałe. Można je podziwiać bez kupowania biletu wstępu. Wahadło to jest ogromne i pokazuje, że ziemia obraca się wokół własnej osi.
Następną rzeczą, która nas zachwyciła było wielkie koło, do którego mogliśmy wejść i pobiegać. Można było poczuć się niemal jak chomik. Śmiechu co nie miara. Zabawa przednia. Na tym samym poziomie znajdowała się waga. Siadało się na dwóch jej końca i łapiąc za urządzonko starało się wprawić ją w stan równowagi.
Na innym piętrze na moment zamieniliśmy się w agentów FBI i mieliśmy okazję przejść specjalnymi ścieżkami, nie włączając alarmu. Wbrew pozorom nie jest to takie proste i dopiero po kilku próbach udało się wykombinować jak to zrobić. Znów mieliśmy przy tym sporo zabawy.
 A poza tym było trochę stawania na rękach, leżenia w czymś co przypominało nieco wyobrażenie łóżka w statku kosmicznym, oglądanie Bolka i Lolka dzięki specjalnym okularom (bez nich, na ekranie widać było kaszę) oraz wiele innych. 
Podsumowując cały wypad - bawiliśmy się przednie i chętnie wrócilibyśmy do Młyna Wiedzy ponownie. Przede wszystkim można wszystkiego dotknąć (co chyba podobało się nam najbardziej!) i zabawić się w naukowców. Świetny sposób na spędzenie trochę innego popołudnia. Cenowo również źle nie jest - 10 zł studenci / uczniowie, a 15 zł dorośli. Czas na zwiedzanie to godzina, ale my byliśmy trochę dłużej i nikt nie kazał nam dopłacać. Polecam każdemu planującemu odwiedzić Toruń!

Kto podniesie rzuconą rękawicę i rozpocznie zwiedzanie swojego miasta? Odnajdźcie ciekawe miejsca, a te które znacie bardzo dobrze - odkryjcie na nowo! Zapewniam was, że będziecie mile zaskoczeni tym, ile wasze miasto oferuje!

niedziela, 3 maja 2015

Pokonaj siebie, przezwycięż strach!

Zdarzyło wam się kiedykolwiek zastanawiać co byście zrobili, gdybyście mieli skoczyć na bungee lub ze spadochronem? Co zrobilibyście w ekstremalnej sytuacji? Bylibyście w stanie wspiąć się na Rysy? A może nie chcielibyście wykąpać się z rekinami? Szukacie wrażeń, adrenaliny, czy wręcz przeciwnie? 

Do tej pory wiele razy rozważałam to jak zachowam się w nietypowej dla mnie sytuacji. Wyobrażałam sobie, że niezależnie od sytuacji na pewno sobie z nią poradzę. Przezwyciężę samą siebie, swoje słabości i na pewno obejdzie się bez paniki. W końcu jestem taka odważna. Nieśmiała, ale za to odważna (choć prawdopodobnie te dwie cechy kłócą się ze sobą). Tak, właśnie za taką się uważałam.

Dwa dni temu miałam okazję stanąć przed prawdziwym wyzwaniem i jednocześnie mogłam zweryfikować moje wyobrażenie o swojej odwadze. Korzystając z okazji, którą była zniżka na wejście do parku linowego, zdecydowałam, że spróbuję swoich sił. Namówiłam siostrę by mi towarzyszyła, bo sama nie miałam odwagi tego zrobić. Byłam pewna siebie, swoich sił. Chciałam to zrobić... dopóki nie stanęłam na miejscu i nie zobaczyłam ludzi zmagających się z zadaniem. Poczułam gulę w gardle i w pierwszym odruchu zapragnęłam zrezygnować z tej przyjemności. W końcu jednak się przełamałam. Nie byłabym przecież sobą, gdybym tego nie zrobiła.
Park linowy, który mieści się na Barbarce, tuż pod Toruniem, składa się z trzech tras o różnym poziomie trudności. Zielona jest postrzegana jako najtrudniejsza i przeznaczona dla dorosłych. Oczywiście i nastolatkowie mogą spróbować na niej swych sił jeśli się odważą, a dorośli mają prawo wybrać łatwiejszą trasę. 

To miał być mój pierwszy raz, więc rzecz jasna wybrałam najtrudniejszą trasę. Argumentem, który niezaprzeczalnie mnie do tego przekonał był fakt, że na zielonej trasie było pusto, a dzieciaki kłębiły się na dwóch pozostałych. Po krótkim przeszkoleniu, ruszyłam więc pewnie i rozpoczęłam wspinaczkę.

Na początku wszystko szło w miarę gładko. Oczywiście nie grzeszyłam szybkością. Poruszałam się ostrożnie w miarę żółwim tempem, aż do momentu strzemion (najtrudniejszego odcinka trasy). Tam rozpoczęły się schody. Lina asekuracyjna zaplątała mi się pomiędzy przeszkodę, a nogi rozjechały niemalże tworząc szpagat w powietrzu (tutaj pragnę nadmienić, że jeszcze nigdy szpagatu nie zrobiłam). Ręce powoli zaczęły odmawiać posłuszeństwa, a ja gorączkowo próbowałam się wyplątać, krzycząc jednocześnie na siostrę. Biedna próbowała mnie dopingować. Starała się dodać otuchy tam z dołu, ale ja już jej nie słuchałam.

Spanikowałam. Nie wiedziałam co robić. Chciałam stamtąd zejść jak najszybciej. Wołałam pomocy, jednocześnie robiąc z siebie pośmiewisko dla wszystkich, którzy stali tuż pode mną. Trudno, tego już przecież nie zmienię.

W końcu po długich chwilach grozy, które zaowocowały tym, że siostra jednak przyprowadziła pracownika obiektu. Kobitka nie powiedziała mi nic nowego. Musiałam poradzić tam sobie sama. Myślałam, że utknę tam na zawsze, ale mimo wszystko wzięłam się w garść i dotarłam do końca piekielnej przeszkody. Możecie mi wierzyć lub nie, ale moje ręce i nogi miałam już wówczas jak z waty. A to dopiero połowa trasy! 
Na szczęście dalsza część była nieco łatwiejsza. Obyło się niemalże bez pomyłek (mówię niemal, bo przy drugim zjeździe nie udało mi się złapać odpowiedniej linki, przez co musiałam podciągać się na już mocno sfatygowanych rękach). Niemal nie zrezygnowałam, ale mimo wszystko uparcie brnęłam aż do samego końca.

Zakończyłam ten swój pierwszy raz z parkiem linowym zmęczona, ale i zadowolona. Jestem z siebie dumna, bo mimo paniki, krzyku i złości jaką czułam głównie do samej siebie, udało mi się przejść całą trasę. Pokonałam ogarniający mnie strach i dokonałam tego, choć nie było znowu tak prosto.

Teraz wciąż czuję ból w dłoniach i udach. Zakwasy nie chcą zejść i czuję, że jeszcze parę dni minie, zanim ostatecznie miną, ale na pytanie czy powtórzyłabym to? Bez wahania odpowiem: 
 
TAK! 
 
Życie stawia nas przed wieloma trudnymi sytuacjami. Często musimy walczyć z sobą, by pokonać kolejną kłodę, które to postanowiło nam rzucić pod nogi. Niekiedy będąc bliskim załamania nerwowego wciąż brniemy przed siebie. Właśnie to jest najważniejsze. Nie panika, która nas ogarnia. Nie złość, krzyk i płacz. To wszystko tylko niewielkie skutki uboczne naszych działań. Często to właśnie te uczucia pomagają nam przezwyciężyć największą przeszkodę. A kiedy już nam się to uda, czujemy że moglibyśmy podbić cały świat. Nic więcej się nie liczy, bo właśnie przeżyliśmy nasz osobisty sukces, który to zawsze będziemy pamiętać. 
 
Jak radzicie sobie ze strachem? Co robicie w trudnych sytuacjach? Czy często towarzyszą wam łzy? A może jesteście niezwykle spokojnymi osobami, które do wszystkiego podchodzą rozsądnie?
Odrobina szaleństwa w życiu nam nie zaszkodzi. Co najwyżej zabarwi je wszystkimi kolorami tęczy, a przecież właśnie do tego powinniśmy dążyć. Sprawmy by nasze życie nabrało kolorów!