Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą to do. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą to do. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 12 kwietnia 2016

Powracam z nową siłą!



Wow... ja to jednak umiem naobiecywać i wszystko połamać za jednym zamachem. Obiecałam powrót i zajął mi on cztery miesiące. Jestem tu głównie dzięki mej siostrze, która raz za razem marudzi mi o pewnej sprawie, którą miałam tu zamieścić. Jestem tu też dzięki tym, którzy wciąż pamiętają. Nie tak dawno znów zauważyłam mały ruch na blogu. Wow... jestem pod wrażeniem. Szczerze? Sama już dawno spisałabym go na straty.

Jednak postanowiłam wrócić. Nie chcę tak porzucać tu tego miejsca, kiedy wreszcie udało mi się zadomowić. Teraz rozpocznę gościnę na nowo. Będzie też parę zmian. Postaram się (i to kluczowe słowo niestety) pisać tu 3 razy w tygodniu - poniedziałki, środy, piątki / soboty. Nie chcę jednak obiecywać, a potem znów się z tego wycofywać. Dlatego obiecuję się postarać!

W poniedziałki będziemy tu obalali popularne mity, ponieważ ostatnio zauważyłam że jest ich zastraszająco dużo - alkohol, brak jedzenia po 18, matematyk = obcy, tabletki dietetyczne i tak dalej. Mity można mnożyć i mnożyć, a ja postaram się obalić te, które są mi bliskie, ale i te nieco dalekie. W zależności od humoru i dnia. Blogger też człowiek!

W środy natomiast postawimy na nieco nauczycielskiego przepychu, bo choć jestem w tym fachu od dwóch lat, to myślę, że pomysłami na zadania warto się podzielić ze światem. Ułatwmy sobie dzięki tym pracę i zaoszczędźmy troszeczkę czasu. Będą tu też żarty, kwiatki z lekcji oraz parę innych przysmaków. 

Piątki lub soboty pozostawiam dla siebie. Dla mojej własnej niesfornej wyobraźni, która lubi płatać mi figle. Będą tu moje wynurzenia, trochę własnych perypetii, spostrzeżeń oraz zmagań z samym sobą. Jednym słowem - wszystko to co kobiety lubią najbardziej - ględzenie o wszystkim i o niczym, po to by uspokoić własne myśli.

Zaczynam od przyszłego tygodnia, bo ten pozostawiam sobie na rozpisanie. Jutrzejszy temat luźno połączony jest z fuchą nauczyciela, jednak nie do końca go dotyka. Trzymajcie się cieplutko! Niech Wiosna będzie z Wami!

środa, 16 grudnia 2015

Studia - jak poradzić sobie z końcem semestru?


Studia. Praca. Dom. Przyjaciele.


Pogodzić to wszystko razem jest trudno. Jeśli dołożyć do tego wszystkiego jeszcze zdrowy tryb życia i parę przyjemności... nieliczni wychodzą zwycięsko z tego boju. Na dodatek profesorowie nie ułatwiają tego zadania, kiedy pod koniec semestru wszyscy nagle budzą się z długiego, jesiennego snu i... 

...wreszcie pokazują biednym studentom jak bardzo potrafią być kreatywni. Prezentacje, eseje, testy, tłumaczenia. Ustne i pisemne, indywidualne i parami. To wszystko potrafi zniechęcić biednego studenta i nic dziwnego, że taki delikwent ma dość już na początku grudnia i tylko odlicza czas do świąt. Byle odpocząć...

Ale czy na pewno?

Ile razy obiecaliście sobie, że w święta nadrobicie jakieś zaległości? Napiszecie spokojnie ze dwa eseje, żeby choć trochę odciążyć swoją styczniową przygodę z sesją w roli głównej. Kto nie próbował?

Ja tu wyjątkiem nie jestem. Mało tego znów sobie to obiecuję. Zamierzam dotrzymać danego sobie słowa tym razem, ale czy się uda? Szczerze powątpiewam. Święta mijają zbyt szybko, a na dobrej zabawie czas mija błyskawicznie. To tak jakbym zasypiała 24 grudnia i kiedy się budzę jest już 03 stycznia, a ja zostaję z niczym. 

No może poza wspaniałymi wspomnieniami i błogim lenistwem. Relaks pozostaje to prawda, ale co z tego? Przecież potem staram się roztroić i żałuję, że nie mam swoich klonów. Sesja potrafi się uprzykrzyć nawet tym którzy uczyli się z zajęć na zajęcia (a stańmy z prawdą twarzą w twarz - jest to gatunek wymierający, który powinien być chroniony). Co więc ma zrobić typowy szaraczek?

Jak poradzić sobie z końcem semestru? 

Na ten temat powiedziano już wiele i na pewno nie zaskoczę Was, kiedy powiem po raz kolejny o wyznaczaniu sobie terminów końcowych. Warto ustalić sobie takie terminy. Trzeba potem tylko mocno się pilnować, by ich dotrzymać. Jak to zrobić? Czasem i silna wola nie pomoże. Można natomiast spróbować się nagradzać za wykonane zadanie. Zrobić sobie dobry obiad, zrelaksować w wannie, pójść na długi spacer, czy kupić sobie coś nowego. Każdy sposób motywacji będzie dobry. To Wy musicie sobie odpowiedzieć na pytanie, co będzie najlepszą nagrodą. Z takimi terminami, nauka rozłoży nam się w czasie, a to wpłynie pozytywnie na zmniejszenie ilości frustracji.

Zorganizuj sobie dobre notatki. Kiedy tylko dostaniesz w łapki termin egzaminu czy zaliczenia, sprawdź co należy zrobić. Przejrzyj swoje notatki, skonfrontuj je z zapiskami kolegów. Uzupełnij to czego nie masz. Potem, w ferworze walki, możesz o czymś zapomnieć. Przeoczymy istotną informację, która może nawet nas uratować, czy znowu pogrążyć.

Ustal priorytety. Masz masę zaliczeń i już wiesz, że nie dasz sobie rady? Wybierz te egzaminy, które są dla ciebie najważniejsze i to do nich przygotuj się najlepiej. Te pomniejsze potraktuj lekką ręką, bo jak powszechnie wiadomo - są drugie terminy. Nie warto łapać 10 srok za ogon, bo wcale nam to nie pomoże. Nie panikuj, po prostu zmierz swoje siły na zamiary.


Jakie są Wasze sposoby na przetrwanie sesji? Macie sprawdzone motywatory? Co robicie, kiedy wszystko Wam się nawarstwi?

Źródło: 1

piątek, 25 września 2015

Jesienne plany!


Stało się. Klamka zapadła, kiedy tylko przeczytałam kilka Waszych list. Uznałam, że czas najwyższy i sobie postawić przyjemne cele. Tym razem stawiam w większości na przyjemności. Pragnę urozmaicić sobie te dwa miesiące, które mi pozostały jak najbardziej. Niech słońce przedrze się przez deszczowe chmury i pozwoli mi na tę szczyptę szaleństwa. 

Wróćmy jednak na odpowiednie tory i zacznijmy od mniej przyjemnej sprawy i celu, który po prostu ma pierwszeństwo tej jesieni:

SKOŃCZYĆ PISANIE PRACY MAGISTERSKIEJ

Chciałabym już zakończyć ten etap w moim życiu tej jesieni. Mieć ją z głowy i cieszyć się resztą roku jak tylko potrafię najmocniej. Niestety nie będzie łatwo. Praca bowiem pisze mi się straszliwie powoli i za nic w świecie nie chce zwiększyć swej objętości. To też wina małego chochlika co to podpowiada mi do uszka, iż przecież jeszcze tyle czasu zostało. Koniec z nim. Nie będę już dłużej słuchała chochlików. Podwinę rękawy i do końca listopada napiszę te trzy rozdziały. Co to dla mnie!

SPĘDZIĆ URODZINY W GRONIE NAJBLIŻSZYCH PRZYJACIÓŁ

Ten punkcik zrealizuję już 10 października, a przynajmniej taki jest plan. Ostatnio bardzo trudno jest umówić się na konkretny termin ze wszystkimi. Każdy nieco zalatany oraz niezbyt chętny na poświęcenie weekendu, który można by spędzić pod kocykiem z ulubioną książką, na spotkanie z przyjaciółmi. Ale dość tego. Mobilizacja pełną parą. Czas najwyższy wyjść poza kanon i zrobić coś fajnego. Przecież to również dobra okazja do pogrania w Dixit!

PRZECZYTANIE CO NAJMNIEJ 4 KSIĄŻEK

W Maju zapisałam się do cudownego wyzwania "Przeczytam tyle ile mam wzrostu". Już wiem, że nie uda mi się tego zrobić, ale to nic. Spróbuję za rok. Teraz jednak chcę przeczytać tak wiele jak tylko się da. Martyna (Partyzantka) zaproponowała świetny sposób na urozmaicenie długich jesiennych wieczorów, książką. 7 książek, które warto przeczytać - to nie konkretne tytuły tylko pomysły na odpowiednie książki. To Ty wybierasz, ona tylko podsuwa Ci pewne nęcące myśli. To właśnie te pozycje spróbuje przeczytać tej jesieni.

DŁUGIE SPACERY Z PSIAKIEM 

To już dawno powinno wejść mi w nawyk. Niestety nic nie jest tak proste na jakie wygląda. Mój czworonóg nadal czeka na moje chęci. Czasem idziemy na dłuższy spacer, ale zazwyczaj kończy się na króciutkim. Teraz to się zmieni. Choć raz w tygodniu wyjdziemy na taki dłuższy i fajniejszy niż wszystkie. Wraz z uśmiechem na twarzy i aparatem w torebce. Uchwycimy razem barwy jesieni.

WYPRÓBOWAĆ KILKA PRZEPISÓW NA SŁODKOŚCI

Powoli zmierzam do końca mojego 30-dniowego wyzwania bez słodyczy, do którego zachęciła mnie Agnieszka. Nie było wcale tak trudno jak mi się na początku wydawało. Teraz jednak mam ochotę na wypróbowanie kilku cudownie czekoladowych przepisów, które znalazłam. Długo czekały na swoją kolej, a kiedy jak nie teraz? Cudownie pachnąca gorąca czekolada do kocyka i książeczki? Pasuje jak ulał, prawda? Oczywiście nie będę szalała ze słodkościami za bardzo. Tylko odrobinę. Raz w tygodniu, odrobina szaleństwa.

NAPISANIE DWÓCH OPOWIADAŃ

Staram się wrócić do pisania. Powoli i bez szaleństw. Jeden konkurs już za mną, bez większych sukcesów. To nie ważne, bo co się naprawdę liczyło to odwaga. Wreszcie spróbowałam i napisałam coś tylko mojego. Coś co nie jest artykułem na bloga. Coś co może pomóc się rozpisać przed powrotem do długo odkładanej książki. A co może być lepszą inspiracją niż tajemnicza jesienna atmosfera? To najlepszy czas na powrót do pisania.

ODPISANIE NA LISTY OD MOICH PEN-PALSÓW

Uwielbiam staromodne pisanie listów, a także tego wszystkiego co za tym idzie. To świetna pomysł na uzyskanie przyjaciół po drugiej stronie oceanu. Na samym krańcu świata. Ich odmienna kultura, całkiem nowe smaki, zachowanie czy ubiór to coś co kocham poznawać. Jednocześnie dowiaduję się, że są tacy sami jak Ty czy ja. Posiadają podobne problemy i zmagają się z niemalże identycznymi rozterkami. Coś niesamowitego. A do tego wszystkiego należy dołączyć pachnącą papeterię, stos pocztówek i naklejek, czyli to co takie świry jak ja uwielbiają najbardziej. Odrobię więc lekcje i odpiszę na zaległe listy!


Siedem postanowień to aż nadto, a do tego dołożyć chcę jeszcze ukończenie puzzli (które zaczęłam układać gdzieś na początku kwietnia) oraz nadrobienie zaległości filmowych. Czas powrócić i do nich. Tym razem nie będzie więcej postanowień. Wolę skupić się na tych kilku nielicznych, niż zaliczyć porażkę przy całej liście. Jesień ma mi upłynąć spokojnie i bez większych szaleństw.

Jakie są Wasze sposoby na poskromienie jesieni? Przygotowujecie się na wojnę, czy raczej stawiacie na spokój i melancholię? 

Źródło: 1

sobota, 30 maja 2015

Za granicę na wariata: Exeter po raz trzeci!


Aplikowałam do pracy na wakacje, gdzieś w połowie grudnia. Liczyłam na dobrą fuchę za granicą. Miałam lecieć z tą samą firmą co poprzedniego roku. W końcu mimu licznych niedociągnięć, nawet mi się podobało. Praca w międzynarodowym zespole to niczym spełnienie marzeń. Mimowolnie uczymy się przestrzegać własnych kultur, wyznaczamy swoje własne granice. Pragniemy jedynie sprawić, by wakacje dla dzieciaków przebywających na obozie językowym w obcym dla nich kraju były niezapomniane, jednocześnie starając przeżyć się w zgodzie całe dwa miesiące. Wszystko ładnie i pięknie, gdyby nie firma, która to wszystko organizuje.

W tym roku przeszli samych siebie. Od dwóch miesięcy próbowałam się z nimi skontaktować, by wymusić na nich informację, czy pracuję dla nich w tym roku, czy też puścili mnie w trąbę. Bez skutku. Zaczęłam już nawet powątpiewać czy jest sens dłuższego czekania, kiedy dwa dni temu otrzymałam niezbyt jednoznacznego e-maila. Nie rozjaśnił mi on nic, a jedynie wprowadził więcej zamieszania do mojego życia. Doszło już nawet do tego stopnia, że rozpoczęłam szukanie alternatywy na wakacje. 

Szczęście w nieszczęściu, dzisiaj otrzymałam kolejnego e-maila z potwierdzeniem mojej współpracy z tą firmą w tym roku. Znów przerzucili mnie na inną pozycję - zaczynam zastanawiać się, czy aby nie planują mną pożonglować trochę bardziej. Co to bym mogła spróbować swych sił na każdej z proponowanych pozycji. Nie miałabym im tego za złe o ile będę się o tym dowiadywała nieco wcześniej!

Wyruszam do Exeter (po raz trzeci!) już 25 czerwca, ale nie tak po ludzku. Samolotem. Półtorej godzinki i lądowanie w Londynie, a potem jedyne 5 godzin w autokarze i witaj Exeter! O nie... jak zwykle moje szczęście postanowiło mi pograć nieco po nosie. Przecież nie mogło być za dobrze, co nie?

Otóż do Anglii pojadę przez Dortmund, gdzie toż wskoczę do autokaru z pierwszą grupą małolatów (niemieckich małolatów) i podróżując z nimi dobrą dobę zanim wylądujemy w miejscu docelowym. Już nie mogę się doczekać tego wspaniałego doświadczenia, zwłaszcza jeśli włączymy w to wszystko moją chorobę lokomocyjną. 

Ale jak to się mówi - raz się żyje! Co mnie nie zabije to mnie wzmocni i już. Teraz czas zakasać rękawy i przeżyć jeszcze jakoś te 3 tygodnie - sesja, skompletowanie i wysłanie dokumentów potrzebnych na rekrutacje na studia podyplomowe, PIGMALION (koniec kursów, a więc i test semestralny dla słuchaczy) oraz przygotowania do wyjazdu... 

ZWARIOWAĆ MOŻNA!!!


Co zrobić by kompletnie nie zwariować? Ja stawiam na listę 'TO DO', choć doświadczenie z nimi mam znikome. Najczęściej zwyczajnie o nich zapominałam i tyle mi po nich było. Tym razem zamierzam zmienić moje postrzeganie tego typu list. Od tej pory stają się moimi przyjaciółmi!

Już jutro planuję rozpocząć tworzenie dwóch osobnych list. Jedna z nich będzie dotyczyła czysto czynności, które muszę zrobić przed wyjazdem. Natomiast druga to zwykła lista zakupów. Inaczej zapomnę połowy rzeczy, które chodzą mi po głowie już teraz. Rzeczy niezbędnych tam na miejscu, a przecież najważniejsze to mieć ze sobą to co najważniejsze.

Moim pierwszym punktem na tej liście będą LEKI. Coś przeciwbólowego, coś na gardło, coś na problemy żołądkowe oraz niezbędne Gripexy. Nauczona doświadczeniem poprzednich lat, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że na pewno zachoruję w Anglii. Jakoś tak pech chce, że co najmniej raz bierze mnie tam przeziębienie (na przestrzeni tych dwóch miesięcy). Nie wiem dlaczego akurat wtedy, skoro cały rok tryskam zdrowiem, ale mój organizm jest wciąż dla mnie zagadką!

Kolejna sprawa to KOSMETYKI. Pod tym jednym względem jestem zadowolona z tego, że będę podróżowała te 24 godziny autokarem. Nie muszę się bowiem martwić nadbagażem, który z całą pewnością będę ze sobą wiozła. Nie będę się już ograniczała jeśli chodzi o niezbędne kosmetyki. Wiem przecież, że na pewno je wykorzystam i nie wrócą ze mną do domu. Szampon, pasta do zębów, odżywka do włosów, dezodorant - to tylko podstawa, a jakie ułatwienie życia i mimo wszystko oszczędność. Nie trzeba na nie wydawać pieniędzy na miejscu. Żyć nie umierać!

Reszta listy jeszcze się tworzy i formułuje u mnie w głowie. Zacznę ją spisywać jutro i pewnie chwilę mi to zajmie. Myślę jednak, że będzie ona ułatwieniem życia. Pomoże mi zorganizować swój czas w taki sposób, bym ze wszystkim na spokojnie zdążyła. Jako, że organizacja czasu u mnie leży, tym razem postawię na sprawdzoną metodę! Zobaczymy jak sobie poradzę w praktyce, bo teoria zawsze brzmi świetnie.

Za granicę trochę na wariata? Da się? Da się! Jest trudno? Na pewno, ale jaka potem będzie satysfakcja. Na samą myśl buzia mi się śmieje i przyznam szczerze, że kamień spadł mi z serca. Teraz spokojnie mogę planować kolejny rok akademicki ze wszystkim co sobie założyłam. 

Planowaliście kiedyś wyjazd na wariata? Jak wam poszło? O wielu rzeczach zapomnieliście? Znacie skuteczniejsze sposoby niż lista rzeczy do zrobienia jeśli chodzi o dobrą organizację? Jakie? Każda pomoc się przyda!

Źródło: 1