Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szaleństwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szaleństwo. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 13 lutego 2017

Walentynki singielki

14 lutego wypada wyjątkowo paskudnie. W środku tygodnia pracy. Wtorek na dodatek, a mi się buzia śmieje. Dlaczego? Jakoś nigdy nie przepadałam za tym świętem. Komercja, komercja i jeszcze raz komercja. Tylko to słowo ciśnie mi się na usta, kiedy tylko o nim słyszę.

Tuż po świętach, dekoracje w sklepach zostają zwinięte i zastąpione wszechobecnym różem, serduszkami oraz słodkimi misiami z napisem "Kocham cię" (a najlepiej jeszcze, gdy jest w języku angielskim, bo przecież nasz rodzimy jest na tyle brzydki, że musimy poczuć się światowcami wypowiadając cicho "I love you"). Nie powiem... same dekoracje czasem i mnie skuszą, bo lubię takie pierdoły. Lubię posiadać coś fajnego. Świeczkę zapachową, lampki czy słoik z serduszkami. To wszystko sprawia, że od razu czuję się bardziej sobą... ale w okresie "Walentynkowym" nie kupuję tych bzdurek - z czystej prozaicznej przyczyny - ceny skaczą w górę. Serio! Lepiej przejść się po sklepach tuż po 14 lutym i wtedy obłowić się na przyszły rok.

Tak więc, Walentynki kojarzą mi się z czystą komercją oraz miłością na pokaz. No bo dlaczego to właśnie 14 lutego kawiarnie przepełnione są po brzegi zakochanymi parami, a pizzerie proponują pizze w kształcie serca? Czemu właśnie wtedy przypominamy sobie o drugiej osobie i wpadamy na pomysł "o! wypadałoby spędzić razem trochę czasu" albo "o! dawno nie byliśmy na randce". I tak właśnie tysiące par wychodzą ze swej strefy komfortu by pokazać światu jak bardzo się kochają. Nie ważne, że pozostałe dni w roku drą ze sobą koty, albo myślą o zerwaniu. Nie ważne. Najważniejsze to pokazać miłość 14 lutego, bo jak to tak? Nigdzie nie wychodzisz ze swoim facetem? Ale jesteś pewna, że on jeszcze Cię kocha?

Oczywiście generalizuję tutaj, bo są pary (i jest ich całkiem sporo) dla których 14 lutego to tylko kolejny dzień, dodatkowa okazja do świętowania, a nie wyjątek od reguły. Te pary nie mają jednak parcia na wyjście czy te sklepowe pierdoły. Zdecydowanie bardziej cenią swoje własne towarzystwo i najczęściej walentynki obchodzą na parę dni przed tym dorocznym szaleństwem.

Jak to się ma jednak do bycia singielką w tym okresie?


A no nijak. 14 lutego potraktuję tak jak zwykle. Zwyczajny dzień z nieco nadzwyczajną otoczką. Przygotowuję się na nieco więcej obściskujących się par, a na wieczór zaplanuję sobie seans swojego ulubionego serialu z kubkiem gorącej czekolady w dłoniach. Ot zwykły dzień roboczy z delikatną rozpusta na jego koniec. Bo czemu nie? Każda okazja jest dobra do świętowania i rozpieszczania siebie. Na dodatek zapalę swą ulubiona waniliową świecę i lampki w kształcie serduszek, które otrzymałam na święta. Dobra książka będzie zwieńczeniem idealnego wieczoru. 

I tak przezimuję walentynki... a jeśli kiedyś facet pojawi się w mym życiu? Pewnie przezimuje je podobnie, tylko z nim u boku, bo nie ma co rozdmuchiwać tego dnia. Szczerze mówię. Nie warto. Komercja jeszcze kiedyś nas wszystkich zje (a już na pewno zrujnuje doszczętnie nasze kieszenie).

Walentynkowy nastrój już włączyliście?

Trzymajcie się cieplutko kochani!

czwartek, 8 września 2016

Pokemon GO!

Kto z nas nie pamięta Pokemonów? Był to przecież szał w dzieciństwie. Wszystkie tazosy, karteczki i inne gadżety. Każdy chciał złapać je wszystkie... i wreszcie, po niemal dwóch dekadach stało się to możliwe. Choć szał na Pokemon Go! powoli opada, ja dopiero się w niego wkręciłam. Tak, jestem głupią maniaczką tej aplikacji, a moja siostra mnie za to przeklina...

Czemu? Bo zazwyczaj jej telefon znika na 2 do 4 godzin dziennie, w porach spaceru dla psiaka. Wędruje sobie ze mną i łapie Pokemony. Niestety mój telefon padł, a ten który obecnie mam nie posiada nawet aparatu... a co dopiero internetu. Życie jest niesprawiedliwe!



Pokemon Go! to aplikacja, która zmusza Cię do wyjścia z domu, co niezwykle mi się podoba. Wreszcie można zaobserwować dzieciaki na ulicach miasta, co prawda z telefonem w dłoni, ale zawsze. Dla mnie to doskonała mobilizacja do chodzenia. Piesek korzysta razem ze mną. Długie spacery powoli stają się naszym rytuałem. Teraz jeszcze wyeliminować słodycze z diety i czekać na efekty... ale to dopiero po weekendzie.

Wyjazd do Krynicy Morskiej nie pozwoli mi na ograniczenie słodkiego. Znam trochę siebie i wiem, że nie dam rady oprzeć się pokusie.

Nie mniej jednak Pokemon Go! sprawia, że codziennie robię co najmniej 5 km pieszo, albo i więcej rowerem. Mój pies z radością przyjmuje to do wiadomości, bo zazwyczaj wędrujemy razem. Jest to więc korzyść obustronna. On się wybiega, ja pospaceruję i przy okazji złapię parę stworków. A jaka radość, kiedy patrzy się na te kilometry, które aplikacja nam zmierzyła. Od kiedy wpadłam w szał Pokemonów, zrobiłam już 50 km pieszo. Niby nic, a jednak radość jest.

Co sądzicie o tej aplikacji? Czy Was też dopadł pokemonowy szał? Może już opadł? Dajcie znać co sądzicie. 

Ja wiem, że ta aplikacja ma też wiele minusów, ale póki co skupiam się na tym co dobre!

Dzisiaj krótko i na temat. Trzymajcie się dziubaki!

Źródło: 1

poniedziałek, 9 maja 2016

A może na rower?





Maj, maj, maj. Kocham go i nienawidzę jednocześnie. Co prawda należę raczej do tych, którzy wolą zimowe miesiące, kiedy to mogę zaszyć się pod kołderką z dobrą książką i kubkiem kakao, a także nie martwię się o wylewające się sadełko. Jednak w tym roku staram się celebrować każdy miesiąc. W końcu każdy z nich przynosi coś nowego i dobrego. 

Maj przyszedł ze wspaniałą pogodą. Od samego początku temperatury prześniły me największe oczekiwania. Zakochałam się w rowerowych wyprawach (choć niewiele ich do tej pory miałam). Wymieniłam samochód na dwa koła i jestem szczęśliwa. Trzy do czterech razy w tygodniu przesiadam się na ten wspaniały wynalazek i pedałuje. Do pracy i z powrotem. Odkrywam wciąż i wciąż nowe trasy. Zazwyczaj wracając okrężną drogą. Po prostu to kocham i nic nie jest w stanie przezwyciężyć mej miłości (nawet kiedy mój rower zaczyna protestować, zrzucając mi łańcuch niczym kłodę pod nogi). Ba! Ja nie chcę rezygnować z tej miłości.


Sobotę spędziłam na rowerze wraz z mą siostrą. Przemierzamy Toruń na dwóch kołach, zaczynając od krótszych tras. Wymyślamy trasę pod wpływem impulsu i nigdy nie wiemy gdzie skończymy. Wszystko to zależy od siły naszych charakterów oraz bolących nóg. Nie dziwota, w końcu obie mamy nieco za dużo kilogramów na karku. Jednak, kto by się tym przejmował, kiedy można pedałować?

Jedynym, który na tym cierpi jest mój psiak. Niestety jeszcze nie wymyśliłam sposobu, w który mogłabym go zabrać ze sobą na rower. Trochę się obawiam jazdy ze smyczą, kiedy znam mego małego towarzysza. Zatrzymuje się przy każdym krzaczku i nie ma zmiłuj. Widziałam jednak paru śmiałków, którzy jeździli z psiakiem biegnącym tuż obok. Wyglądało to niesamowicie i pies miał frajdę. Może kiedyś i ja odważę się to zrobić? 

Ale, ale! Dwa koła to nie tylko zabawa. Nasz organizm również cieszy się z takiego rozwiązania. Nie dość, że robię to co lubię to jeszcze przynoszę pożytek całemu swojemu ciału. Nie ma to jak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu! 



Rowerowe korzyści:


Rower wzmacnia kręgosłup, pośladki oraz mięśnie nóg. To coś wspaniałego dla wszystkich, którzy walczą ze swoją wagą. Już pół godziny na rowerze, dwa razy w tygodniu pozwoli na zrzucenie paru zbędnych kilogramów. Rower to wspaniały trening kardio, który nie nadwyręża naszego zdrowia zbyt mocno. Człowiek nie zmęczy się tak szybko jak np. podczas biegu. Co więcej, rower to aktywność dla każdego - małego, dużego, chudego czy grubego. Niezależnie od ilości kilogramów możemy uprawiać ten sport. Oczywiście, róbmy to z głową. Nie warto porywać się z motyką na księżyc. Zacznijmy więc od krótkich tras, stopniowo zwiększając ich długość lub trudność.

Rower to również świetny sposób na podkręcenie naszego metabolizmu. Nie wiem jeszcze czy to skutkuje, ale nie zamierzam z niego zsiąść przez kolejne półtora miesiąca (potem czeka mnie wyjazd do Anglii, podczas którego będę musiała pożegnać się z dwoma kółkami), więc dam Wam znać, czy zauważyłam u siebie jakieś zmiany. Mam nadzieję, że tak będzie!

Rower to wspaniały sposób na uniknięcie cywilizacyjnej choroby ludzkości, jaką są korki. Oj, ileż to ja nerwów codziennie traciłam na staniu w korkach. Czasem trasę 15 minutową byłam zmuszona pokonać w godzinę. Trafiał mnie istny szlag i szczerze mówiąc wyłaziła ze mnie ta prawdziwa natura. Kurwiłam pod nosem i nie chciałam przestać. Teraz, jeżdżąc na rowerku, korki mnie nie dotyczą. Z uśmiechem mijam łańcuszki samochodów, ciesząc się że ten problem jest już za mną. Rower to jest to!

Rower troszczy się o nasze serce. Jazda na nim, zmusza nasze małe serducho do wydajniejszej pracy. Nabieramy głębsze oddechy, a nasz układ krążeniowy pracuje nieco szybciej. Chronimy tym samym samych siebie przed chorobami związanymi z serduchem. Na samym początku przygody z rowerem nasze serducho może trochę szaleć, ale w miarę przyzwyczajania go do regularnej jazdy, przyniesie nam wiele dobrego.

Rower to relaks. Relaks to odstresowanie organizmu. W dzisiejszych czasach żyjemy w ciągłym biegu. Stres towarzyszy nam już od przebudzenia, a kończy się gdy kładziemy się do łóżka (albo pozostaje z nami nawet podczas snu). Warto więc powiedzieć mu dość. Rower to dobry sposób na odciągnięcie go od nas samych. Zapomnijmy o stresie i pozwólmy adrenalinie zadziałać. Cieszmy się chwilą, zwiedzając nowe zakątki naszych miast. Jestem przekonana, że poznacie coś nowego wybierając rower. Warto!

Ponadto wybierając rower odciążasz swój portfel! Wspaniały plus, który akurat mnie przyda się znakomicie. Rower jest bezpieczną formą dla środowiska, a nam pozwoli na zmniejszenie opłat związanych z biletami czy benzyną. To kolejny powód do wielkiego uśmiechu, który może rozświetlić Twą twarz! 


Nie zwlekaj więc i przesiądź się na rower! Nie kręć nosem, mówiąc że nie masz czasu. Przecież rower to wspaniały środek transportu, którym możesz przemieścić się z twoich przytulnych czterech kątów do pracy. Polecam z całego swojego serducha. Rower to fajna sprawa. Nie masz go? Żaden problem. W wielu miejscowościach (w Toruniu też!) możesz wykupić sobie rower miejski. System działa bez zarzutów. Za niewielką opłatą będziesz śmigać po mieście nie przejmując się wiecznymi korkami! Warto!

Czekam na Was niecierpliwie na trasach!

Niech Wiosna będzie z Wami!
Trzymajcie się cieplutko, Dziubaki!

piątek, 23 października 2015

Strach ma wielkie oczy


Kiedy byłam małą dziewczynką bałam się firan wiszących w pokoju, spałam przy zapalonym świetle i wtulałam się w swoją ulubioną Myszkę Mickey. Słuchałam kołysanki taty, a potem szybko zamykałam oczy by na nie nie patrzeć. Bałam się również wyjść sama z domu, przejść przez ulicę na pasach, zgubić się w gąszczu ulic.

A dzisiaj? Dzisiaj robię te wszystkie rzeczy bez większego problemu, ale mój strach wcale nie zniknął. Przeobraził się jedynie i dorósł wraz ze mną. Dzisiaj boję się upadku z huśtawki czy roweru, ale obawiam się również otworzyć buzię w nowym towarzystwie, myśląc że przecież nie mam nic do powiedzenia. Boję się samemu podjąć jedną czy drugą inicjatywę. Boję się wielu rzeczy i walczę ze swoim strachem.

Mimo tej nieustannej walki, wielu porażek i zwycięstw, zdarza mi się zauważyć to co w tym całym strachu jest dobre. To właśnie on w dużej mierze kształtuje mój charakter, a nieustanna z nim walka pozwala mi na przezwyciężanie własnych słabości co prowadzi do delikatnych zmian i nieco większej pewności siebie. A przecież o to chodzi w naszym życiu, prawda? Do nieustannego dążenia do lepszej wersji siebie.

To strach hamuje nas tam gdzie trzeba. Dlatego powinniśmy mu czasem podziękować, za to że nie pozwolił nam wstrzymać oddechu pod wodą na dłużej niż 40 sekund, bo inaczej mogłoby się to skończyć makabrycznie. Za to, że nie dał na zielonego światła, gdy spieszyliśmy się na ważne spotkanie i nie docisnęliśmy pedału gazu do maksa. Żadne z nas nie chciałoby uczestniczyć w wypadku drogowym. Pal licho, jeśli to nam by się coś stało, ale późniejsze życie ze świadomością, że kogoś zabiliśmy? Nie dziękuję, ja wysiadam z tego pędzącego samochodu.

Strach jest naszą ostatnią deską ratunku. Wyznacza nam granice. To prawda, że czasem przeszkadza i uprzykrza nam życie, ale jednocześnie nie dopuszcza do zrobienia największej głupoty na jaką moglibyśmy wpaść, a zapewniam Was, że ile głów tyle pomysłów jak i głupot. Ten strach hamuje nas przez co pozwala na pełniejsze życie.

Dlaczego by więc go nie polubić? Spróbujmy zaprzyjaźnić się z naszym strachem. Rozłożyć go na czynniki pierwsze, znaleźć jego przyczynę i dopiero wówczas zdecydować, czy w tym wypadku walczymy z nim i pozbywamy się go, czy też jest on uzasadniony i warto go zatrzymać. Tylko wówczas zachowamy ten złoty środek i będziemy mogli rozwijać się dalej w zdrowych warunkach.

Nie dajmy się stłamsić strachowi, bo ten często ma wielkie oczy. Jednak spróbujmy, tylko spróbujmy się z nim odrobinę zaprzyjaźnić. A jeśli tego nie chcesz, to przynajmniej go toleruj. Zobaczysz, że nagle wszystko stanie się łatwiejsze. Powodzenia kochani!

Jak to jest z Waszymi strachami? Ewaluowały? Czego baliście się będąc dziećmi? Jak wygląda to teraz? Jak sobie radzicie z własnym strachem?

Źródło: 1

środa, 21 października 2015

W dżungli: kierowcy autobusów

Zostajemy wciąż w klimacie jesiennym, dzisiaj biorąc pod lupę polskich kierowców autobusów miejskich. Jestem niemalże pewna, iż nie byłabym jedyna, która została potraktowana nieciekawie przez owych osobników. Zatrzaśnięte przed nosem drzwi, przytrzaśnięta drzwiami torebka czy brak wydanego biletu, bo nie mieliśmy w portfelu drobnych to tylko nieliczne z sytuacji, które przeżyłam.


Choć przyznaję sytuacja powoli się poprawia (teraz przynajmniej mogę kupić bilet bez oglądania niezadowolonego grymasu na twarzy pana kierowcy), to wciąż najlepiej nie jest. Nie tak dawno temu, bo w zeszłą niedzielę wsiadłam do autobusu wraz z moją siostrą. Z panem kierowcą nie musiałyśmy mieć nic wspólnego, gdyż bilety zakupiłyśmy nieco wcześniej i nie byłyśmy spóźnione. Wielki plus! Miała czekać nas spokojna podróż i rzeczywiście źle nie było.

Pech jednak chciał, iż lało. Lało niemiłosiernie, a kałuże na drogach tylko zachęcały do rozchlapywania ich na biednych pieszych. I co zrobił nasz bohater odcinka? Oczywiście nie oparł się pokusie. Wjeżdżał niemal w każdą możliwą kałużę, a fala jaka powstawała osiągała około 1,5 metra wysokości. Przysięgam!

Szczęście w nieszczęściu, iż żaden pieszy nie szedł boczkiem chodnika, a jeśli już szli to akurat w miejscach bezpiecznych. Tam, gdzie kierowca musiał nieco przyhamować. Jednakże sam fakt, iż rozchlapywał tę wodę nieco mnie zdruzgotał.

Kto takiemu panu prawo jazdy dał ja się pytam? Przecież każdy kursant dobrze wie, iż jeśli ochlapie pieszego to nie otrzyma plastikowej płytki szczęścia. Panów egzaminatorów proszę o zabranie głosu! Gdzie tu sprawiedliwość? Czemu taki pan kierowca może sobie jeździć po drodze?

Innym razem (historia zasłyszana od mojej kochanej siostry) biedna studentka widząc stojący na przystanku autobus, dobiega do niego z wywalonym na wierzch językiem, puka w drzwi tuż obok pana kierowcy, a ten ignoruje jej rozpaczliwe błagania. Odjeżdża z piskiem opon ciesząc się zielonym światłem.

No dobrze, być może ta studentka się pomyliła. Spóźniła się jakieś 30 sekund, ale czy nie powinniśmy sobie pomagać? Zwłaszcza, gdy wciąż stoi autobus na przystanku? Co złego byłoby w otwarciu drzwi i wpuszczeniu takiego osobnika? Korona by z głowy spadła? Mogę już panom powiedzieć, że jedyne co by się stało, to mogliby panowie otrzymać wdzięczność od takiej osóbki...

Szkoda tylko, że tak niewielu panów kierowców to rozumie. Są panami miejskich dróg, a kiedy mogą uprzykrzyć potencjalnemu pasażerowi życie - to zrobią to. Przecież tylko utrą takiemu jednemu czy drugiemu wymoczkowi nosa. Nie zdąży na ważne spotkanie. Nie wróci tak szybko do domu i nie zrobi obiadu dla reszty domowników. Bo dlaczego to oni mają mieć lepiej niż panowie kierowcy?

Szkoda, że ten zawistny diabeł, czysta złośliwość wyłania się niemalże wszędzie. Dotknęł też kierowców autobusów i nie chce puścić choć ładnie o to prosimy.

Jakie są Wasze przygody związane z autobusami? Często nimi jeździcie, czy stawiacie na swoje własne dwa lub cztery kółka? 

Wcale się nie zdziwię... i nie przekona mnie żadna gadka o ekologiczności - autobus vs samochód? Sprawa jest przesądzona. Ja wybieram auto.

Źródło: 1