Dobrze znana ci melodia rozpoczyna fanfary. Spoglądasz na swój telefon. Na wyświetlaczu widzisz nieznany sobie numer. Serce podchodzi ci do gardła, a dłonie nagle stają się niezwykle śliskie. Łapiesz telefon nieco niepewnie i z walącym w piersi sercu cały czas obserwujesz ten nieznany ci ciąg cyfr. Przełykasz głośno ślinę nie wiedząc co zrobić. Czujesz ogarniające cię gorąco i kiedy wreszcie decydujesz się odebrać, telefon cichnie. Emocje opadają, a ty odczuwasz wyraźną ulgę. Dopiero po dłuższej chwili przeklinasz siebie samego za swoją słabość. Za te niechciane uczucie niepewności. Za strach przed nieznanym, mimo że odebranie telefonu nie jest znowu czymś wymagającym od ciebie wielu wysiłku. Nie potrafisz zrozumieć samego siebie i obiecujesz sobie, że następnym razem z całą pewnością odbierzesz... ale kiedy sytuacja się powtarza, twoje wnętrzności znów skręcają się ze strachu i prędzej jesteś gotów odrzucić połączenie niż je odebrać.

Nauczyciel rozdaje poprawione testy. Wiesz, że się uczyłeś i sądziłeś, że poszło ci całkiem nieźle. Jednak na teście widnieje wielka, czerwona trója. Marszczysz brwi kompletnie niezadowolony ze swojego wyniku. Raz jeszcze liczysz punkty. Zauważasz, że jedno zadanie zostało niepoliczone. Całe pięć punktów. Pięć punktów, na które tak ciężko pracowałeś. Pięć punktów, które mogłoby zmienić twoją ocenę. Zamierzasz iść do biurka nauczyciela i pokazać mu jego niedopatrzenie. W myślach widzisz samego siebie, który to wstaje z krzesła i między ławkami zmierza do biurka wszechwiedzącego dorosłego. Widzisz to oczami wyobraźni, a jednak nie ruszasz się z miejsca. Kiedy chcesz to zrobić, czujesz nagłą suchość w gardle. Brakuje ci słów, nie wiesz jak się odezwać, jak zgłosić swój sprzeciw. Ręce trzęsą ci się od wszechogarniającego cię strachu. Do oczu cisną ci się łzy. Nic nie możesz zrobić. Nie potrafisz. Nie umiesz. Jesteś beznadziejny.
W twoim miejscu pracy organizowane są szkolenia pracowników. Znasz ich wszystkich, chociażby z widzenia. Przychodzisz na takie szkolenie i siadasz obok jednej z nich. Ktoś cię zagaduje, a ty nie potrafisz mu odpowiedzieć. Kiwasz tylko głową i po krótkiej chwili sklecasz jakieś względnie poprawne zdanie. Z ulgą oddychasz dopiero, kiedy szkolenie się rozpoczyna i nie ty musisz je prowadzić. Czujesz jednak gulę w gardle, za każdym razem, gdy jesteś proszony o odpowiedź. Przecież doskonale ją znasz. Nie masz potrzeby się wstydzić, a mimo to twój głos trzęsie się gdy odpowiadasz. Ledwie wyduszasz z siebie tę najważniejszą myśl. Boisz się tego, co o tobie pomyślą twoi koledzy po fachu. Nerwowo rozglądasz się po zebranych i z ulgą odbierasz ich przyjazne uśmiechy. Nie było znowu tak strasznie... a mimo to, podczas kolejnego zabieranego przez ciebie głosu wcale nie czujesz się pewniej.

Nieśmiałość jest niezwykle upierdliwą cechą, którą posiada większość z nas. Ja nie jestem tutaj jakimś wyjątkiem. Staram się nad nią pracować każdego dnia (o ile to możliwe) i czasem czuję, że wreszcie zrobiłam krok do przodu. W stronę lepszej przyszłości i swojej osoby.
Bardzo długo nie wiedziałam jak sobie poradzić z tą swoją cechą. Próbowałam wielu sposobów, ale nic na mnie nie działało - albo też nie byłam zbyt wytrwała w ćwiczeniach samej siebie. Zawsze znajdowałam sobie niestworzone wymówki byle tylko nie pracować nad sobą. Wmawiałam sobie, że nieśmiałość to nieodłączna cecha mojego charakteru, bez niej nie będę już sobą. Twierdziłam, że nic nie da się z tym zrobić, że już zawsze będę taka beznadziejna. Nieśmiałość pozwalała mi na usprawiedliwianie większości swoich życiowych porażek, więc była swoistego rodzaju środkiem przeciwbólowym. Mimo to nienawidziłam siebie samej. Nienawidziłam swojej bezsilności.
Aż w końcu powiedziałam sobie dość. Czas coś z tym zrobić. Nie może być tak, że będziesz obawiać się swojego własnego cienia. Nic wówczas w życiu nie osiągniesz. Będziesz tylko popychadłem, które chętnie ustawi się tam, gdzie będą mu kazali. Zacisnęłam zęby i rozpoczęłam dość trudną pracę nad samą sobą.
Jak zaczęłam pracować nad samą sobą? Przede wszystkim zmieniłam kierunek studiów. Nie skończyłam zarządzania, bo w końcu przyznałam się przed samą sobą i wszystkimi dookoła mnie, że ten kierunek nie jest dla mnie. Straciłam na niego całe trzy lata, ale nie żałuję ich dzisiaj. Mimo, że czasem wciąż zdarza mi się myśleć, że głupia byłam. Mogłam przecież skończyć już to zarządzanie i ewentualnie później zrobić drugi kierunek. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Uważam zmianę kierunku studiów za jedną z najlepszych decyzji mojego życia.
Poznałam niesamowitych ludzi na moich obecnych studiach. Ludzi, którzy zachęcili mnie do większej pracy nad sobą. Ludzi wcale nie idealnych, ale nie bojących się przyznać do swoich własnych błędów. Ludzi, którzy mnie zaakceptowali taką jaką jestem. Ludzi, których dzisiaj z czystym sercem mogę nazwać swoimi prawdziwimi przyjaciółmi. To dzięki nim zrozumiałam, że nie jest ważne czy człowiek jest pewny siebie czy też nieśmiały. Najważniejsze to mieć swoje własne zdanie i żyć w zgodzie ze sobą. Wówczas znajdziemy kogoś kto nas zaakceptuje. Tego kogoś nazwiemy przyjacielem i będzie to prawdziwy przyjaciel, a nie ten który tylko szczyci się tą nazwą, a nie robi nic co by wskazywało na przyjaźń. Potrafi jedynie z nas szydzić i wyśmiewać się z każdego niepowodzenia.
Następnie otworzyło się dla mnie wiele ścieżek, a ja dzięki wsparciu mych przyjaciół ale i rodziców, zdecydowałam się na wielki krok. Wyjechałam do pracy za granicę. Tam byłam zdana jedynie na samą siebie. W obcym kraju, z obcym językiem i otaczającymi cię kompanami z różnych zakątków świata. Taki wyjazd to niezwykła szkoła życia. Człowiek nie ma wyjścia. Musi nauczyć się stawiać na swoim. Musi otworzyć się na swoje otoczenie, bo inaczej sobie nie poradzi. A satysfakcja jaka po tej wspaniałej przygodzie pozostanie będzie gwarantowana. Zapewniam was, że jeśli tylko odważycie się zrobić coś, co w waszym mniemaniu jest nierealne, to wasze życie zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni. Stanie do góry nogami.

Nieśmiałość nadal jest obecna w moim życiu i pewnie będzie w nim już na zawsze. Czasem wciąż mnie hamuje, ale teraz zdecydowanie częściej zabieram głos na różnego typu zgromadzeniach. Nie boję się głośno wymawiać swojego zdania. Jestem pewniejsza siebie, bo wiem że potrafię poradzić sobie w najtrudniejszych warunkach. Wciąż nad sobą pracuję i widzę już pierwsze tego efekty.
Wam moi drodzy życzę tego samego. Przeanalizujcie swoje życie i zdecydujcie się na odważny krok dla was samych. Dla waszej satysfakcji, dla polubienia samego siebie. Odważcie się, a zostaniecie wynagrodzeni.
Ja wciąż nie mogę powiedzieć, że kocham samą siebie, ale już się nie nienawidzę. Wiem, że stać mnie na więcej. Dążę teraz do polubienia swojej nieśmiałości. Może właśnie w tym tkwi klucz do sukcesu. Nie pozbywajmy się jej, tylko ją polubmy. Wtedy przestanie być już taka upierdliwa i nieco ucichnie, pozwalając nam żyć pełnią życia.
Jakie macie sposoby na walkę z nieśmiałością? Pracujecie nad sobą? Czy też czuliście się kiedykolwiek stłamszeni do tego stopnia, że się nienawidziliście?