Kiedy wpisałam tytuł dzisiejszego posta zrozumiałam jak szybko upływa czas. Minął już cały miesiąc odkąd odnalazłam swoje własne miejsce w sieci. Pierwszy miesiąc za mną, a czuję się jakby nie minął nawet tydzień. Straszny ze mnie amator, jeśli chodzi o sztukę blogowania. Oczywiście nie jest to moje pierwsze podejście do tych spraw, ale niezmiernie odnoszę wrażenie, że kiedyś było łatwiej.
W swej karierze mam kilka blogów, z których pierwszy dotyczył anime - Shaman King (wówczas było ono hitem sezonu) - i został założony przez moją siostrę. Szybko jednak znudziło jej się pisanie opowiadania i ja przejęłam pałeczkę. Dzięki niemu szlifowałam swój kunszt pisarski, w końcu decydując się rozpocząć swoją własną historię. Historię, która miała być tylko i wyłącznie moja. Mój świat, moi bohaterowie i wreszcie moja intryga. Chciałam bawić się w pisarza i nie chwaląc się, całkiem nieźle mi szło. Jeszcze całkiem niedawno ta historia wisiała zapomniana przez wszystkich, włącznie ze mną, na portalu onet. Nie pamiętałam hasła ani maila, na którym miałam u nich swoje miejsce. Historii tej nigdy nie skończyłam i to właśnie do niej ostatnio wracam coraz częściej. Liczę na to, że niedługo uda mi się powrócić do swoich starych 'przyjaciół'. W między czasie prowadziłam również stronę z własnymi przemyśleniami. Krótkimi opowiastkami dotyczącymi tego co mnie otaczało. Czyli coś podobnego do dzisiejszej strony. Pojawiał się w tym wszystkim tylko jeden problem.
Od początku mej kariery wszyscy moi czytelnicy, jak jeden mąż, stwierdzili że jestem chłopakiem. Bowiem posłowie autora pisałam bezosobowo. Nie wyprowadzałam ich z błędu, wstydząc się swojego prawdziwego 'JA'. Łatwiej było mi udawać kogoś innego, wypowiadać swoje własne zdanie lecz jakby ustami kogoś zupełnie ode mnie odrębnego. To była perfekcyjnie nałożona maska, która pozwalała mi rozróżniać dwa światy - ten realny, w którym byłam nikim. Zwykłą, szarą dziewczyną, która nie potrafiła o siebie zawalczyć. No i ten drugi - blogosferę, online, w którym nie dość że potrafiłam się wypowiadać swobodnie, to jeszcze byłam całkiem poważanym bloggerem. Ludzie często zwracali się do mnie ze swoimi problemami, a ja próbowałam im pomóc. Z różnym skutkiem, najczęściej jednak zmierzając w dobrym kierunku. Byłam chłopakiem. Kimś, kto mógł zrobić wszystko.
Nie do pomyślenia dla mnie było pokazać swoją twarz, powiedzieć jak naprawdę mam na imię i odsłonić siebie. Dlaczego? Bo uważałam, że prawdziwa 'JA' jest nijaka. Nie warto się z nią zadawać. To zwykły kujon, któremu na dodatek nie zawsze dobrze idzie. Grubaska, ciemna masa bez przyszłości. Zazdrościłam wszystkim swoim koleżankom tego, że potrafiły być sobą. Umiały wypowiadać własne zdanie i nie bały się tego. Walczyły o swoje, kiedy ja chowałam się po kątach i posłusznie wypełniałam wszystkie swoje obowiązki. Do głowy nie przyszła mi myśl, żeby się zbuntować.
Właśnie ta dziewczynka dostała od życia porządnego kopa w dupę i powoli uczyła się dbać o swoje własne dobro. Ta nieśmiała istota (wciąż walczy z tą swoją cechą) z czasem złapała swoje życie obiema dłońmi i zaczęła z niego czerpać garściami. No i wreszcie to ta istota, miesiąc temu, zdecydowała się na powrót do blogosfery. Tym razem nikogo nie udając. Postanowiła dać z siebie wszystko łącząc to co kocha w jedną całość.
Teraz już potrafię grać w otwarte karty i mimo tego, że sfera blogowa zmieniła się drastycznie na przestrzeni tych kilku lat, powoli odnajduję tu siebie samą. Dziękuję przede wszystkim Wam za ogromnie, serdeczne przyjęcie w swoje szeregi.
Jestem jednak bardzo ciekawa tego jak wyglądała wasza podróż z blogowaniem? Była równie burzliwa jak moja?
~.~
Słowo wstępu zrobiło się nieco dłuższe niż przypuszczałam, ale tak to już chyba jest, kiedy człowiek zaczyna się uzewnętrzniać. Żeby miszmasz pozostał miszmaszem lecimy dalej:
Wczoraj miałam okazję uczestniczyć w już ostatnim szkoleniu lektorów u mnie w pracy. Piątym i ostatnim. Mówiąc szczerze to nie do końca wiem do czego one są nam potrzebne. Nie wynosimy z nich znowu tak dużo. Może jedynie kilka pomysłów na dodatkowe ćwiczenia dla naszych słuchaczy. Wczoraj jednak skupiliśmy się głównie na nas samych. Na naszych wadach i zaletach. Na tym co robimy dobrze, a czego unikamy. Na naszej autonomii. Dowiedziałam się również od swoich znajomych z pracy paru ciekawych rzeczy o samej sobie. Między innymi, uważają oni mnie za odważną dziewczynę. Zaskoczyło mnie to niezmiernie, bo sama siebie w życiu bym taką nie nazwała. Może jest to spowodowane moją niską samooceną, a może po prostu nie leży mi w to naturze... Miło jednak wiedzieć, że komuś mogę wydawać się odważna.
~.~
Dzisiaj skorzystałam z przepięknej pogody. Wraz z moją siostrą wskoczyłyśmy na rower i przejechałyśmy całe 9,40 km z przystankiem na małe co nieco. Zajechałyśmy do galerii Plaza, gdzie miałam przyjemność posmakować tego cuda, co to na zdjęciu się pięknie prezentuje. Nie jest to znowu zbyt trudne do zrobienia. Ot schłodzony jogurt naturalny z dodatkiem ekstraktu z cytryny oraz garść różnorodnych owoców. Niby nic trudnego, a jakie pyszne... nie pogardzę powrotem do tego miejsca.
Na tym zakończę dzisiaj swoje dygresje, bo zaczynam zauważać, że zbyt mocno skupiam się w nich na sobie. Odrobina egoizmu i samolubności nikomu jeszcze nie zaszkodziła i tego będę się trzymać!
Mieliście ostatnio okazję próbować czegoś nowego? Odkryliście coś czego o sobie nie wiedzieliście? Jak spędzacie ten jeszcze słoneczny weekend?