Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą święta. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą święta. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 27 grudnia 2016

Święta przez cały rok

Święta, święta i po świętach. Tyle się na nie czeka, przygotowuje i cieszy, gdy tylko nadejdą... a potem następuje rozczarowanie, bo przecież trwają jedyne 3 dni. Nadchodzi szara rzeczywistość i kilka kilogramów więcej, bo przecież święta to przede wszystkim przepyszne jedzenie, które oczy po prostu chcą jeść, nawet jeśli brzuch nie daje rady... więc zanim się obejrzysz masz kolejną sałatkę na talerzu i jeszcze jednego klopsa, a potem wpychasz to w siebie i wzdychasz twierdząc, że dietę zaczniesz tuż nich.

Też tak macie? Ja tak. Niestety, ale co poradzę. Z moją silną wolą już dawno się pożegnałam, a na czas świąt jej szczątkom pozwoliłam wybrać się na zasłużone wakacje. Jem więc i jem, zaglądając do lodówki od czasu do czasu i tak sobie marzę... by ten okres trwał jak najdłużej. Nie trzy dni, nie tydzień... nie nawet i miesiąc, ale...


PRZEZ CAŁY ROK!


Bo czemu nie? Co takiego by się stało, gdyby tak było? Nie chodzi mi tu o zwiększoną ilość jedzenia czy prezentów (choć te miło by było otrzymywać codziennie...), ale tej atmosfery. Tego ciepłego uśmiechu, rozśpiewania, rodzinnych spacerów i wspólnego spędzania czasu. Tylko tyle, no i może jeszcze trochę dobra dla tych smutnych ludzi, których mijamy na ulicy. Bo czemu by nie? Niech też mają coś od życia. Często zwykły uśmiech działa cuda. Spróbować nie zaszkodzi.

Tak sobie więc pomyślałam, że przecież to jest możliwe do spełnienia. Wystarczy tylko szczypta starań i dobrego humoru. Święta mogą trwać i całą wieczność. Wystarczy odpowiednie nastawienie i chęci, bo tak łatwo jest rzucić się w wir pracy i zapomnieć o czasie dla nas samych i dla naszych rodzin.

365 dni to niemalże wieczność, jeśli przeliczy się godziny spędzane w pracy czy czas na przygotowanie się do niej (ciężki jest los nauczyciela...), ale wszystko jest możliwe do spełnienia. Tak więc mym celem na kolejny rok będzie ten świąteczny nastrój przez cały rok. Żeby udało mi się choć odrobinę świąt zachować. Spróbuję i jestem pewna że w mniejszym lub większym stopniu mi się to uda.

Kto spróbuje ze mną? Zorganizujmy sobie tak czas, by każdego dnia znaleźć chwilę dla siebie i swych bliskich. Damy radę! Wystarczy tylko zakasać rękawy i do roboty!

wtorek, 20 grudnia 2016

10 piosenek, które muszą zabrzmieć w moim Grudniu

Ostatni weekend przed świętami już za nami. Nie mogę uwierzyć w to jak szybko ten Grudzień mi zleciał. Niedawno pisałam o Listach do Mikołaja, teraz chowam w szafie prezenty dla całej rodziny. Polowanie było dość późne, bo i wypłatę dostałam z tygodniowym opóźnieniem. Cóż, takie życie. Egzamin z Japońskiego również był jednym z punktów Grudniowego programu. Teraz walczę z listami do moich pen-palsów, którzy już nieco się niecierpliwią (nic dziwnego... pisze i piszę i napisać nie mogę), choróbskiem (złapało mnie w piątek i na szczęście już przechodzi) oraz wciąż klejącymi się pierniczkami.

Choinka już stoi, pierniczki zrobione. Uśmiech na twarzy jest, choć kuriera jeszcze nie ma. W tle słychać świąteczne piosenki i youtubowe porady dotyczące prezentów na ostatnią chwilę. A bo jeszcze podpatrzeć by wypadało na to jak tu ładnie zapakować nasze fanty. Chciałabym by było wyjątkowo, mimo wszystko. Szukam inspiracji, w między czasie zapraszając Was wszystkim na chwilę odpoczynku z moją grudniową play-listą!

10 PIOSENEK, KTÓRE MUSZĄ ZABRZMIEĆ W MOIM GRUDNIU!!!


ALL I WANT FOR CHRISTMAS IS YOU



Tak, wiem co powiecie. Człowiek już słuchać jej nie może. Co chwilę leci, znudziła się. I wiecie co? Podpiszę się pod tym obiema łapkami. Mimo to, kiedy usłyszałam ją w radio gdzieś na początku grudnia to od razu poczułam tę świąteczną atmosferę. Nie wiem czemu. Może po prostu potrzebowałam jakiejś zachęty, a może rozpromieniła mnie nostalgia? Być może. Tak czy inaczej, ta piosenka kojarzy mi się ze świętami w ten lub inny sposób.

FAIRYTALE OF NEW YORK



Piosenkę tę poznałam 3 lata temu i zakochałam się w niej. A zwłaszcza w wykonaniu ortopilota, którego odkryłam gdzieś w tamtym czasie. Spodobało mi się i teraz co roku do niej wracam. Nucę pod nosem, podczas świątecznych porządków oraz gotowania. To jedna z tych, które po prostu musiały znaleźć się na tej liście. Dziś słucham Gavina Jamesa i odkrywam New York na nowo!
 

OJ MALUŚKI, MALUŚKI.



Ale nie byle jaki maluśki. Tylko ten w wykonaniu Sztywnego Pal Azji oraz Andrzeja Krzywego i innych, którzy nagrali z nimi kolaborację. Przepiękna, pełna energii i wcale nie smutna (jak w większości przypadków tej pieśni). Kocham i nie przestanę. Przywodzi też na myśl całą tonę wspomnień. Tych radosnych z dzieciństwa. Wspólne ubieranie choinki i ona w tle oraz czekanie na przybycie gości podczas Wigilii i ten utwór w tle.

KOLĘDA DLA NIEOBECNYCH



To pieśń, która potrafi wycisnąć łzy i wzruszyć. Kocham ją, ale trzeba mieć na nią nastrój. Tak, lepiej nie wpuszczać jej sobie będąc w podłym humorze, bo tylko Wam się on pogorszy. Mi jednak dodaje ciepła i wywołuje delikatny uśmiech. Uśmiech nostalgii.

THE LITTLE DRUMMER BOY


Pa ra pa pam pam, ra pa pam pam, ra pa pam. Melodia sama się nuci, a głowa kołysze w jej rytm. Kolejna pieśń, którą zaraził mnie mój tata. Wciąż leciała w samochodzie, kiedy jeździliśmy po zakupy czy do dziadków i po prostu się wkręciła. Teraz, bez niej nie ma świąt. To niemalże jak ze śniegiem. Nie ma ram pam pam, nie ma świąt.

SHAKE UP CHRISTMAS



Ten wybór może szokować, jeśli spojrzy się na powyższą listę, ale tak. Lubię ją nucić. Pozytywna nuta, którą zawsze dobrze jest wpuścić podczas tych gorszych dni. Buzia od razu mi się śmieje, a gdy nikt nie patrzy (co dość trudne jest - siostra ciągle w domu) to i nogi podrygują i aż chce się tańczyć i śpiewać.

BABY IT'S COLD OUTSIDE



Glee przyprowadziło mnie do tej piosenki i nie żałuję. Od razu wpadła w ucho i już tu zostało. Zwłaszcza w wykonaniu Michaela Bubble oraz Indiny Menzel. Słuchając jej czuję się tak jakbym przeniosła się do jakiejś bajki. I to takiej z dobrym zakończeniem o dziwo... i całe szczęście. So baby, it's cold outside, zostań w domu i wypij gorącą czekoladę.

DO THEY KNOW IT'S CHRISTMAS



Znam ją niemalże na pamięć. Często nucę i nigdy mi się nie znudzi. Nie dość, że świetna nuta to jeszcze z przesłaniem. No i tak ma być. Nic więcej nie trzeba mówić. Jednakże przesłuchałam wersję z 1984 roku oraz z 2014 i muszę powiedzieć, że oryginał bije nową na głowę. Nie ma tego samego przebicia. Zostaję przy starszej wersji i nucę dalej.

SANTA CLAUS IS COMING TO TOWN



Przyznaję się bez bicia, że słucham jej na okrągło. Nie dość, że doskonale sprawdza się na zajęciach języka angielskiego z dziećmi (kochają pokazywać i śpiewać dobrze znaną im piosenkę), to i w radio mi nie przeszkadza. Oczywiście jak ze wszystkimi utworami, co za dużo to nie zdrowo. Trzeba znać umiar, ale Mikołaj pojawi się w mieście już niedługo!

WHITE CHRISTMAS



Co roku nucę i pragnę tych białych świąt, ale niestety nie zawsze czary wychodzą. W tym roku raczej się nie uda, ale wciąż trzymam kciuki i puszczam Franka, by choć na moment udać, że faktycznie białe święta się pojawią. Wracam wspomnieniami do śniegowych dni i czasem nawet zaglądam do albumów. Śnieg, dajcie mi śnieg ślicznie proszę!


Mogłabym tak wymieniać bez końca, bo jeszcze wiele ich mi tu zostało. Jednakże obiecałam sobie ograniczyć się jedynie do 10-sięciu. Jakie utwory Wam kojarzą się ze świętami? Których słuchacie najczęściej? 

Trzymajcie się cieplutko i śniegu życzę każdemu!


czwartek, 8 grudnia 2016

Gdzie się podziały Listy do Mikołaja?

Pamiętam jakby to było wczoraj, z jakim zapałem i wypiekami na twarzy siadałam wieczorem do swojego biurka i skrobałam list do świętego Mikołaja. Nigdy nie wiedziałam jak zacząć i czy Mikołaj się nie obrazi, bo przecież nie wypada od razu przechodzić do rzeczy i wymieniać co by się chciało dostać, no nie?

Pozdrawiałam więc elfy, panią Mikołajową i samego Mikołaja. Chwaliłam go i siebie też. Twierdziłam, że byłam grzeczna, bo choć coś tam za uszami było to niezbyt wiele. Dopiero wówczas przechodziłam do głównego punktu programu i rozpoczynałam wyliczanie. Czasem pisałam po co mi to, ale zazwyczaj kończyło się wyliczaniem niezbędnych mi przedmiotów. Najczęściej ustawiałam listę od cosiów, które chcę najbardziej, do tych mniej ważnych cosiów. 

A potem? Z bijącym sercem kładłam list na parapecie, licząc na to że Mikołaj go znajdzie. Pamiętam też, że zawsze pragnęłam przyłapać ten list na wyfruwaniu z mojego pokoju, ale dziwnym trafem zasypiałam szybciej niż to się stało. Rano już go nie było, a ja skakałam z radości pod sufit, wierząc że Mikołaj na prawdę istnieje!

Tak, tak właśnie było! I tak wspominając to zaczęłam się zastanawiać jak to jest dzisiaj? W końcu w EMPIKu można znaleźć pięknie opakowane szablony na list do Mikołaja. Drogi jak diabli, ale jest... a wszystko po to by zasiać odrobinę magii w domach dzieci.

LIST DO MIKOŁAJA?! TAKI PAPIEROWY?! A PO CO?


Popytałam więc moich małych podopiecznych, jak to jest z tymi listami. A oni, zamrugali zdziwieni i wzruszyli ramionami. Okazuje się, że niewielu z nich wie co to takiego, a jeszcze mniej bawi się w zapisywanie kartek zeszytowych i wysyłanie ich na Biegun Północny. No bo po co? Wszyscy teraz wiedzą, że Mikołaj korzysta z wszelkich możliwych promocji w Galeriach Handlowych, a jeśli wspomni się to i owo mamie czy tacie, to jest 90% pewności, że właśnie to wyląduje pod choinką. 

Po co więc zawracać sobie głową jakimś podejrzanym brodaczem, któremu z roku na rok przybywa ciałka na brzuchu? Nie warto. To już nie modne. Passe. O czym ty w ogóle mówisz?

Zderzyłam się ze ścianą niezrozumienia. Żadne nie chciało nawet słuchać o pisaniu listów, bo i po co? A jak wspomniałam o tym, że sama tak robiłam, dzieciaki stukały się po głowie i śmiały, bo przecież każdy wie, że Mikołaj nie czyta tych listów i to nie on je zabiera. Szkoda, naprawdę szkoda...

Nie wiem z czego to wynika i na pewno nie każde dziecko tak robi. Jest jeszcze wielu, którzy piszą. Z całą pewnością, a mimo to zrobiło mi się nieco smutno. Nostalgia odeszła gdzieś na bok, pozostawiając rozczarowanie. Szkoda, że takich tradycji się nie pielęgnuje.

Szkoda, szkoda i jeszcze raz szkoda. 


Jak to wygląda w Waszych domach? Pisaliście listy będąc jeszcze w podstawówce?

czwartek, 1 grudnia 2016

Spersonalizowany kalendarz adwentowy!!!

Pierwszy grudnia już za nami. Po zaskakującej, śnieżnej końcówce listopada przyniósł nieco deszczowego rozczarowania... a ja tak liczyłam na dalsze podboje śnieżne. Nawet koła zmieniłam, bo już czas i ślisko na drogach, a tu co? Deszcz! 

Grudzień to podobno okres swetrów, dobrej książki, gorącej czekolady i słodkiej rozpusty. To również okres świąt oraz zakupowego szaleństwa. No i wreszcie, grudzień przynosi nam to wesołe oczekiwanie aż do 24 grudnia, a to skutecznie umilają nam

KALENDARZE ADWENTOWE


Tych na rynku na pęczki. Od tych czekoladowych zaczynając (które to dostępne są w różnych rozmiarach i kolorach), przez kosmetyczne (których ostatnio się nieco naroiło, a mnie kusił ten z Daichmanna), po inne ich wariacje (które w Polsce jeszcze tak popularne nie są). 
 
 
Kusiły mnie i przypominały wesoły okres dzieciństwa. To otwieranie okienek i wyjadanie słodkości z środka. I to całkiem nic, że zazwyczaj po tygodniu nie miałam ani jednej czekoladki w środku. To nic i tak to kochałam, co roku powtarzając ten sam błąd i obiecując sobie, że tym razem będzie już inaczej.

W tym roku jednak zrezygnowałam z tradycyjnego kalendarza i postawiłam na taki robiony ręcznie. 24 gadżety zawinięte w kolorowy papier świąteczny. Jedne mniejsze, drugie większe. Spersonalizowane i w przestępnej cenie. To wszystko wylądowało w dużej torbie na prezenty i zostało podarowane mej siostrze, której teraz łapki swędzą nieco, bo już by chciała wiedzieć co jest w środku, a mi nawet nie udało się zrobić zdjęcia - niestety.

Przy tworzeniu go frajdy miałam wiele, a jej mina wynagrodziła mi to wszystko. Z planowaniem nie było problemu, wybór gadżetów - stanowił lekkie wyzwanie, ale dałam radę. W końcu jak nie ja, to kto?! Znamy się prawie niczym łyse konie! Ola teraz (jak powiedziała) ma wysoko postawiony próg jeśli chodzi o odwdzięczenie się (choć ja nawet o tym nie myślałam, kiedy tworzyłam kalendarz).

Myśleliście o tym by obdarzyć kogoś takim tworem? Swoim własnym kalendarzem? Może już to zrobiliście? Zdradźcie, co do środka wsadziliście?
 
Warto o tym pomyśleć, serio! Choćby i dla miny obdarowanego oraz ich radości. Wynagradza wszystko, a i pokazuje jak dobrze znacie tę drugą osobę. Świetna sprawa! Na pewno to powtórzę w przyszłym roku.
 
Trzymajcie się cieplutko kochani!!!

Źródło: 1

wtorek, 24 listopada 2015

Co kupić miłośnikowi matematyki?


Matematyka to dla wielu ogromne tabu. Nikt nie mówi o niej głośno, a jeśli już to raczej w negatywnym znaczeniu. Matura z matematyki dotknęła wielu nieszczęśników i niemal wszyscy oni zgodnie zarzekają się, że z tym przedmiotem nie chcą mieć nic wspólnego. 

A spróbuj przyznać się w środowisku filologów angielskich lub innych humanistów, że lubisz matematykę to spojrzą na Ciebie jak na kosmitę i odsuną się (rzecz jasna pół żartem, pół serio) nie chcąc przypadkiem zarazić się jakąś nieznaną im chorobą.

Co więc zrobić, kiedy trafi nam się taki sfiksowany na punkcie matematyki partner, rodzic, czy przyjaciel? Jak go zadowolić? No i co kupić takiemu na gwiazdkę czy inne święta?


KOSTKA RUBIKA


To świetna zabawa, a jednocześnie odprężające zajęcie. Kto by nie chciał pomachać sobie kosteczką i potem zaimponować tłumom, kiedy już uda się ją ułożyć? Mało tego, teraz możemy znaleźć wiele rodzajów kostki - od tej zwykłej, przez lustrzaną, po pentagramy. Są również kosmiczne kształty i nieco trudniejsze wersje zwykłej kosteczki. Ich ceny wahają się, ale dobrą kostkę można zdobyć już za około 40 - 50 złotych. Świetna sprawa jeśli Wasz zapaleniec uwielbia łamigłówki.


ZABAWKI LOGICZNE

Idąc tym tropem przed oczyma stają nam zabawki logiczne, których znajdziecie od groma. Wystarczy zajrzeć chociażby i do empiku, by znaleźć tam całą gamę zabaweczek, które na dodatek oznaczone są gwiazdkami, by rozróżnić poziom trudności. Co więcej? Może "neo cube" - te malutkie magnetyczne kosteczki mogą tworzyć najróżniejsze wzory, jeśli tylko ma się do nich cierpliwość i czas. Wszystko to można znaleźć już od 20 złotych. Nic tylko świętować. 


ZEGAR ŚCIENNY


Nie taki znowu zwyczajny. Wyobraźcie sobie zdziwienie na twarzy Waszych matematyków, kiedy to po rozpakowaniu prezentu, ich oczom ukarze się zegar, który zamiast liczb, ma na tarczy matematyczne działania. Dostaną wypieków na twarzy, a już na pewno uśmieją się odrobinę. Wasi bliscy mają duże poczucie humoru? Zegar będzie strzałem w dziesiątkę! Jego koszt to znów około 40 - 50 złotych.


PAPIER TOALETOWY SUDOKU

Tym razem coś dla miłośników długiego posiedzenia w łazience. Zauważyłam, że najczęściej zdarza się to panom. Potrafią zamknąć się w łazience i spokojnie czytać książkę, albo wykonać długi telefon. Fenomen niesamowity. Jeśli dodatkowo uwielbiają matematykę to czas najwyższy zainwestować w papier toaletowy z nadrukowanym sudoku. Umili on im czas podczas długiego posiedzenia, a także zagwarantuje Wam wielki szok na twarzach i wybuch niekontrolowanej radości. Uwaga! Prezent dla odważnych. Nie każdy matematyk zrozumie dowcip. Taki papier, ja nabyłam w cenie promocyjnej 9,90 zł w empiku. Normalnie kosztował 20 złotych. 


KOLCZYKI

Dziwny punkt, prawda? Taki zwyczajny, bardzo kobiecy. Jednakże nie z tą zawartością. Jeśli jakimś cudem odnajdziecie takiego matematycznego świrka ukrywającego się pod postacią kobiecą (Uwaga! Gatunek wymierający, należy pielęgnować!) można taką uradować małym gadżetem w postaci biżuterii. O na przykład takiej:

 
Źródło - Pinterest


Prawda, że genialne? Nie dość, że biżuteria to jeszcze zabawka do tego. Żyć nie umierać. Panowie możecie oficjalnie nam zazdrościć (no chyba, że też macie dziurki w uszach, w takim wypadku możecie cieszyć się tym jakże oryginalnym gadżetem razem z nami).




Jeśli macie już dość tradycyjnych prezentów i chcecie wywołać uśmiech na twarzy bliskiej Wam osoby to nic prostszego. Wystarczy odrobina chęci i pomysłu, bo ceny nie są jakieś zastraszająco wysokie.

No i nawiasem mówiąc, ja też jestem miłośnikiem matematyki. Może już nieco mniejszym niż kiedyś, ale kostka Rubika, czy zabawki logiczne zawsze bardzo mnie cieszą. Nie kryję się z tym i nikogo tu nie chciałam obrazić.

Jakie wy macie patenty na sprawdzony prezent dla Waszych bliskich? Sięgacie po coś tradycyjnego, czy raczej każdego roku staracie się ich zaskoczyć? No i najważniejsze - pytacie ich wcześniej o zdanie, czy zdajecie się na własną kreatywność?

niedziela, 15 listopada 2015

Świętujemy... w supermarkecie!



Pierwszy listopada już za nami. Znicze zniknęły z półek sklepowych, zastąpione poprzez nieśmiało jeszcze wyglądające czekoladowe Mikołaje, wielkie Kinder Niespodzianki, kolorowe bombki, łańcuchy i inne świecidełka, które zachęcają swym błyskiem. Zabawki zostały mocniej wyeksponowane i jakby urosły w siłę. Nagle zrobiło ich się aż całe trzy regały, a ja wciąż nie mogę wyjść z podziwu, bo przecież powinniśmy móc je kupić cały rok, a nie jedynie od święta do święta. 

Rozpoczęły się też różne, kuszące promocje - Ptasie Mleczko w Tesco chodziło za 10 złotych. Serio, nie kłamię! Auchan jednak nie ustępował mu ani na krok. Promocja na kawę Jacobs (która to swoją drogą zniknęła tak szybko jak się pojawiła) sprawiła, że ludzie nakupowali jej już chyba na cały rok!

Choinki już pięknie przystrojone stoją i cieszą oko przechodniów, a pod sufitem widać wielkie świąteczne dekoracje. Nawet reklamy telewizyjne dostosowały się do tej maszynki marketingowej napędzającej Bożo Narodzeniową gorączkę. Gdzie nie spojrzysz, tam Mikołaj. Coca cola, Play, Plus, a nawet i T-mobile. Wszyscy wpadli po uszy.

Co na to my? Biedne szaraczki? 

Nie wiem jak wy, ale ja odbieram to z lekkim sarkazmem, bo jak to, nawet grudnia nie mamy. Ba! Co ja gadam! Jeszcze nie ma połowy listopada, a te świąteczne bajery straszą mnie już po nocach. Tak jakby wszyscy mi mówili, bym pospieszyła się z zakupami, bo to przecież już najwyższy czas.

Co się stało z tą duchową częścią świąt Bożego Narodzenia? Gdzie się schowała? 

W tym szale zakupowym i bombardującymi nas zewsząd świątecznymi reklamami o zawrót głowy nie problem. Człowiek przestaje myśleć i podąża ślepo za tłumem. W końcu skusi się na przedwczesne zakupy i wpadnie po uszy. Zapomni po co tak naprawdę są te święta. Zapomni jak powinno się je przeżywać.

A jeśli nawet pomylić tę całą sferę duchową to zatrzymajmy się na chwilę i zastanówmy się: 


Co jest dla nas ważne? 

Prezenty?
Gadżety? 
Słodycze? 
Zabawki?
.
.
.
Rodzina?


Ten stół sowicie zastawiony i te uśmiechnięte twarze naszych bliskich. To, że kolejny rok możemy spędzić je razem, w spokoju, ciesząc się swym towarzystwem. To, że znów dostaniemy ten paskudny czerwony sweter czy nietrafiony zapach perfum, ale to nie będzie miało dla nas znaczenia, bo przecież liczy się pamięć. To co człowiek ma w środku. Wspólnie podzielimy się opłatkiem, pośpiewamy kolędy, pośmiejemy się i zepchniemy wszystkie nasze troski w kąt. Uwierzymy w siebie na nowo, zbierzemy nowe siły i znów doświadczymy tego ciepła rodzinnego, o którym zdarza nam się zapomnieć w każdy inny dzień roku.

Przymknijmy więc oko na ten szalejący świat, który straszy nas po nocach. Nie dajmy się mu porwać, a wówczas z łatwością unikniemy zastawionej na nas pułapki. Wtedy i tylko wtedy w spokoju dotrwamy do świąt i będziemy mogli je przeżyć tak jak tego sobie wymarzyliśmy.

Dajecie się porwać szałowi zakupów? Jaka jest Wasza reakcja na te przeklęte świąteczne reklamy, które już straszą nasze oczy? Przesada, czy po prostu zmodernizowany świat?