Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą piątkowy miszmasz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą piątkowy miszmasz. Pokaż wszystkie posty

sobota, 4 czerwca 2016

Piątkowy miszmasz na sobotni wieczór #12

Czwarty czerwca już niemal za nami. Słońce rozgrzewa nas do białości, często zapominając o tym iż jesteśmy tylko ludźmi. Ja sama ledwo co oddycham, kiedy wychodzę z moim psiakiem na spacery, a on sam... szuka cienia. Dochodzi do tego, że próbuje chować się w moim własnym cieniu. Serio. Ta pogoda nie jest dla niego, a ja powoli zastanawiam się czy Tajlandia dojdzie u mnie do skutku. W końcu tam takie temperatury są na porządku dziennym, no ale cóż... czego się nie robi dla swoich marzeń.


~.~

Pierwszy czerwca miał być prezentem dla każdego dziecka. Rodzice spędzali ze swoimi pociechami parę godzin, a ja... miałam spotkanie z mą promotor. Znowu. Liczyłam na łut szczęścia, dobry humor z okazji tego przepięknego dnia. Nic z tego. Kobitka jest nie do zdarcia. Naniosła poprawki na swoje poprawki i teraz poprawiam niczym szalona, by zdążyć przed 8 czerwca. Jednak dzień ten nie okazał się aż tak szczęśliwy jak myślałam...

~.~

Natomiast wczoraj nad Toruniem można było podziwiać lot przepięknych balonów. Podobno było ich piętnaście, ale ja naliczyłam jedynie 10. Pewnie gdzieś mi się ta pozostała piątka zawieruszyła. Szkoda, bo widok ten był nieziemski. Aż sama zamarzyłam by do jednego z nich wskoczyć i pooglądać Toruń z lotu ptaka. W niektórych momentach miało się wrażenie, że balony uderzą o budynki, a one sprytnie je omijały wzbijając się wyżej w powietrze. Coś pięknego!


Widoki z mojego balkonu. Wystarczyło stać, prażyć się na słonku i podziwiać. Warto, ale myślę, że widok to nic... żeby docenić prawdziwą naturę trzeba by się takim balonem przelecieć. Szkoda tylko, że takiej okazji wczoraj nie było (lub nie wiem że była i wolę nie wiedzieć, bo będę żałować iż tego nie zrobiłam).
~.~
To tyle jeśli chodzi o mój tydzień. Wstąpiłam tu na chwilkę, a teraz wracam do bazgrania swej magisterki. Może wreszcie uda mi się skończyć te przeklęte poprawki. Jutro jeszcze wyprawa do Wrocławia i układanie lekcji najpewniej w pociągu. Jak Wam minął tydzień? Co ciekawego zrobiliście?
Trzymajcie się Dziubaki moje!
Niech Czerwiec będzie z Wami!

niedziela, 11 października 2015

Piątkowy miszmasz wyjątkowo w niedzielę! #11

Skończyłam 26 lat i dokładnie tego dnia z ubolewaniem w sercu pożegnałam się ze zniżkami PKP. Teraz trochę po kieszeni dostanę za to jeżdżenie do Bydgoszczydwa razy w tygodniu, choć powinnam się cieszyć, że tylko tyle razy. No i oby więcej nie było. 


W piątek wzięłam też udział w maratonie pięciokilometrowym i... dobiegłam. Ledwo, bo ledwo ale udało się. Do teraz próbuję się poskładać! Dokładnego wyniku jeszcze nie znam, ale myślę że koło 36 minut jak na pierwszy raz to wynik całkiem niezły. Poniżej 40. Jestem zadowolona, bo trzeba dodać, że ostatnio nie biegałam zbyt często.

Z tym bieganiem to tak różnie u mnie. Często zapał jest, ale niewystarczająco duży niestety. Zawsze znajdzie się gorsza lub lepsza wymówka na pozostanie w domu. A to za ciemno, za zimno, a to nie ma czasu lub jestem zbyt zmęczona. Innym razem będzie kobieca przypadłość czy inne przeziębienie. Zawsze znajdzie się coś lepszego do roboty niż bieganie. 

Jednak, kiedy wreszcie odnajdę motywację to nawet przyznam się po cichu - że nawet to lubię. Zabawna sprawa jak to człowiek może zmienić myślenie... od nienawiści do miłości (choć ja jestem jeszcze gdzieś po środku tej drogi).

Jak tam u Was ze sportem? Biegacie? Pływacie? A może robicie coś innego? Zawsze to lubiliście robić czy, tak jak w moim przypadku się stało, zmieniliście nastawienie w trakcie swych treningów?


Potem cudowny dzień z moimi laseczkami, które to poprawiają humor w każdej możliwej odsłonie. Partyjka DIXIT z kupą śmiechu do tego i miły wieczór w gronie rodzinnym. Jeszcze dzisiaj obiad z dziadkami i pełen relaks, a od jutro znów wracam na odpowiednie tory.

Mała dygresja:

Właśnie męczę się z bibliografią do mojej pracy magisterskiej i czuję że to jak walka z wiatrakami. Nie widzę sensu w przygotowywaniu jej na samym początku. Owszem fajnie jest mieć kilka pozycji gotowych do akcji, ale co z tego że gdzieś tam je mam, skoro najprawdopodobniej w ogóle z nich nie skorzystam? Zdecydowanie bardziej lubię robić bibliografię w trakcie pisania. Wówczas, kiedy korzystam z odpowiedniego źródła to ciach  - wpisuję je również do strony z moim osobistym koszmarem. Nie ma problemu... dlatego nic i nikt mnie nie przekona, że sensownie jest przygotować ją zanim w ogóle zacznę pisać.  

Jak to u Was bywa z bibliografiami? Też oblewa Was zimny pot na samą myśl o nich?

sobota, 19 września 2015

Piątkowy miszmasz na sobotni wieczór #10

Coś te piątkowe miszmasze nie są tak regularne, jakbym tego chciała, ale co zrobić. Wakacyjne miesiące przeleciały mi przez palce i ani się obejrzałam, a już witał mnie wrzesień. A co na blogu? Cóż marnie, pusto i smutno. Nie miałam siły na pisanie czegokolwiek, a posty pojawiały się może raz w tygodniu, ale co zrobić, kiedy pracuje się od 7 rano do 22... Gwarantuję Wam, że potem Twoje myśli krążą jedynie przy łóżeczku, a oczy same się zamykają.

A co w tym tygodniu? Oj działo się!

Zaczęło się od wyjazdu rodzinnego do Władysławowa na weekend, który to miał być słoneczny. Rzecz jasna, wyszło jak zwykle. Słońce schowało się gdzieś za chmurami, a deszcz chętnie kropił. Władysławowo przywitało nas jednak cieplutko i nawet srogi wiatr nie przeszkadzał nam w cieszeniu się szumem morza i nie taką znów zapełnianą plażą (choć zaniedbaną okropnie).


Krótką relację z wypadu możecie zaobserwować u góry. Jednocześnie warto wspomnieć o przecudownym Domu Whisky w Jeleniej Górze. Wybór ogromny, a atmosfera jeszcze lepsza. Warto wpaść choćby na szklaneczkę złocistego płynu, a każdy koneser whisky powinien zaopatrzyć się w gruby portfel!


Na tym moje podróżowanie się nie skończyło. Z wtorku na środę znalazłyśmy się wraz z siostrą - Olą - w Warszawie. Pozwiedzałyśmy co nieco i spędziłyśmy miło czas we własnym towarzystwie. O dziwo, obyło się bez kłótni, co może wydawać się czymś dziwnym. 


Sama relacja z naszego wypadu jeszcze się tworzy, ale pojawi się tutaj najpewniej w kolejnym piątkowym miszmaszu. Teraz mogę jedynie powiedzieć, że mimo całego swojego uroku - Warszawa mnie w sobie nie rozkochała.

~.~

W tym tygodniu również rozpoczęłam pracę w tej samej szkole językowej, gdzie pracowałam w zeszłym roku. Szkoła postanowiła przedłużyć ze mną kontrakt i poza obiecanymi dwoma grupami, zaproponowała mi zajęcia indywidualne z jedną osobą. Dość niespodziewana informacja, ale jaka cudowna. Przyjęłam ją z entuzjazmem, jednocześnie czując radość. Najwyraźniej nie jestem tak złym nauczycielem angielskiego za jakiego się miałam.

~.~

Ten tydzień zdecydowanie mogę nazwać tygodniem podróżnika. Już jutro wyruszam do Bydgoszczy na spotkanie z przyjaciółką. Dawno się nie widziałyśmy i mamy sobie sporo do opowiedzenia. Zapowiada się długa i przyjemna niedziela. Już nie mogę się doczekać, a jako że do rozpoczęcia studiów zostały mi jeszcze 2 tygodnie, to zamierzam czerpać z nich garściami.

Skoro już mowa o studiach (ostatni rok, wreszcie!) to jeśli mielibyście odrobinkę czasu i chęci na uzupełnienie małej ankiety (6 pytań plus jedno w gratisie)... będę Wam baaardzo wdzięczna. 


A na zakończenie, tak optymistycznie, chwila z życia mojego czworonoga. Nowa zabawka spełniła swoją rolę. Choć raz zainteresowała tego leniwca.


Jak Wam minął ten tydzień? Jakieś plany na kolejne dni?

sobota, 20 czerwca 2015

Piątkowy miszmasz na sobotni wieczór #9

Wreszcie mam sesję za sobą! Oficjalnie jestem wolna do pierwszego października, a potem przeżyć jeszcze rok i skończyć ostatecznie ze studiowaniem. No chyba, że kiedyś znowu coś mnie trafi i uznam, że przecież studiować nie było przecież aż tak źle.

Zaczynam jednak zauważać tendencję spadkową chęci w miarę upływu lat. Teraz już najchętniej rzuciłabym studia i machnęła na nie lekką ręką. Nie uczę się na nich nic nowego, a kolejny rok jawi się jako ten zmarnowany. Doszłam również do wniosku, że robię studia dla papierka. Dla tego upragnionego magistra. Żeby mieć go już w kieszeni i niczym się nie martwić. W razie potrzeby zawsze można nim machnąć przed oczyma pracodawcy.

Czy Wy też miewacie takie odczucia dotyczące swoich studiów, a może jestem wśród nich odosobniona?

~.~


W tym tygodniu również miałam ostatnią lekcję w szkole językowej, dzięki której stałam się "pełnoprawnym nauczycielem". Dostałam swoje pierwsze kwiaty i czekoladki w podziękowaniu za cały rok. Poza tym otrzymałam również szczere opinie o tym co było dobrze, a co niekoniecznie i ku mojemu zdumieniu raczej nie odnalazłam tych złych opinii. Udowodniono mi, że jednak aż tak złym nauczycielem nie jestem. Nie wiem tylko czy mam się śmiać czy płakać, bo uaktywniły się moje geny nauczycielskie.

~.~


W tym tygodniu otrzymałam też list od mojej listownej przyjaciółki - Chalani - która to mieszka w Sri Lance. Jest bardzo ciepłą osobą o złotym sercu. Posiada całkiem przyziemne przyjemności i jest głęboko wierząca. Nie wiem dokładnie jaką rolę odgrywa, w życiu wszystkich tam mieszkających ludzi, chrześcijaństwo ale ona wydaje się być wyjątkowo na tym punkcie uczulona. 

Wraz z długim listem otrzymałam od niej książkę, kilka zdjęć, bransoletkę, kolczyki, pocztówki oraz orzeszki polane słodkim karmelem (które były całkiem niezłe acz jeśli chodzi o mnie to trochę za słodkie). Uwielbiam próbować smaków dostępnych w innych krajach i taka wymiana listami z innymi pozwala mi na to. 

Miałam już przyjemność smakować prawdziwej japońskiej herbaty oraz czekolady. Australijskiej czeko-rurki, która teraz i w Polsce się pojawia (a przecież długo jej nie było) i paru innych przysmaków. To całkiem niezła podróż dla kubków smakowych, jak i w przyszłości na pewno próba własnych umiejętności kulinarnych - bo przecież kiedyś na pewno wypróbuję te wszystkie przepisy, które od nich dostaję!

~.~

Jak Wam minął ten ostatni tydzień przed kalendarzowym latem? Sesja zdana? Rok szkolny już też prawie dobiegł końca, więc na pewno się z tego cieszycie. Ostatnie poprawki ocen zaliczone? Wakacje już zaplanowane i zapięte na ostatni guzik?

sobota, 13 czerwca 2015

Piątkowy miszmasz na sobotni wieczór #8


Czerwiec ucieka mi jak szalony. Jeszcze nie tak dawno martwiłam się nadchodzącą sesją, teraz pozostały mi dwa ostatnie egzaminy. Najgorsze już za mną, a te które nadejdą są jedynie formalnością (a przynajmniej takie odnoszę wrażenie... jak będzie w rzeczywistości - okaże się już niedługo). 

~.~


Ten tydzień rozpoczął się niewinnie. Profesor zdecydował się odwołać poniedziałkowy egzamin, na cztery godziny przed nim, oraz przenieść go na kolejny tydzień. Możecie wyobrazić sobie moją wściekłość, bo o ile brakiem egzaminu w ten konkretny dzień za bardzo się nie przejęłam, to faktem że specjalnie wzięłam wolne w pracy, by go napisać,  i owszem. Termin, który wykładowca wyznaczył na drugie podejście do sprawy znów kolidował z moją pracą. Na szczęście okazał się być człowiekiem i pozwolił mi przyjechać w poniedziałek rano. Mam tylko nadzieję, że da mi test do pisania a nie będzie pytał. 

~.~

Prostak, cham, wieśniak. Takie określenia można spotkać na prawo i lewo. Odnoszą się one najczęściej do panów średniego wieku, którzy upodobali sobie wyjątkowo upierdliwe hobby. Ich komentarze rzucane w wiatr, gdy tylko zobaczą kobietę potrafią prowadzić w niemałe kompleksy. I mnie spotkała ta wątpliwa przyjemność zaznajomienia się z jednym z nich. Choć może "zawarcie znajomości" to trochę zbyt dużo powiedziane, gdyż ta nasza znajomość trwała co najwyżej piętnaście sekund. Mimo to, pan prostak postanowił zrównać mnie z ziemią jednym zdaniem. Zasugerował mi, iż mogłabym trochę schudnąć. Wiedział gdzie nacisnąć, by zepsuć mi humor na parę chwil.

No właśnie. Trwało to tylko kilka chwil, gdyż szybko doszłam do wniosku, że przecież go nie znam. Nie powinno mnie interesować co o mnie sądzi obcy spotkany na ulicy. Zwłaszcza ktoś taki jak ten pan.

Jak to się dzieje, że tacy ludzie wciąż chodzą po tym świecie? Zamiast patrzeć na siebie i zauważać swoje wady, oni twierdzą, że są najlepsi a wszyscy inni mają problem. Zastanawiam się, czy przypadkiem pod tym względem nie mają racji. Może właśnie takie podejście powinniśmy mieć do siebie? Ja jestem najlepszy i nie widzę nic poza czubek mojego nosa? Czy życie nie byłoby łatwiejsze?

~.~
 
http://www.internationalprojects.com/en/

International Project (IP), z którymi jadę do pracy, wreszcie dali mi znać. Muszę przyznać, że już zdołałam zapomnieć jak to się z nimi współpracowało. Teraz od nowa mam okazję podziwiać cudowny burdel, a nawet jeszcze nie jestem na miejscu. Zamieszanie związane z autobusami i fakt, że będę podróżować bite dwa dni zanim dotrę do miejsca docelowego - Exeter, wcale nie napawa mnie optymizmem. Jednocześnie wiem, że nie będzie znowu tak źle. Atmosfera na miejscu wynagrodzi wszystkie trudy, a satysfakcja pozostanie na długie dni.

~.~


Spotkała mnie miła niespodzianka. W drzwiach stanął listonosz z paczuszką dla mnie. Zdziwiłam się szczerze, bo przecież niczego nie zamawiałam. Okazało się, że to żel pod prysznic Luksji (trafił mi się ten prawy). Przypomniałam sobie, że brałam udział w takim konkursie, ale nie miałam pojęcia o wygranej. Organizatorzy nieco w tym wypadku szwankują. Żel pachnie cudownie! Kąpiel wraz z nim relaksuje!

~.~

Zostało mi 12 dni do wyjazdu. Niewiele. Jestem już na półmetku jeśli chodzi o przygotowywania do niego. Teraz czekam jedynie na paczuszkę od nich z gadżetami firmowymi, które muszę ze sobą mieć oraz na telefon na tak zwany 'briefing' dotyczący całego zamieszania związanego z tą koszmarnie długą podróżą do Anglii.

~.~

Upał mi doskwiera, a duchota sprawia że mojemu psiakowi nie chce się spacerować! Tym optymistycznym akcentem kończę i tuptam do nauki!

Jak Wam minął tydzień? Pojawiły się jakieś miłe niespodzianki? Już po sesji? Wakacyjne plany są? Gdzie wyjeżdżacie?

piątek, 5 czerwca 2015

Piątkowy miszmasz #7


Czerwiec przywitał nas prawdziwą, letnią pogodą, która to otwiera sezon grillowy na poważnie. Do tego wycieczki rowerowe oraz długie spacery, czyli robienie wszystkiego byle tylko się nie uczyć. Czerwiec to również, dla nas studentów, czas łez, potu i zgrzytania zębami. Widmo nadchodzącej sesji (bądź już trwającej - jak w moim wypadku) przyprawia nas o nieprzyjemne dreszcze i doprowadzanie prokrastynacji do perfekcji. Ja również jej uległam i jakoś wcale mi z tego powodu nie jest żal.

Pierwszym punktem zwiastującym nadchodzący czerwiec był Festiwal Kolorów, który to zbiegał się niemal z dniem dziecka. Toruń zabarwił się wszystkimi kolorami tęczy w ostatnim dniu maja, by w ten sposób pożegnać ten miesiąc i zaprosić do wspaniałej zabawy w gorącym czerwcu. Była głośna muzyka, która bynajmniej nie przypadła mi do gustu - niestety. Było rzucanie się kolorowym proszkiem, a jego efekty możecie podziwiać powyżej, a co potem? Wędrówka ulicami Torunia i straszenie ludzi swoim wyglądem. Większość z nich patrzyła na nas jak na chorych ludzi. Trudno. Nam się podobało! W życiu potrzeba trochę szaleństwa!
Jak tam z waszym szaleństwem? Pozwalacie sobie na nie od czasu do czasu? 
Potem nadszedł pierwszy tydzień czerwca, który obfitował w niespodzianki. Najpierw zmieniający zasady zaliczenia w ostatniej chwili profesor, który zdołał tym samym podburzyć całą rzeszę studentów. Mogę jednak nazwać się szczęściarą, bo dzięki staraniach mojej przyjaciółki - mój esej został oceniony bez konieczności obrony go przeze mnie osobiście! Tym samym sposobem, nigdy nie miałam okazji zobaczyć profesora na żywo i raczej już nie spotka mnie ta wątpliwa przyjemność. 
Następnie nadeszła środa, a tam dwa egzaminy jednego dnia. Niby proste, ale dreszczyk emocji został do końca. Jednak już wiem, że nie było czego się obawiać. Zaliczone! Tym samym mam z głowy najgorszą część tegorocznej sesji. Teraz tylko pozostaje wykuć się na dwa pozostałe egzaminy i... witaj ostatni roku magisterki!


Natomiast czwarty czerwiec upłynął mi pod znakiem grillowania - pierwszy raz w tym roku! Było smacznie, przyjemnie i bardzo rodzinnie. Następnie chwila relaksu podczas spaceru w lesie, gdzie też Tomo miał okazję się sprawdzić. O dziwo nawet bez smyczy pilnował się jako tako. Od czasu, kiedy mi zwiał trochę obawiam się spuszczania go z niej, ale i tak to robię. Do odważnych świat należy!

Na sam koniec proponuję kilka rozmówek między mną, a moją siostrą, choć nie wiem czy jest się czym chwalić. Może chociaż mordka wam się uśmiechnie!

Ola (świeżo upieczony kierowca w moim mniemaniu) wjeżdża na lewy pas aby skręcić w lewo.
Ja: Teraz skręć w lewo.
Ola (z niedowierzaniem): Mówisz?
Ja: Mówię.

Idąc przez Toruńską starówkę. Nie stąd ni zowąd spadam nieco z chodnika i wygląda to tak, jakbym się potknęła. To nie jest znowu takie rzadkie u mnie, toteż Ola komentuje.
Ola: Znowu się potknęłaś?
Ja: Nie potknęłam się, tylko stopa mi spadła z chodnika.
Po tych słowach nastała chwila ciszy, a moja siostra uniosła lekko brew do góry, zastanawiając się, czy w ogóle jest sens rzucania jakiegoś komentarza. 

W tym tygodniu postawiłam również na załatwienie formalności związanych z moim wyjazdem do Exeter. Nie było to tak łatwe, jak mi się wydawało gdyż procedury w firmie, z którą jadę zmieniły się odrobinę. Nie omieszkali mnie o tym poinformować... tyle że już po fakcie.

Mianowicie, poproszono mnie o uzupełnienie kontraktu swoimi danymi (wraz z danymi konta bankowego) oraz przesłanie ich skanów im na maila. Uczyniłam to jak tylko uzyskałam zaświadczenie o niekaralności. Następnego dnia otrzymuję od nich pięknego maila, że wszystko świetnie, tyle że powinnam uzupełnić swoje dane elektronicznie, a nie ręcznie. W zeszłym roku nie mieli z tym problemu, w tym coś się zmieniło. Szkoda tylko, że nie raczono powiadomić o tej zmianie wcześniej.

Czasem zastanawiam się, jak to jest w ogóle możliwe, by niemiecka firma była aż tak niezorganizowana. Widocznie wyjątki potwierdzają tylko regułę. Zaczynam wierzyć, że w ich wykonaniu już nic mnie nie zdziwi.

Jak wam minął pierwszy tydzień czerwca? 
Przygotowania do sesji wrą? 
Uprawiacie prokrastynację?

sobota, 23 maja 2015

Piątkowy miszmasz na sobotni wieczór #6

W ten sobotni wieczór przychodzę z podsumowaniem mojego tygodnia. Tym razem nie było w nim tak dużo pozytywnego myślenia jak w poprzednim. Uznałam, że źle zrobiłam przerywając eksperyment. Wrócę do spisywania tych pozytywnych myśli z każdego dnia od poniedziałku, bo inaczej będę co chwila przeżywała porażki - co skutkuje u mnie napadem na słodkie (niestety).

~.~

Szkoła językowa, w której pracuje ma swoją tradycję. Co roku organizuje kończącą imprezę dla dorosłych słuchaczy i lektorów (rzecz jasna). Tego roku miałam przyjemność w niej uczestniczyć. Przyznam szczerze, że nie chciałam tam iść. Nie mogłam jednak wystawić mojej grupy, z której aż 3 osoby odważyły się pojawić.

Zawsze obawiałam się, że kiepsko tłumaczę gramatykę. Nigdy nie byłam w niej dobra i czasem sama się jeszcze mylę, a mam ją wykładać. Bałam się tego i szczerze mówiąc trochę odwlekałam sprawę, a kiedy już nadchodził ten moment na lekcji robiłam to z niepokojem w sercu. Na domiar złego, gdy tylko widziałam ich niepewne miny panikowałam. Jednak w ich odczuciu jest zupełnie inaczej, co mnie niezmiernie zaskoczyło. Uważają, że tłumaczę gramatykę lepiej niż poprzednia lektorka, która ich uczyła. Na dodatek na zajęciach było sztywno i nikt nie chciał się odzywać.

Mile mnie zaskoczyli twierdząc, że chcieliby bym i w przyszłym roku poprowadziła dla nich zajęcia. Zobaczymy. Może da się coś takiego zrobić... wszystko zależy od tego czy otrzymam przedłużenie umowy, czy też nie.

Trzymajcie kciuki!

~.~

Wreszcie odebrałam swój dyplom licencjacki z UAM! Jednakże... mam pracownicom "przyjaznego dziekanatu" wiele do zarzucenia. Swój egzamin zdawałam we wrześniu 2014 roku. Do lutego tego roku mojego dyplomu nawet jeszcze nie było. Kiedy zadzwoniłam do nich przed moim wyjazdem do Poznania, otrzymałam zapewnienie, że wszystko już jest. Czeka w gotowości do odbioru. Żyć nie umierać. Wskoczyłam w pociąg i dwie godziny później byłam na miejscu.

Niestety... czekała mnie niemiła niespodzianka. Dyplom był. Cały i kompletny... brakowało tylko odpisów w wersji angielskiej do mojego dyplomu. Podpisałam papiery, a pani obiecała przesłać mi resztę pocztą. Tu dwa nękające mnie pytania - czy nie można było powiedzieć przez telefon, że jeszcze nie wszystko jest gotowe? I drugie - jechałam tylko, by podpisać świstek o odbiorze dyplomu. Czy naprawdę nie można tego było zrobić jakoś inaczej? No bo skoro odpisy mogą przylecieć pocztą, to dlaczego nie reszta?

Biurokracja jest do dupy.

~.~

Nie mniej jednak to w Poznaniu będąc i włócząc się po nim odrobinę znalazłam księgarnię, która miała 50% zniżki na cały swój asortyment. Nie byłabym sobą, gdybym z tego nie skorzystała. Zakupiłam 3 książeczki i zapłaciłam 50 złotych. Jestem zadowolona i niezwykle raduje mi się buzia. Znów powiększyłam swoją małą kolekcję książek, która pnie się w górę z każdym nowym miesiącem. Zaczyna brakować mi miejsca na książki i dochodzę do wniosku że pozwolę wieżom piąć się w górę aż dotkną sufitu.

Jak u was wygląda sprawa z książkami? Których jest u was więcej - tych w wersji pdf czy tych dużych i pachnących? 

Ja jestem zdecydowanie miłośnikiem papierowych wersji książek. Tych, które mają w sobie duszę i aż zapraszają do swojego małego świata.

~.~

Sesja zbliża się wielkimi krokami. Pierwszy egzamin mam już w środę, a gdzie są moje myśli? Wszędzie tylko nie przy tej przeklętej sesji. Najchętniej już miałabym ją za sobą. Nie mam kompletnie ochoty do nauki.

Co więc robię? Zajęłam się nauką japońskiego, naskrobałam opowiadanie na konkurs i znalazłam sobie dwa kolejne, gdyż wydają się interesujące. Układam też realny plan wyjazdu do Tajlandii i znalezienia tam pracy (mimo, że wiem iż zanim to zrobię minie jeszcze trochę czasu - trzeba zacząć zbierać fundusze i skończyć studia). Wychodzę na spacery, jeżdżę na rowerze, spotykam się z kumplami i spędzam czas z rodziną.  Robię wszystko, tylko nie to co powinnam. Zawsze przed sesją staję się nadzwyczaj produktywna.

A jak jest z wami? Macie już jakieś sprawdzone sposoby na zwalczanie tej produktywności? Może potraficie ją przekierować na odpowiednie tory? 

Pomoc potrzebna od zaraz!

Wyborczej niedzieli życzę wam wszystkim i najlepszego nadchodzącego tygodnia! Sprawmy by końcówka maja okazała się najlepszą częścią tego miesiąca!

sobota, 16 maja 2015

Piątkowy miszmasz #5


Kolejny tydzień za nami, a do mnie właśnie dotarło, że to już połowa Maja. A przecież tak niedawno go witałam. Czas ucieka mi jak szalony i nie daje chwili wytchnienia, jednocześnie mam niejasne wrażenie, że przecieka mi przez palce. 

To już zaczyna się przeradzać u mnie w rutynę. Piątkowy miszmasz wychodzi pomiędzy piątkiem a sobotą. Nie będę jednak zmieniała mu nazwy, gdyż wówczas pewnie przesunąłby się na niedzielę. Akurat na tyle siebie znam by to wiedzieć.
Stało się. Padłam ofiarą darmowych próbek. Z czystej ciekawości odnalazłam parę stron, dzięki którym można otrzymać darmowe produkty. Często wystarczy jedynie zalogować się na ów stronie lub zgłosić się do konkursu. Everydayme jest jedną z takich stron. Dzięki niej otrzymałam próbkę tabletek do zmywarki Fairy (aż 3 sztuki) oraz podpaskę Always. Szczerze mówiąc liczyłam na nieco więcej, ale z drugiej strony dobre i to.

Co sądzicie o darmowych próbkach? Bawicie się w to? Lubicie coś takiego otrzymywać? Przyznam szczerze, że póki co mnie to rajcuje. Zawsze miło coś takiego dostać.

Natomiast krem Nivea udało mi się wygrać w jednym z konkursów. Mimo swoich nikłych 50ml, mordka mi się ucieszyła, kiedy odbierałam dzisiaj paczuszkę od listonosza. Jakby nie patrzeć to moja pierwsza wygrana od długiego czasu. Niby nic takiego, a jak dzień może się poprawić przez taką wygraną!

Wtorek był dniem obfitującym w aktywność fizyczną. Rozpoczął się całkiem niewinnie. Ot zgrabne 6,5 km wycieczki pieszej wraz z siostrą i psiakiem, który to w trakcie jej trwania postanowił pokazać, że uwielbia wodę. Niewiele myśląc wskoczył do stawiku i rozpoczął hasanie po wodzie. Mnie ręce opadły, ale brudas czuł się niczym ryba w wodzie. Coś tak czuję, że pływać to on potrafi!

Dzień zakończyłam poprzez 5 km trasę truchcikiem. Jestem bardzo, ale to bardzo początkującym biegaczem, toteż te 5 km to wcale nie są takie przelewki. Rzecz jasna nie biegam non stop. Na trasie 5 km, przebiegam bez przerwy 2 km, potem szybki marsz i kolejne 2 km lub mniej. Zależy od dnia.
A to hit tego wieczoru. Wraz z siostrą postanowiłyśmy wreszcie przyznać się do swojego podobieństwa. Niestety (albo stety) niczego nie da się ukryć. Jesteśmy niczym dwie krople wody z 6-letnią różnicą wieku między nami. Choć często się kłócimy i najchętniej nie przyznałybyśmy się do siebie to jednak geny robią swoje. Nie da się ich oszukać. No, chyba że w grę wchodzi operacja plastyczna.

Jak tam z waszym podobieństwem do rodzeństwa? Odnajdujecie je, czy może tak jak my zaprzeczacie?

Wczoraj zdecydowałam się na mały powrót do swojej pierwotnej pasji, którą było pisanie. Czas przeszły został tutaj użyty specjalnie, ponieważ od kiedy znalazłam się na obecnych studiach ta pasja zaczęła powoli blednąć, a język polski staje się mi coraz bardziej obcy. Nie jestem pewna czy wciąż potrafię poprawnie się nim posługiwać. Powtórzenia i przecinki w nieodpowiednich miejscach zawsze były moją zmorą. Tym akurat się nie martwię. Gorzej z przelewaniem słów na papier. Układaniem odpowiednich zdań i przenoszeniem tego wszystkiego co w głowie się rodzi tak... by słowo pisane ożyło. Nie wiem czy wciąż umiem to robić. Nie wiem też czy jest sens do tego wracać, gdyż pewnie czeka mnie rozczarowanie. Zdecydowałam jednak, że spróbuję i jeśli się uda to do 15 czerwca zgłoszę swoją pracę na konkurs. Temat jest zacny - "Obiecaj" - wykonanie... no cóż... zobaczymy! Pomyślałam również, że gdy już się rozpiszę (JEŚLI!) to być może coś się tutaj pojawi. Niewielka próbka tego co potrafię. Będę was wówczas prosiła o poddanie jej surowej analizie. 

Wszystko jednak w swoim czasie. Czas poodkurzać stare pasje. Odnaleźć w nich coś nowego i być może połączyć z nowymi. Jak mówi powiedzenie - stare ale jare! Mam nadzieję, że ta moja próba nie będzie znowu taka tragiczna. 

Jak tam z waszymi pasjami? Pozmieniały się wraz z wiekiem?  
Dzisiaj zakończę optymistycznym akcentem. Zostałam zmuszona do wymiany okularków, bo stare odmówiły mi posłuszeństwa. Nie lubię tego robić, bo to strata pieniędzy i potem trochę się martwię o ten majątek, który siedzi na mojej głowie. Może nie powinnam, ale cóż... człowiek jest skomplikowanym stworzeniem jednak. Jak już coś sobie wbije do głupiego łba to kaplica. Zostaje z nim na bardzo długo. Trudno się tego oduczyć.

Jak Wam minął tydzień? Spoglądacie w kolejny z optymizmem, czy wolelibyście by się nie zaczynał? 

Miłego weekendu, Dziubaski!

sobota, 9 maja 2015

Piątkowy miszmasz na sobotni wieczór #4

Kiedy wpisałam tytuł dzisiejszego posta zrozumiałam jak szybko upływa czas. Minął już cały miesiąc odkąd odnalazłam swoje własne miejsce w sieci. Pierwszy miesiąc za mną, a czuję się jakby nie minął nawet tydzień. Straszny ze mnie amator, jeśli chodzi o sztukę blogowania. Oczywiście nie jest to moje pierwsze podejście do tych spraw, ale niezmiernie odnoszę wrażenie, że kiedyś było łatwiej.

W swej karierze mam kilka blogów, z których pierwszy dotyczył anime - Shaman King (wówczas było ono hitem sezonu) - i został założony przez moją siostrę. Szybko jednak znudziło jej się pisanie opowiadania i ja przejęłam pałeczkę. Dzięki niemu szlifowałam swój kunszt pisarski, w końcu decydując się rozpocząć swoją własną historię. Historię, która miała być tylko i wyłącznie moja. Mój świat, moi bohaterowie i wreszcie moja intryga. Chciałam bawić się w pisarza i nie chwaląc się, całkiem nieźle mi szło. Jeszcze całkiem niedawno ta historia wisiała zapomniana przez wszystkich, włącznie ze mną, na portalu onet. Nie pamiętałam hasła ani maila, na którym miałam u nich swoje miejsce. Historii tej nigdy nie skończyłam i to właśnie do niej ostatnio wracam coraz częściej. Liczę na to, że niedługo uda mi się powrócić do swoich starych 'przyjaciół'. W między czasie prowadziłam również stronę z własnymi przemyśleniami. Krótkimi opowiastkami dotyczącymi tego co mnie otaczało. Czyli coś podobnego do dzisiejszej strony. Pojawiał się w tym wszystkim tylko jeden problem. 

Od początku mej kariery wszyscy moi czytelnicy, jak jeden mąż, stwierdzili że jestem chłopakiem. Bowiem posłowie autora pisałam bezosobowo. Nie wyprowadzałam ich z błędu, wstydząc się swojego prawdziwego 'JA'. Łatwiej było mi udawać kogoś innego, wypowiadać swoje własne zdanie lecz jakby ustami kogoś zupełnie ode mnie odrębnego. To była perfekcyjnie nałożona maska, która pozwalała mi rozróżniać dwa światy - ten realny, w którym byłam nikim. Zwykłą, szarą dziewczyną, która nie potrafiła o siebie zawalczyć. No i ten drugi - blogosferę, online, w którym nie dość że potrafiłam się wypowiadać swobodnie, to jeszcze byłam całkiem poważanym bloggerem. Ludzie często zwracali się do mnie ze swoimi problemami, a ja próbowałam im pomóc. Z różnym skutkiem, najczęściej jednak zmierzając w dobrym kierunku. Byłam chłopakiem. Kimś, kto mógł zrobić wszystko.

Nie do pomyślenia dla mnie było pokazać swoją twarz, powiedzieć jak naprawdę mam na imię i odsłonić siebie. Dlaczego? Bo uważałam, że prawdziwa 'JA' jest nijaka. Nie warto się z nią zadawać. To zwykły kujon, któremu na dodatek nie zawsze dobrze idzie. Grubaska, ciemna masa bez przyszłości. Zazdrościłam wszystkim swoim koleżankom tego, że potrafiły być sobą. Umiały wypowiadać własne zdanie i nie bały się tego. Walczyły o swoje, kiedy ja chowałam się po kątach i posłusznie wypełniałam wszystkie swoje obowiązki. Do głowy nie przyszła mi myśl, żeby się zbuntować.

Właśnie ta dziewczynka dostała od życia porządnego kopa w dupę i powoli uczyła się dbać o swoje własne dobro. Ta nieśmiała istota (wciąż walczy z tą swoją cechą) z czasem złapała swoje życie obiema dłońmi i zaczęła z niego czerpać garściami. No i wreszcie to ta istota, miesiąc temu, zdecydowała się na powrót do blogosfery. Tym razem nikogo nie udając. Postanowiła dać z siebie wszystko łącząc to co kocha w jedną całość.

Teraz już potrafię grać w otwarte karty i mimo tego, że sfera blogowa zmieniła się drastycznie na przestrzeni tych kilku lat, powoli odnajduję tu siebie samą. Dziękuję przede wszystkim Wam za ogromnie, serdeczne przyjęcie w swoje szeregi.

Jestem jednak bardzo ciekawa tego jak wyglądała wasza podróż z blogowaniem? Była równie burzliwa jak moja? 
~.~
Słowo wstępu zrobiło się nieco dłuższe niż przypuszczałam, ale tak to już chyba jest, kiedy człowiek zaczyna się uzewnętrzniać. Żeby miszmasz pozostał miszmaszem lecimy dalej:
Wczoraj miałam okazję uczestniczyć w już ostatnim szkoleniu lektorów u mnie w pracy. Piątym i ostatnim. Mówiąc szczerze to nie do końca wiem do czego one są nam potrzebne. Nie wynosimy z nich znowu tak dużo. Może jedynie kilka pomysłów na dodatkowe ćwiczenia dla naszych słuchaczy. Wczoraj jednak skupiliśmy się głównie na nas samych. Na naszych wadach i zaletach. Na tym co robimy dobrze, a czego unikamy. Na naszej autonomii. Dowiedziałam się również od swoich znajomych z pracy paru ciekawych rzeczy o samej sobie. Między innymi, uważają oni mnie za odważną dziewczynę. Zaskoczyło mnie to niezmiernie, bo sama siebie w życiu bym taką nie nazwała. Może jest to spowodowane moją niską samooceną, a może po prostu nie leży mi w to naturze... Miło jednak wiedzieć, że komuś mogę wydawać się odważna.
 ~.~
Dzisiaj skorzystałam z przepięknej pogody. Wraz z moją siostrą wskoczyłyśmy na rower i przejechałyśmy całe 9,40 km z przystankiem na małe co nieco. Zajechałyśmy do galerii Plaza, gdzie miałam przyjemność posmakować tego cuda, co to na zdjęciu się pięknie prezentuje. Nie jest to znowu zbyt trudne do zrobienia. Ot schłodzony jogurt naturalny z dodatkiem ekstraktu z cytryny oraz garść różnorodnych owoców. Niby nic trudnego, a jakie pyszne... nie pogardzę powrotem do tego miejsca. 

Na tym zakończę dzisiaj swoje dygresje, bo zaczynam zauważać, że zbyt mocno skupiam się w nich na sobie. Odrobina egoizmu i samolubności nikomu jeszcze nie zaszkodziła i tego będę się trzymać!

Mieliście ostatnio okazję próbować czegoś nowego? Odkryliście coś czego o sobie nie wiedzieliście? Jak spędzacie ten jeszcze słoneczny weekend?

piątek, 1 maja 2015

Piątkowy miszmasz #3

Wreszcie mamy maj, a wraz z nim powinna nadejść zdecydowanie lepsza pogoda. Słoneczko zacznie przebijać się przez chmury z nieco większą śmiałością i miejmy nadzieję, że nie skończy się to wszystko na deszczowych pogodach. Czas wreszcie zostawić w kącie resztkę pesymistycznych myśli i z nową werwą wkroczyć w czas wiosenno-letni!
Spacery z psiakiem zaczynają przynosić efekty. Dzięki nim ćwiczę swoją systematyczność oraz poniekąd silną wolę, kiedy to czasami zwyczajnie nie ma się ochoty na wyjście. Spacery te pozwalają mi również obserwować otaczających mnie ludzi, a muszę przyznać, że moja dzielnica wysiała sobie całkiem niezłe osobistości.
Dzisiaj jednak będzie o dwóch gimnazjalistkach, których rozmowy nie dało się nie podsłuchać. Została ona ubarwiona w różnorodne wyrażenia zaczynające się najczęściej od litery "k", co jednak nie zakłóciło przekazu. Rozmowa tych dwóch, jakże uroczych istot dotyczyła weekendu majowego. Obie wyglądały na dość mocno sfrustrowane. Dlaczego? A no właśnie... ojciec jednej z nich wpadł na niecodzienny pomysł. Chciał zabrać całą swoją rodzinę pod namioty. Otóż właśnie tutaj pojawił się niewyobrażalny wręcz i przytłaczający problem:

A co z facebookiem?! 
Co z internetem?! 
Jak to tak... trzy dni bez kontaktu ze światem?! 
Na łonie natury?! 
Oszalał!

Rozmówczynie zgodnie stwierdziły, że już lepiej uciec z domu niż przystać na pomysł mężczyzny, a mi krew w żyłach się zagotowała. Ileż to bym dała za taką propozycję? Przecież to wspaniały plan, jeśli w grę wchodzi odpoczynek od codzienności. Relaks na łonie natury i chwila zapomnienia. Chwila tylko dla ciebie i twojej rodziny. Coś wspaniałego!
~.~
Jeśli już mowa o facebooku i nieznanych pokładach internetu to dzisiaj wpadłam na stronę - How old do I look? - i nieco się przestraszyłam. Na podstawie najbardziej aktualnego zdjęcia pozwoliłam sobie na obliczenie swojego wieku poprzez to cudo. Tu właśnie pojawia się problem. Według niej, wyglądam na 43-letnią kobietą. Ten wynik traktuję nieco z przymrużeniem oka, ale mimo wszystko nie jest to coś co chciałoby się usłyszeć. Pocieszam się jednak faktem, że i moją siostrę ta piękna stronka postarzała (niewiele bo jedyne 2 lata, ale jednak!).
~.~
Ostatnim punktem programu będzie wielka ucieczka Tomo. Mój drogi psiak postanowił zrobić sobie dzisiaj dzień dziecka, więc kiedy tylko spuściłam go ze smyczy (a robię to rzadko) skubany przestał reagować na nawoływania i poszedł w długą.
Ileż to ja się przez niego nerwów nie najadłam dzisiaj. Szukałam go dobrze dwadzieścia minut, a kiedy już znalazłam tego małego paskudę, to najpierw w złości mu nawrzucałam, a potem go przytuliłam - ze szczęścia. Przez to wszystko pewnie nawet nie zorientował się, że zrobił coś złego. Miałam też niecny plan, by go nie głaskać przez cały dzień, ale już po trzech godzinach legł on w gruzach. Serce mi się krajało, kiedy widziałam jego smutne oczy.

Uciekł wam kiedyś psiak? Co wówczas robiliście? Jak nauczyliście takiego paskudę posłuszeństwa? Potraficie być konsekwentni w swoich postanowieniach, czy podobnie jak mnie kraja wam się serce i wszystko takiemu maluchowi przebaczacie?

piątek, 24 kwietnia 2015

Piątkowy miszmasz #2

Ten tydzień należał do tych spokojnych. Przeszłam przez niego z podniesioną głową, ani na moment nie zatrzymując się by spojrzeć za siebie. Nie było potrzeby. Poza przykrym incydentem kradzieży pompki do roweru (na moich oczach, kiedy stałam tuż przy rowerku), więcej smutku nie zaznałam. 
Zaczynam też wierzyć we własne umiejętności jeśli chodzi o nauczanie angielskiego. Jestem pewniejsza, kiedy stoję przed grupą i mam wykładać im ten język. Dotarcie do tych wniosków zajęło mi dobre 5 miesięcy. Lepiej późno niż wcale, co nie?
 ~.~
 Korzystając z pięknej wtorkowej pogody wybrałyśmy się wraz z siostrą oraz Tomo (naszym psiakiem) na Barbarkę. To miejsce nieopodal Torunia, gdzie można wypocząć na łonie natury choć przez chwilę. Znajduje się tam park linowy, z którego jeszcze nie skorzystałam ale już zaplanowałam z nim swój pierwszy raz - 01.05 - parku linowy witaj! Mam tylko cichą nadzieję, że uda mi się go przejść całego i nie będę w połowie wołała pomocy. Dam z siebie wszystko! 
Można też wypić tu kawę (bo restauracja działa, acz jest dość droga), a dzieciaki mają frajdę na placu zabaw. To znakomite miejsce na odpoczynek oraz spędzenia trochę czasu z rodziną z dala od miejskiego zgiełku.
~.~
Wczoraj miałam też przyjemność zobaczenia najnowszej i zarazem ostatniej już części serii "Szybcy i wściekli". Tym razem była to już jej siódma część. Przyznam szczerze, że nie jestem szczególnym fanem tego typu filmów, ale kiedy przyjaciółka proponuje spotkanie i zależy jej na konkretnym filmie to nie zwykłam odmawiać. 
"Szybcy i wściekli 7" to typowy film akcji z niezłymi autami, które dość szybko nadają się jedynie na złom. Żal ściska, kiedy się na to patrzy... a przed oczami ma się swojego zdezelowanego Matiza, który to dzielnie znosi wszystkie niedogodności i trudy dnia codziennego. Poza samochodami jest też sporo wybuchów i akcji, których normalny człowiek by nie wykonał. Film należy potraktować z niezłym przymrużeniem oka, ale jest całkiem dobrą rozrywką, jeśli nie szukacie czegoś ambitniejszego.
Fani zmarłego w 2013 roku Paula Walkera (wykonawcy jednej z głównych ról) zostaną mile zaskoczeni końcówką filmu. Znajduje się tam miły gest upamiętniający jego osobę.
~.~
Toruń to miasto, które uwielbiam. Mieszkam w nim i nie zamieniłabym go na żadne inne. Uważałam również do niedawna, że moja okolica jest jedną z tych bezpieczniejszych... Potem zaczęłam wychodzić z psiakiem na spacery (mam małego od stycznia) i mój pogląd nieco się zmienił.
Głównym zaskoczeniem są dla mnie spacery koło północy. Wychodzimy na dosłownie 15 minut i udajemy się za szkołę. Tam też czeka na nas niespodzianka. Już kilkanaście metrów przed nią czuć palone zioło, a kiedy wychodzimy na otwartą przestrzeń, wreszcie obrazek staje się kompletny.
Grupa młodych ludzi (około 8 - 10) beztrosko siedzi na terenie szkoły, paląc przy tym maryśkę oraz popijając alkohol. Do tego dochodzą cudowne konwersacje, gdzie co drugim słowem jest 'kurwa' i kąśliwe uwagi w stronę każdego przewijającego się przechodnia (a niewielu ich jest o tej porze). Mnie się jeszcze jakoś udało ujść z życiem i żadna uwaga na mój temat nie poleciała. 
Nie zaskoczyło mnie tutaj to, że młodzi palą trawkę, bo przecież to już wiem od dawna. Rzeczą która mnie zszokowała jest to, że oni robią to tak otwarcie. W ogóle nie przejmując się swym otoczeniem. Wielu z nich z pewnością uczęszcza do szkoły, na której terenie się spotykają po godzinach. Igrają z diabłem i mają wszystko gdzieś.
 Przyznam szczerze, że trochę im tego zazdroszczę. Nie niszczenia sobie zdrowia, ale tej łatwości z jaką potrafią nie przejmować się opinią innych. Sądzę też, że w grupie siła. Inaczej zachowywaliby się jako indywidualne jednostki. Najwyraźniej grupa nie zawsze daje pozytywne rezultaty.
 ~.~
Na tym zakończę dzisiejszy miszmasz. Wyjątkowo wyrobiłam się z nim w piątek!
Jak wam minął ten słoneczny tydzień? Jakieś niespodzianki spotkały was po drodze? Może coś waz zdziwiło?

sobota, 18 kwietnia 2015

Piątkowy misz masz na sobotni wieczór!

Niezorganizowane myśli, zaobserwowane sytuacje czy dziwne aplikacje. To wszystko, a nawet i więcej składa się na nasze życia. Mimo, że często wydaje nam się, że nic się u nas nie dzieje, to wystarczy rozejrzeć się dookoła, by dostrzec coś ponad szarość dnia codziennego.
W piątkowym misz maszu (który w tym tygodniu wyjątkowo pojawia się w sobotę) pozbieram te wszystkie rzeczy, które zaobserwowałam i których doświadczyłam w minionym tygodniu. Dzisiaj będzie nieco chaotycznie za co z góry przepraszam.
~.~
Postawiłam na ruch, a jako że planuję już w czerwcu uczestniczyć w Nocnej Dyszce Kopernikańskiej (maraton), postanowiłam sprawdzić ile liczy sobie moja zwyczajna trasa. Szukałam dobrej aplikacji na swojego Androida, gdyż funduszy na inne urządzenia mi na razie brak. 
W końcu wybór padł na Run-log.com. Jest to aplikacja, która mierzy czas i dystans naszej aktywności oraz liczy spalone kalorie. Nie byłoby w niej nic dziwnego, gdyby nie wybór aktywności. Wśród tych normalnych typu spacer, bieganie, rower czy trekking, pojawiają się również - jazda samochodem czy motorem. Jeśli zapytać mnie o zdanie to nie nazwałabym ich aktywnościami pomagającymi z rzeźbieniem naszego ciała czy walką z kilogramami. Owszem spalamy kalorie podczas jazdy samochodem, ale jakoś nie pasuje mi to w żadnym wypadku do pozostałych opcji wyboru.
Mimo to aplikacja sprawuje się bardzo dobrze, a od wtorku naliczyła mi ponad 20 km zrobionych podczas różnych aktywności. Jestem zadowolona, że wreszcie coś pozwala mi liczyć dystans jaki pokonuję. Nie wiem tylko jak ma działać podczas mojego pływania. Musiałabym zaopatrzyć się w coś wodoodpornego.
~.~
Co środę wstaję skandalicznie wcześnie rano, by tylko zdążyć na pociąg. Muszę bowiem jakoś dojechać do swojej uczelni, na zajęcia, których jest zdecydowanie za mało. Czasami potrzebuję niezwykle silnej woli by zwlec się z łóżka, ale w końcu zawsze mi się to udaje. To co wydarzyło się w minioną środę przeszło moje najszczersze pojęcie.
Zdarzyło się to w drodze powrotnej do mojego miasta. Czekałam na peronie wraz ze zgrają młodych ludzi, gdy pojawiło się tam również dwóch panów. Byli oni dobrze ubrani i zachowywali się przyzwoicie. Rzecz w tym, że porozumiewali się w języku migowym, wydając przy tym z siebie dziwne odgłosy. Tylko tyle sprawiło, że niemal każdy na peronie zaczął oglądać się przez ramię i szeptać między sobą. Wytykali tych dwoje palcami, jakby mieli do czynienia z kimś trędowatym. Mało tego, nikt nie chciał usiąść obok nich w pociągu. Przyszło mi wówczas na myśl, że takie rzeczy mogą zdarzyć się jedynie w Polsce. 
Czy ktoś może wyjaśnić mi ten fenomen? Dlaczego tak zwana inteligencja naszego kraju, wytyka palcami kogoś niepełnosprawnego? Co złego jest w tym, że ten ktoś usiądzie obok ciebie w pociągu? Przecież niepełnosprawność to nie choroba zakaźna. 
Nie złapiesz tego, a na dodatek możesz się wiele od takiego człowieka nauczyć. Zauważ ile on musi mieć w sobie samozaparcia, by wciąż przeć do przodu przez życie. Ile w tym można znaleźć pasji, ile pozytywnych myśli. Nic tylko je chłonąć.
Ja natomiast dzięki tym dwóm panom nauczyłam się przedstawiać w języku migowym oraz migać słowa takie jak 'dziękuję', 'przepraszam', czy 'dzień dobry'. Bardzo dobrze mi się z nimi konwersowało, poprzez proste narzędzie - notes i długopis.
~.~
Chciałabym również podzielić się z wami kilkoma zaobserwowanymi u mnie w niewielkim Toruniu widokami, które oczy cieszą i serce dzięki nim śpiewa. Kocham naturę, a wycieczki rowerowe, na które teraz wreszcie rozpoczął się sezon umożliwią mi korzystanie z niej pełną parą. Jedna dłuższa już za mną. Rower jest świetnym wynalazkiem ludzkości. Dzięki niemu nie tracę pieniędzy na autobusy i benzynę. Wsiadam na swojego granatowego górala i dojeżdżam nim gdzie tylko zechcę!