Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czytam wszędzie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czytam wszędzie. Pokaż wszystkie posty

środa, 15 lutego 2017

Czytam - Siobhan Curham "The Moonlight Dreamers"

Tę powieść zakupiłam w Anglii. Nie miałam bladego pojęcia o czym jest, ale okładka oraz jej tytuł sprawiły, że zanim się obejrzałam podawałam ją przemiłej pani w kasie, w towarzystwie trzech innych książek (nie ma to jak promocje "kup jedną, druga - za pół ceny"). Poza tym tradycji musiało się stać za dość. Zawsze przywożę z sobą kilka książek.

"The Moonlight Dreamers" to opowieść o czterech, szesnastoletnich dziewczynach, pochodzących z różnych środowisk. Jedyną ich cechą wspólną jest poczucie wyobcowania. Nie potrafią odnaleźć się w swoim otoczeniu i zakładają na siebie maski, które opuszczają tylko przed sobą. Są sfrustrowane i mają dość takiego stylu życia.

Mamy więc Amber, która zmaga się z szykanowaniem w szkole, ponieważ ma dwóch ojców. Jej miłością jest Oscar Wilde, a ukojenie odnajduje pisząc bloga. Maali, która ze względu na swoje pochodzenie (Hinduskie) jest prześladowana i niezwykle nieśmiała, ale uwielbia marzyć. Sky, która przeżyła śmierć mamy i teraz mieszka na łodzi wraz z ojcem, uczy się w domu i kocha poezję. Oraz Rose, której sławni rodzice się rozwiedli. Dziewczyna mieszka z matką, która koniecznie pragnie by jej córka poszła w jej ślady i pcha ją w świat modelingu, mimo że Rose ma inne marzenia.

Dzięki inicjatywie Amber, te cztery osobliwości zakładają stowarzyszenie "Moonlight Dreamers", które ma na celu wspierać je w drodze do spełnienia najskrytszych marzeń. Odnajdują w nim pomoc, ukojenie i siłę. Mimo przeszkód, zawsze pozostają sobie wierne. Znajdują prawdziwą przyjaźń, tam gdzie nigdy by się tego nie spodziewały. 

Siobhan Curham uraczyła nas przepiękną powieścią traktującą o sile przyjaźni, do której wplotła problemy, z którymi mierzy się chyba każda nastolatka (i ja mogłam odnaleźć tam siebie sprzed lat). Oprószyła to wszystko słowami Oscara Wilde'a oraz poematami napisanymi przez nią samą. Na dodatek postawiła na Londyn jako miejsce akcji, co dodało książce uroku. 

Czytając miałam wrażenie, że przeniosłam się w przeszłość (mimo, że rzecz dzieje się w teraźniejszości). W moją prywatną przeszłość i zaraz na myśl przyszło mi "Stowarzyszenie Wędrujących Jeansów", które miałam przyjemność przeczytać jako nastolatka. Motyw ten sam, uaktualniony o współczesne problemy związane z internetem oraz rasizmem. 

Trzeba otwierać oczy młodym ludziom na krzywdę, która dzieje się wokół nich i Curham robi to znakomicie. Książkę przeczytałam w niecałe 3 dni. Wciągnęła, choć nie jest to ciężka literatura. Lekka i przyjemna, szkoda tylko, że w Polsce jeszcze nie wydana.

Czytałyście może już coś od tej autorki? 

Trzymajcie się cieplutko!

niedziela, 5 lutego 2017

Czytam - Anna Litwinek "Czarownica"

O "Czarownicę" walczyłam w paru blogowych konkursach, ale nie udało mi się jej wygrać, więc gdy tylko miałam możliwość wymiany książki na ten właśnie tytuł, nie zawahałam się ani przez momencik. Dostałam ją w swe łapki gdzieś w październiku i do niedawna leżała na mej półce, ciesząc me oczy.


W końcu jednak nadszedł i jej czas. Urzekła mnie historia osadzona we współczesnym świecie, której bohaterką została silna kobieta - Sonia. Nie fajtłapa i ciamajda, której zawsze trzeba pomagać jak to zwykle bywa, tylko silna oraz pyskata i wyzwolona dziewczyna. Sonia Hunamska to kobieta po przejściach, której rude włosy i przewrotny charakterek pozwoliły zaistnieć jako dziennikarce. Poznajemy ją w czas jej 30-stych urodzin, kiedy to zaczynają się jej przytrafiać dziwne rzeczy. Sonia to jednak bagatelizuje, wciąż będąc na tropie sensacyjnego tematu o "wampirach".

Po drodze spotykamy jeszcze wiele mniej lub bardziej interesujących charakterów, powoli odkrywając tajemnicę rodzinną Sonii i razem z nią dokonując wyborów, które przybliżają nas do punktu kulminacyjnego. Cała historia została rozłożona na 13 dni. Trzynaście, pełnych napięcia, dni. Taki wycinek z życia bohaterów jest nam podany na tacy i tyle wystarcza by ich polubić lub znienawidzić.

"Czarownica" to książka sympatyczna, okraszona magią i słowiańskimi wierzeniami, tajemnicą i utarczkami z kościołem. Bohaterowie wydają się być nam realni dzięki osadzeniu opowieści w dzisiejszych czasach. Różnią się od siebie i nie zlewają w jedną całość, choć przyznam szczerze, że na kreację Soni oraz Iwo autorka poświęciła zdecydowanie więcej czasu niż kreacjom innych bohaterów. To zrozumiałe, bo przecież to właśnie o nich są głównymi protagonistami historii. Jednak tym samym pozostawiła pewien niedosyt i frustrację dotyczącą reszty bohaterów.

Nie powiedziałabym, że jest to książka, którą długo będę pamiętać. To raczej lektura na raz. Przyjemnie się czytało, choć trochę dłużyło, kiedy nie widziałam żadnego postępu w fabule (a miejscami tak niestety było - coś tam się poruszało, ale jednak wciąż staliśmy w zawieszeniu). Na dodatek autorka pozostawia otwarte zakończenie, nie odkrywa wszystkich kart, jakby zostawiając sobie grunt pod drugą część powieści. Szkoda, bo być może dzięki tym kartom, "Czarownica" zyskałaby dynamizmu i fabuła rozwijałaby się nieco szybciej.

Mimo wszystko z "Czarownicą" miło piło mi się parującą kawę i spędzało te kilka wieczorów. Tydzień zajęło mi przebrnięcie przez książkę i dobrze się przy niej bawiłam. Gdybym miała jej wystawić ocenę w skali do 10... dałabym jej mocną 5. Na tyle sobie zasłużyła.

Czytałyście już "Czarownicę"? Podzielcie się swoimi opiniami na temat tej powieści. 

piątek, 3 lutego 2017

Słów kilka o czytaniu

Książka towarzyszyła mi od maleńkiego. Moja mama do dziś wspomina jak to wypożyczyłam swoją pierwszą, mając siedem lat na koncie i dumnie zaczęłam ją głośno dukać. Trzeba tu jeszcze dodać, że była to "Stonoga". Długo ją dukałam, oj długo... tak długo, że mama już tylko modliła się bym w końcu wydukała tę setną nogę, ale wreszcie się udało!

No i od tego się zaczęło. Najpierw "Stonoga", a potem coraz to nowsze pozycje. Panie w bibliotece musiały mi kartę zmieniać co chwilę, bo już miejsca nie było do zapisywania. Wraz z przyjaciółką gościłyśmy w niej tak często, że wkrótce mogłyśmy do woli buszować między półkami szukając pozycji dla siebie, a kiedy już je znalazłyśmy prześcigałyśmy się z czytaniem.


Potem szkolna biblioteka przestała nam starczać. Zapisałyśmy się więc do jednej z osiedlowych i tam wciągnęłyśmy "Beverly Hills 90210", "Plotkarę" oraz inne młodzieżówki. Najbardziej jednak spodobała nam się detektywistyczna seria (choć tytułów już sobie nie przypomnę), która miała w sobie fantastyczne wątki. W międzyczasie zapałałam miłością do mang, których teraz mam z 400 na półkach i już mi się nie mieszczą. 

Czytałam wszędzie. Na przerwach i wolnych lekcjach, na godzinach wychowawczych, po szkole i na balkonie, a rozdziały kończyłam w łóżku pod kołderką. Świeciłam sobie latarką by na pewno doczytać do końca. Zdarzało się, że spać szłam o 2 w nocy, bo tak mnie książka wciągnęła...

Potem nadeszło liceum i dostałam wreszcie Internet. Przerzuciłam się na komputer. Nadal czytałam, ale porwało mnie też pisanie. Opowiadań i blogów. Pisałam dużo, dużo więcej niż czytałam... a potem matura i studia.

No i się skończyło. Szał wciąż był, mangi nadal przybywały, książki też... ale z jakąś taką mniejszą radością. Czytałam, ale jakby trochę pod przymusem. Zdecydowanie wolałam legnąć przed laptopem i obejrzeć kolejny głupawy serial, bo przecież tyle czasu potrzeba na książkę.

Ratował mnie pociąg i fakt, że na studia dojeżdżałam. Mogłam spokojnie oddać się lekturze podczas podróży. Godzina w jedną stronę, druga z powrotem. Książek było mniej, ale były.


A teraz?



Styczeń przyniósł mi dwie przeczytane książki. Nie jest źle. Dobry początek jak na mnie. Mało tego, chciało mi się! Nie zmuszałam się, z czego niezwykle się cieszę...jednakże pod koniec stycznia zaczęły się ferie zimowe. Sama tego za bardzo nie odczuwam, ale u moich dziadków pojawiła się moja młodsza kuzynka - Gosia...

Gosia ma 12 lat i czyta. Czyta dużo i czyta wszędzie (nawet podczas pięciominutowej podróży autobusem! Serio!). Chętnie też opowiada o tym co już przeczytała. Miło mi było jej słuchać i zaraziła mnie tą magią czytania ponownie. Znów chętnie sięgam po książkę. Dzielę się swoimi odczuciami i ścigam z małą na ilość przeczytanych stron. Śmiejemy się razem i ślemy zdjęcia książek w wiadomościach na Instagramie. Jest dobrze!

Muszę jej za to podziękować, bo ponownie poczułam się niczym dziecko. Ta radość z czytania powróciła!

Miałyście kiedyś taki czarny okres z książkami? Jak wróciłyście do czytania? Co czytacie? Robicie to chętnie?

Ja już tak!

Trzymajcie się cieplutko!

poniedziałek, 30 stycznia 2017

Czytam - Beata Pawlikowska "Blodnynka w Japonii"

Idę jak burza! To już druga książka, którą przeczytałam w styczniu oraz druga, która czekała w kolejce na lepsze czasy. Te wreszcie dla niej nastały. Wzięłam ją w swoje obroty, bo w końcu styl Pawlikowskiej uwielbiam. Natknęłam się na nią poprzez mą przyjaciółkę, kilka lat temu i polubiłam. Nawet bardzo. Swego czasu dużo jej czytałam, a potem jakoś mi się przejadła. Zrobiła zbyt komercyjna, przez co skutecznie zniechęcała. 


"Blondynkę w Japonii" otrzymałam od tej samej przyjaciółki na me ostatnie urodziny. Nawet nie wiedziałam, że taką książkę pani Beata popełniła... no ale uznałam, że jeśli ona jest autorką, a w tytule mam "Japonię" to będzie to pozycja w sam raz dla mnie. W końcu zbieram informacje z różnych źródeł, chcąc kiedyś się tam osiedlić. 

Miało być magicznie, bajecznie. Miałam ją przeczytać w dwa dni, bo przecież tyle obietnic składała mi cudowna okładka oraz jej opis:

JAPONIA.
JEDEN Z NAJBARDZIEJ LEGENDARNYCH KRAJÓW ŚWIATA!
Kto nie słyszał o cudownie zdrowym japońskim jedzeniu, o samurajach, gejszach, japońskiej precyzji, japońskich komiksach, grach i gigantycznie wielkich, nowoczesnych miastach? O japońskiej tradycji, kulturze i niezwykłej religii shinto?... O medytacji zen, japońskich drzeworytach i sztuce japońskiego minimalizmu?... O zapasach sumo, sushi i słynnej japońskiej herbacie?
Ja słyszałam. Pojechałam do Japonii.
I OKAZAŁO SIĘ, ŻE WSZYSTKO JEST INACZEJ!!!!
Beata Pawlikowska

Narobiłam sobie smaku i miałam nadzieję nauczyć się czegoś nowego. Dowiedzieć się czegoś zaskakującego. Chciałam poczytać o tych samurajach, religii shinto i innych medytacjach, by poznać to wszystko od tej innej strony. Prawdziwej!!!


W zamian za to otrzymałam mniej więcej 200 stron marudzenia o tym, że nigdzie nie można znaleźć wegetariańskiego jedzenia. Serio!!! Co rozdział to wzmianka o jedzeniu. Czegoż to pani Beata nie chciała posmakować, jak to jej ślinka ciekła i jakie wielkie było rozczarowanie, kiedy okazywało się, że jednak nigdzie nie można znaleźć zdrowej żywności. Przecież nawet makaron nie jest gryczany tylko żytni, a sos sojowy to samo zło. Nie zapominając też o rybach! Nigdzie nie było samych warzyw, a jeśli już się pojawiały to skąpane w niezdrowym tłuszczu bądź posmarowane majonezem. To zbyt wiele dla delikatnego żołądka autorki.

Do tego z 50 stron z czarno-białymi fotografiami (ładnymi, to trzeba oddać), które każdy czytelnik może sobie zeskanować i pooglądać więcej zdjęć na specjalnej stronie (nie wiem jak to działa, bo nie próbowałam tego robić) i pozostałe 100 stron poruszyło tematy, które mnie interesowały. Zrobiło to jednak w tak płytki sposób, dodając do tego nutę swojego filozofowania, że odrzuciło mnie doszczętnie. 

Jedyne czego dowiedziałam się z tej książki to fakt, że zielonej herbaty to w Japonii się nie napijesz. Zawiodłam się pani Beato, oj i to bardzo. Może po prostu zbyt wiele oczekiwałam? Może za dużo się już o Japonii naczytałam? Może już niewiele może mnie zaskoczyć? Może coś w tym jest...


Nie wiem, ale jeśli chcecie poczytać coś o życiu w Japonii to gorąco polecam "Bezsenność w Tokio" Marcina Bruczkowskiego, bo "Blondynka w Japonii" choć napisana okiem turysty - nie zachwyca. Pozycja to mocno średnia.

niedziela, 1 stycznia 2017

Wyzwanie czytelnicze 2017 - Z półki

Wczoraj przejrzałam swój post z zeszłego roku i to jak mizernie wyglądał nieco mnie przeraziło. Wpisałam na niego jedynie 5 pozycji, a 6-sta wciąż się czyta (to znaczy leży na półce i smutno na mnie patrzy, próbując skusić swą wyjątkowa okładką i czerwonymi literami na niej). Ach! Gdzież się podział ten zapał i ten czas, który miałam przeznaczyć na czytanie? No gdzie? Przeleciał przez palce i zniknął.

Może jednak postawiłam sobie poprzeczkę za wysoko? 25 pozycji było za dużo? W tym roku więc postanowiłam spróbować inaczej. Przeszukałam internety w poszukiwaniu czegoś nowego - dla mnie przynajmniej - i znalazłam coś ciekawego:

http://dzosefinn.blogspot.com/2016/12/02-z-poki-wyzwanie-czytelnicze-na-2017.html

Na mej półce zalega sporo tytułów nieprzeczytanych więc to świetne wyzwanie wprost dla mnie. Na czym polega? Wystarczy zapisać się na odpowiedni poziom (mój to Poziom 3 - przeczytać od 11 do 15 książek) i czytać. Czytać to co na półce zalega a jeszcze nie było przez nas czytane. Tylko tyle. Nic więcej. Nie ma podanych kategorii czy tytułów. Czytamy więc to co już na tej półeczce jest i zostało zakupione przed 2017 rokiem. 

Proste i przyjemne, prawda?


Bo przecież prostota często przez nas niedoceniana, jest najlepszym sposobem na wszystko. Najbardziej skomplikowany problem można rozwiązać stosując kilka łatwych trików. Tak jest też z czytaniem i mam nadzieję, że w tym roku (jako, że dołączam już w styczniu) uda mi się choć coś osiągnąć. To pierwszy krok do lepszej przyszłości i poprawy stylu pisania, który ostatnio u mnie kuleje.

A potem? Może jeden rozdział książki miesięcznie? Byłoby fajnie... może warto spróbować. Jeszcze się nad tym zastanowię i odkurzę swoje stare pliki Word w poszukiwaniu inspiracji. 

Czas więc zakasać rękawy i zabrać się do roboty! Może i Wy się skusicie? Na pewno coś Wam na półkach zalega. Spróbować nie zaszkodzi, a pierwszy poziom to jedynie 5 książek do przeczytania. Nie tak źle, co nie?

Trzymajcie się cieplutko kochani, tego pierwszego stycznia. 

Szczęśliwego Nowego Roku, pełnego wyzwań i wygranych. Tego Wam życzę dokładając do tego jeszcze nutkę spokoju i uśmiechu na twarzy, bo to właśnie one pozwalają nam na większe osiągnięcia!

Źródło: 1