Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nowa "JA". Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nowa "JA". Pokaż wszystkie posty

wtorek, 2 stycznia 2018

O kurczę, ja chyba się starzeję!

Wiecie co? Ostatnio przyplątała się do mnie jakaś taka dziwna myśl, która jednocześnie rozłożyła mnie na łopatki. Doszłam do wniosku, że ja chyba dorastam. Sami widzicie? Myśl komiczna w swej prostocie, w końcu na karku mam już całe 28 lat. Postukaj się babo w łeb i zaakceptuj, że już dawno dorosłaś…


Mimo to jakoś tak ta myśl sprawiła, że poczułam się dumna. Możecie mi wierzyć, ale cieszę się, że moje gusta się zmieniają (no nie do końca – mangi nadal kupuję i anime nie zamierzam przestać oglądać). Słucham innej muzyki, nieco spokojniejszej. Od czasu do czasu łapię się na tym, że sięgam po muzykę klasyczną. Serio! Choć poza „Cannon in D Mayor” nic innego nie znałam. Andrea Bocelli? Prychałam, gdy ktokolwiek się nim zachwycał, a dziś sama słucham go od czasu do czasu. Bez przesady oczywiście… aż tak jeszcze nie oszalałam.

I tak się właśnie zastanawiam – dorośliście już? A może wciąż na Was ten proces czeka, co?

Ja jestem w trakcie, choć powinnam być już poważną panią profesor. Pracuję z dzieciakami, uczę angielskiego, a inni nauczyciele w szkole wciąż zatrzymują mnie na holu i pytają „Dokąd to?”. Biorą mnie za gimnazjalistkę! Serio, nie przesadzam! Choć to może być wina plecaka, który ciągle ze sobą noszę. Być może powinnam zacząć malować się trochę mocniej, albo zmienić styl ubierania… jednak po głębszym namyśle uznałam, że na wszystko przyjdzie pora. Póki co, mój styl mi się podoba i przecież nie noszę ukochanych bluz do pracy!

Dorastam i jakoś tak mi z tym dobrze… bo być może sobie to ubzdurałam, albo może to po prostu zwyczajny proces starzenia. Pewnie po prostu mylę pojęcia i powinnam powiedzieć, że dojrzewam, niczym spóźnione jabłko na drzewie. Dojrzewam jakoś tak bezboleśnie i wiecie co? Myślę, że w tym wszystkim trzeba po prostu odnaleźć siebie. Nic więcej.

Ameryki to tym nie odkryłam, co nie? W takim razie zostawię Was już tak wraz z moim nowym odkryciem – Ed Sheeran i jego perfekcyjny duet z Andrea Bocelli. Ci dwaj panowie skłonili mnie do tych dziwny rozważań.



Trzymajcie się cieplutko moi kochani!

sobota, 11 lutego 2017

Ostatnie miejsce na ziemi

Swą przygodę z "Moonlight Dreamers" zaczęłam 3 dni temu i już na pierwszej stronie natknęłam się na to pytanie. Które miejsce, chciałabyś zobaczyć jako ostatnie w swoim życiu? Zamknęłam wówczas książkę i pozwoliłam swym myślom popłynąć.

Na początku pomyślałam o innym kraju - Japonii, Chinach, Australii czy jeszcze innym, bo przecież tyle mam planów jeśli chodzi o zwiedzanie... tyle chciałabym jeszcze poznać, tych bliższych rzeczy i tych nieco dalszych.


Jednak potem przyszło mi na myśl coś zupełnie innego. Przecież to ma być ostatnie miejsce w moim życiu. Gdzie chciałabym być? Z kim chciałabym być? Co zobaczyć jako ostatnie? Przecież nigdy w życiu nie chciałabym oddać ostatniego oddechu zwiedzając zamek w Kioto, czy ten Wawelski w Krakowie. Nie chciałabym biegać po amazońskiej dżungli, czy zwiedzać oceanarium. Ani też zasiąść na słoni w cudownej Sri Lance. Nie chciałabym też zdobyć wówczas najwyższego szczytu w Tatrach - Rysy, choć jest to moje marzenie.

O nie, bo to wszystko mogę zrobić wcześniej i mogę zamknąć me wspomnienia w paru zdjęciach. Mogę powoli realizować samą siebie i spełniać swe największe marzenia...

Co więc chciałabym zobaczyć jako ostatnie w mym życiu?


Chciałabym jednak zobaczyć twarze mych bliskich. Uśmiechnąć się do nich i z nimi porozmawiać. Pragnęłabym być w swoich własnych czterech kątach, bo to właśnie tu mi najlepiej. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. W moim łóżku, wśród moich książek i innych gadżetów. Nigdzie indziej, tylko tam.

Może jest to nudna odpowiedź, ale bardzo moja. To przecież dom jest mą ostoją. To tu wracam po wszystkich przygodach i trudach dni codziennych. To tu opowiadam o swych smutkach i radościach. Śmieję się, płacze i krzyczę. Te cztery ściany są świadkami mej przemiany i mego dorastania. Stawania się lepszym człowiekiem.

I to właśnie to miejsce chciałabym zobaczyć jako ostatnie w mym życiu.

Jaka byłaby Wasza odpowiedź?

piątek, 1 stycznia 2016

2016 i co dalej?

Nieuchronnie zbliżamy się do końca 2015 roku. Nadchodzi czas podsumowań i własnego rachunku sumienia. Co osiągnęliśmy w 2015 roku? Co się zmieniło? Odgrzebujemy swoje postanowienia noworoczne i mozolnie je odhaczamy. Udało się, czy nie? Coroczne pytanie, które wisi nad nami niczym złowroga klątwa. Boimy się spojrzeć prawdzie w oczy...

W moim wypadku jest kiepściutko. Niewiele z tego co sobie założyłam, wypełniłam. Mało tego nie do końca pamiętam tych swoich postanowień. Nie zapisałam ich i ślepo próbowałam za nimi podążać.

Tym razem jestem nieco bardziej przygotowana. Zauroczona plannerem, który pojawił się niedawno w empiku, natychmiast go nabyłam. Po raz pierwszy będę starała się korzystać z tak misternie zrobionego narzędzia planowania. Może zmotywuje mnie bardziej do pracy nad samą sobą.

Postanowienia noworoczne już zostały zanotowane i uporządkowane. Nie szalałam z nimi za bardzo. Stawiam bowiem na minimalizm w tym roku. Wolę osiągnąć 4 większe cele i 8 mniejszych niż zabierać się od razu za niezliczoną ich ilość. Dobrze wiem jak kończyły się wszystkie poprzednie me postanowienia. Liczę jednak na to, że ten rok będzie dla mnie łaskawszy. Postaram się sprawić, by 2016 łagodnie do mnie podszedł.

Wierzę, że tak właśnie będzie. Dzisiaj staję przed nowym rokiem z podniesioną dumnie głową. Dam radę.

A Wy? Dacie sobie radę? Jak to jest z Waszymi postanowieniami?

Wracam do blogowania pełną parą. Potrzebowałam tej przerwy by naładować sobie akumulatory. Nowy rok, nowa energia, nowe postanowienie i nowy dzień!

Wam kochani chcę życzyć w tym nowym roku wszystkiego co najlepsze. Spędźcie go chwytając dzień i nie pozostając uwiązani przeszłością. Mamy w końcu nową szansę na poprawę swego życia. Złapmy je twardą ręką i pokierujmy. Niech spełnią się nam marzenia!

poniedziałek, 26 października 2015

Pies, Harry, rower, miasto... na co jeszcze padnie los?


Dzisiaj dość nietypowo, bo i mnie dopadła nominacja do wyzwania ostatnio w tych stronach popularnego - Liebster Award, za którą chciałabym serdecznie podziękować Kelnerce! Z tego co mi wiadomo sama również powinnam nominować parę osób i wymienić swoje do nich pytania. Nie chcę jednak ograniczać zabawy do tych kilku osób, więc poproszę o to Was kochani, żebyście pobawili się ze mną i odpowiedzieli na pytania.


Teraz już bez dłuższego wstępu zapraszam do czytania!



Wojna! Pies - Kot - co wybierasz?

Nie będzie dla nikogo zaskoczeniem ma odpowiedź - zdecydowanie stawiam na pieski. Wydają mi się przyjaźniejsze niż kociaki. Marzyłam o takim małym paskudzie całe swoje życie i niedawno (bo w styczniu bieżącego roku) udało mi się to marzenie spełnić. Zwierzak ma się dobrze i robi się coraz śmielszy i kapryśny. Kocham go całym swym serduchem.

Co sądzisz na temat uzewnętrzniania swoich poglądów przy nowo poznanych ludziach, np w pracy?

Jako osóbka nieco nieśmiała mam podzielone zdanie tutaj. Wciąż mam problem z uzewnętrznianiem swych poglądów nawet wśród grona przyjaciół, kiedy od tak sobie plotkujemy... a jednak ten problem znika tu na blogu, kiedy to piszę o wszystkim co mi w sercu gra i potrafię, a przecież kochani moi, nie znamy się w świecie realnym. Być może mijamy się na ulicy i nie rozpoznajemy się. 

Myślę jednak, że warto powiedzieć co się myśli, kiedy już ktoś nas o to zapyta. Nie powinno się chować w swojej skorupce, wzruszać ramionami i mruczeć ciche "nie wiem". Lepiej powiedzieć szczerze to co nam w serduchu gra. Oczywiście robiąc to w umiejętny sposób i nikogo nie obrażając. 

Rower czy samochód a może spacer, co wybierasz?

Samochód, rower i spacer - wszystkie te trzy formy są obecne w moim życiu. Spaceruję z moim psiakiem, niezależnie od tego czy mi się chce czy nie i szczerze mówiąc cieszę się że to robię. Mogę przynajmniej na chwilę wyjść z domu, odetchnąć pełną piersią i poukładać myśli, kiedy tego potrzebuję. Rower to mój ulubiony środek lokomocji, który jednak spada na dalszy plan w zimowe miesiące. Szkoda, ale co zrobić taki już jego urok (choć wiem, że są ludzie jeżdżący nawet i kiedy śniegu jest od groma). A samochód? No cóż, jako wzięty kierowca uwielbiam nim jeździć. Wsiadam i pędzę na dworzec lub do pracy. Oszczędzam tym swoją energię i czas, ale pozwalam kilogramom spokojnie się odkładać. 

Trudny to wybór i chyba zostawię Was z tym tak samo jak siebie samą, choć jeśli miałabym wybrać to postawiłabym jednak na rower, do którego mam sentyment i jest tańszy w utrzymaniu!

Miasto czy wieś - na co padł twój wybór?

 Jestem miastowa i nigdy nie mieszkałam na wsi. Nie mogę więc wybrać. Moje wyobrażenia o wsi mogą być nieco przekłamane, ale szczerze mówiąc czasem sobie marzę o mieszkaniu na wsi. Gdzie jest więcej przestrzeni i zieleni, no i domki jednorodzinne też tam są.

Fotografia smarfonem czy aparatem? Uzasadnij!

Stawiam na aparat, choć i smartfon robi niezłe zdjęcia. Przyjemniej jednak chodzi mi się z aparatem. Z uśmiechem na twarzy robię zdjęcie za zdjęciem i czuję się tak profesjonalnie (choć moje zdjęcia dają wiele do życzenia). Smartfonem też pstrykam, ale wciąż jakby z lekkim oporem, martwiąc się tym co ludzie sobie o mnie pomyślą (całkiem niepotrzebnie zresztą). 
Zdjęcia cyfrowe czy wywołane, co wygrywa? 

Zdjęcia cyfrowe, z prostej przyczyny... zapominam ich wywołać. Nie potrafię spędzić dnia na wybieraniu zdjęć do wywołania. Jest ich zbyt dużo niestety, choć... może powinnam wreszcie to zrobić? 

DIY jest u ciebie gościnnie czy jest na porządku dziennym?

Niestety mam dwie lewe ręce i DIY jest u mnie jedynie gościnnie. Lubię sobie poeksperymentować, ale zazwyczaj nic z tego nie wychodzi niestety. No i smutno mi wówczas, że nie wyszło takie jak sobie wyobrażałam. Także ręcznie robiony albumy do zdjęć czy scrapbooking... chyba nigdy nie zrobię, choć skrycie o tym marzę.

Które lepsze: Second handy czy sieciówki? Rozwiń odpowiedz! 

Lumpeksy czy sieciówki.... sama czasem kupuję w second handzie, ale zazwyczaj nie mam do tego cierpliwości. Do szperania i szukania tej jednej, jedynej, wyjątkowej i na dodatek pasującej szmatki. Wybieram więc sieciówki, gdzie zakupy robi mi się łatwiej i przyjemniej, choć drożej...

Przywiązujesz uwagę do składów ubrań, w których chodzisz?

Raczej nie. Zazwyczaj ubieram to co lubię i to w czym czuję się wygodnie. Stawiam zdecydowanie na wygodę i odpuszczam sobie często te wszystkie trendy. Jeśli czegoś nie lubię to tego nie noszę. Nie stroję się też godzinami przed lustrem i nie stroję się bez potrzeby.

Harry Potter czy Zmierzch? Który typ bohatera fantastycznego wolisz?

Harry Potter i Zmierzch - dwa odrębne bieguny i oba te twory przeczytałam. Mało tego, powiem szczerze że oba mi się podobały w mniejszym lub większym stopniu ale jednak. Czytałam je również w dwóch różnych okresach czasu, a mimo to jakoś bliższy jest mi "Harry Potter" - może dlatego, że rosłam wraz z nim. Jego przygód było znacznie więcej i rozłożone zostały na przestrzeni czasu, a ja te książki wprost pochłaniałam.


Na koniec parę pytań do Was kochani oraz jednak zrobię jedną nominację, bo jestem niezwykle ciekawa Twych odpowiedzi kochana. Tak więc nominuję Anetę z bloga moje-pokoje.

Kawa czy herbata? Który z tych napoi to Twój napój Bogów?
Dlaczego zostałaś blogerem / czego szukasz na blogach?
Co jest Twoją największą porażką? Jak sobie z nią poradziłaś?
Aktywna fizycznie czy kanapowiec? Chciałbyś to zmienić?
Opisz siebie używając 10 słów.
Czym jest dla Ciebie szczęście?
Twoje motto to...?
Co Cię inspiruje? 
Gdzie chcesz siebie zobaczyć za 20 lat?

Miłego dnia kochani!

środa, 2 września 2015

Poczekaj, a będzie ci dane


Stawiamy sobie cele. Staramy się je realizować. Często gubimy po drodze drogę i zostaje czysta frustracja. Znów coś nam nie wyszło. Znów nie było efektu "wow". Znów stoimy na samym początku naszego biegu przez życie i znów przeklinamy siebie, bo coś poszło nie tak.

Zawsze uważałam, że swój cel powinnam osiągnąć szybko. Nie ważne, że nagroda była krótkotrwała. Najważniejszy dla mnie był czas. Musiałam go zaoszczędzić. Dieta cud, pięć kilo mniej. Dwa tygodnie odchudzania i dwa rozmiary mniej. Tydzień bez słodyczy był wówczas moim sukcesem, który nagradzałam wielkim pucharem lodowym lub innym McDonaldem. Wszystko musiało być na już. Na tip-top. Napisać opowiadanie? Nie ma sprawy. Siadałam przed pustą kartką i po dwóch godzinach wszystko było gotowe.

A jakość? No cóż... najlepsza nie była. Moje starania można porównać do słomianego zapału. Coś tam wychodziło, ale potem odpuszczałam. Tłumaczyłam sobie, że przecież wytrzymałam. Że nie wolno się katować przez całe życie. Powinnam robić co chcę, a nie kierować się płytkimi pobudkami. 

Wszystko pięknie, ale czy cokolwiek osiągnęłam? Spójrzmy prawdzie w oczy. Kilogramy wróciły, podwoiły się i przerosły moje największe koszmary. Studia rzuciłam, bo nie były dla mnie i straciłam przez nie 3 lata życia. Pracy nie znalazłam, bo strasznie wstydziłam się roznosić swoje CV, a moje opowiadania odnosiły maleńkie sukcesy, ale zrezygnowałam z dalszego pisania. Porzuciłam wszystko i usiadłam w kąciku płacząc. Użalałam się nad sobą. Nienawidziłam siebie.


Nie trwało to jednak tak długo. Wzięłam się w garść. Zmieniłam studia i ku swojemu zdumieniu zauważyłam, że nawet lubię uczyć się języków. W końcu pozwalają one poszerzyć swoje własne horyzonty. Teraz nie jest mi straszny wyjazd za granicę, bo wiem, że przecież się dogadam. 

Pierwszą okazję złapałam po drugim roku studiów. Wyjechałam za granicę, do pracy. Poznałam wspaniałych ludzi, miałam okazję zaznać innego życia. Spodobało mi się. Dostałam wiatru w żagle, a moje skrzydełka trochę się odkurzyły. Udało mi się uzyskać licencjat z całkiem dobrą oceną, co mnie nieco zaskoczyło. Dostałam pracę w szkole językowej, jako lektor języka angielskiego. Koło fortuny zaczęło się kręcić, a uśmiech coraz częściej pojawia się na mojej twarzy. 

Jak to się stało? Dlaczego na początku nic mi nie wychodziło?

Dobre pytanie. Najłatwiej byłoby powiedzieć - "nie wiem" - które to aż ciśnie się mi teraz na usta. Jednak chyba trochę wiem...

Byłam uparta i chciałam szybko stać się dorosłą. Popełniłam kilka błędów, wsiadłam nie do tego pociągu co trzeba. Ten ekspres doprowadził mnie do skraju rozpaczy, od którego jednak udało mi się odbić. Teraz już wiem, że powinnam była poczekać na pociąg osobowy (jednak nie ma to jak polskie REGIO~!). 

Czas mnie gonił i wyszło jak zwykle. Nie tak jak powinno.

Teraz stawiam na długoterminowe cele. Małymi kroczkami prę do przodu, bo wiem, że gdzieś tam na szarym końcu będzie oczekiwała na mnie wielka nagroda. Nagroda, którą już zaczynam dostrzegać. Na każdym kroku swojego życia. Życzliwi ludzie, moi przyjaciele i rodzina. Wsparcie jakie od nich otrzymuję jest dla mnie wielką nagrodą, a niewielkie sukcesy, które po drodze osiągam... dodatkowo mnie motywują do dalszego działania. 


Nie rezygnuj z wybranego przez siebie celu. Bądź cierpliwy. Poczekaj na swój własny pociąg, odnajdź odpowiedni klucz nawet jeśli miałby być tym ostatnim w całym pęku. Na końcu twej drogi czeka cię nagroda. Nagroda zwana twoim własnym życiem. Tym szczęśliwym i spełnionym! Pamiętaj, że czasem warto poczekać!

~.~

Artykuł bierze udział w wydarzeniu Karnawał Blogowy Kobiet (http://karnawalblogowykobiet.pl/). Temat #6 Edycji zaproponowany przez Aleksandrę Nowaczewską (www.aleksandra-nowaczewska.pl) to: “Umieć poczekać, czyli umiejętność odraczania nagrody

~.~

Źródło: 1, 2

czwartek, 20 sierpnia 2015

Nie bój się zmiany...

Mając osiemnaście lat stajesz przed trudnym wyborem. Wreszcie możesz cieszyć się swoją upragnioną wolnością. Możesz robić co tylko zapragniesz, ale... tak naprawdę nie masz jeszcze pojęcia w którą stronę skierować swoje życie. Jaki kierunek studiów wybrać i czy na pewno ten, który podpowiada ci serce? A może lepiej powierzyć swą decyzję rozumowi? Rodzice też mogą być dobrymi pomocnikami w podjęciu tej ważnej decyzji.



Tylko co zrobić, jeśli wybrało się źle? Co zrobić, gdy w trakcie studiów okazuje się, że jednak to nie jest to o czym marzyliśmy? To nie to co chcemy robić przez całe życie... Co wtedy?

Odpowiedź może wydać się banalna, ale jednocześnie wymagającej wielkiej odwagi. Wystarczy, że zmienisz kierunek myślenia. Rzucisz jedne studia i przeniesiesz się na drugie. Albo jeszcze lepiej, zrobisz sobie rok przerwy. Pójdziesz do pracy i być może wyjedziesz w podróż swojego życia, która całkowicie cię odmieni. 

Brzmi nieźle? Dlaczego więc tak wiele osób tego nie robi? Dlaczego tkwimy w tym samym punkcie swojego życia i nie chcemy się z niego ruszyć? Czemu zaczynamy się nienawidzić i nie potrafimy wyjść z tej pozornie trudnej sytuacji? 

Często boimy się zmiany. 

Nie wiemy co przyniesie nam jutro i obwiniamy się za swoją nieudolność. W końcu wielu ludzi doskonale sobie radzi na tym a nie innym kierunku, świetnie prosperują w tej samej pracy... dlaczego więc my tego nie potrafimy? Zarzucamy sobie brak umiejętności, kompetencji. Szukamy problemu w sobie, ale go nie dostrzegamy. Narasta w nas frustracja, która w końcu odnajduje ujście w najmniej oczekiwanym momencie. Popadamy w depresję i szukamy dziury w całym, tak naprawdę nie dostrzegając tego co powinniśmy.

STOP! 

Zatrzymaj się i pomyśl. Dajesz z siebie 200% i nadal nic ci nie wychodzi, więc czemu zarzucasz sobie lenistwo? Czemu twierdzisz, że powinieneś pracować jeszcze ciężej? Odpuść. Nikt nie będzie cię za to winił. Odpuść. Zamknij oczy i weź głęboki oddech.

Nie przeszło ci nigdy przez myśl, dlaczego jest tyle przeróżnych zawodów? Dlaczego pchasz się tam, gdzie ewidentnie nie chcesz być? Nie rób tego co chcą inni. Może twój rozum też trochę cię oszukał, a może to o czym marzyłeś okazało się być fiaskiem? 
Zerwij z błędnym kołem. Bądź ponad to. Coś ci nie wyszło? Podjąłeś złą decyzję? To nic.

Tak, dobrze zrozumiałeś. To nic takiego!

Wystarczy, że zmienisz kierunek. Pójdziesz inną drogą. Rozpoczniesz coś całkiem nowego.

NIE BÓJ SIĘ ZMIANY.

Nie pozwól by strach cię hamował. Nie pozwól sobie na chwilę zwątpienia. Zrób pierwszy krok, w kierunku lepszego życia. Zrób coś tylko dla siebie. Bądź samolubny przez tą krótką chwilę. Rozsmakuj się w szczęściu. Pozwól sobie na chwilę zapomnienia i zacznij wreszcie świadomie kierować swoim życiem.

ALE...

Niczego nie żałuj. Nie żałuj tych zmarnowanych lat, kiedy to siedziałeś nie tam gdzie w rzeczywistości chciałeś być. Nie żałuj, tylko wyciągnij z nich naukę. Zapamiętaj to jak się wówczas czułeś. Zapamiętaj to doświadczenie. Ono zaowocuje w przyszłości. 

Pozwól sobie na odrobinę szaleństwa. Odmień swoje życie i niczego nie żałuj. Ja jestem w trakcie tej zmiany i szczerze mówiąc, nigdy nie czułam się lepiej. Mam duże wsparcie ze strony swoich rodziców i przyjaciół. Oni widzą zmianę. Zmianę na lepsze. 

A jak jest z wami? Boicie się zmian? Ryzyko jest obecne w waszym życiu? Kiedykolwiek porzuciliście jedną rzecz by zająć się inną? Żałujecie swych decyzji?

Źródło: 1

poniedziałek, 11 maja 2015

Upierdliwa nieśmiałość!

Dobrze znana ci melodia rozpoczyna fanfary. Spoglądasz na swój telefon. Na wyświetlaczu widzisz nieznany sobie numer. Serce podchodzi ci do gardła, a dłonie nagle stają się niezwykle śliskie. Łapiesz telefon nieco niepewnie i z walącym w piersi sercu cały czas obserwujesz ten nieznany ci ciąg cyfr. Przełykasz głośno ślinę nie wiedząc co zrobić. Czujesz ogarniające cię gorąco i kiedy wreszcie decydujesz się odebrać, telefon cichnie. Emocje opadają, a ty odczuwasz wyraźną ulgę. Dopiero po dłuższej chwili przeklinasz siebie samego za swoją słabość. Za te niechciane uczucie niepewności. Za strach przed nieznanym, mimo że odebranie telefonu nie jest znowu czymś wymagającym od ciebie wielu wysiłku. Nie potrafisz zrozumieć samego siebie i obiecujesz sobie, że następnym razem z całą pewnością odbierzesz... ale kiedy sytuacja się powtarza, twoje wnętrzności znów skręcają się ze strachu i prędzej jesteś gotów odrzucić połączenie niż je odebrać.

Nauczyciel rozdaje poprawione testy. Wiesz, że się uczyłeś i sądziłeś, że poszło ci całkiem nieźle. Jednak na teście widnieje wielka, czerwona trója. Marszczysz brwi kompletnie niezadowolony ze swojego wyniku. Raz jeszcze liczysz punkty. Zauważasz, że jedno zadanie zostało niepoliczone. Całe pięć punktów. Pięć punktów, na które tak ciężko pracowałeś. Pięć punktów, które mogłoby zmienić twoją ocenę. Zamierzasz iść do biurka nauczyciela i pokazać mu jego niedopatrzenie. W myślach widzisz samego siebie, który to wstaje z krzesła i między ławkami zmierza do biurka wszechwiedzącego dorosłego. Widzisz to oczami wyobraźni, a jednak nie ruszasz się z miejsca. Kiedy chcesz to zrobić, czujesz nagłą suchość w gardle. Brakuje ci słów, nie wiesz jak się odezwać, jak zgłosić swój sprzeciw. Ręce trzęsą ci się od wszechogarniającego cię strachu. Do oczu cisną ci się łzy. Nic nie możesz zrobić. Nie potrafisz. Nie umiesz. Jesteś beznadziejny.

W twoim miejscu pracy organizowane są szkolenia pracowników. Znasz ich wszystkich, chociażby z widzenia. Przychodzisz na takie szkolenie i siadasz obok jednej z nich. Ktoś cię zagaduje, a ty nie potrafisz mu odpowiedzieć. Kiwasz tylko głową i po krótkiej chwili sklecasz jakieś względnie poprawne zdanie. Z ulgą oddychasz dopiero, kiedy szkolenie się rozpoczyna i nie ty musisz je prowadzić. Czujesz jednak gulę w gardle, za każdym razem, gdy jesteś proszony o odpowiedź. Przecież doskonale ją znasz. Nie masz potrzeby się wstydzić, a mimo to twój głos trzęsie się gdy odpowiadasz. Ledwie wyduszasz z siebie tę najważniejszą myśl. Boisz się tego, co o tobie pomyślą twoi koledzy po fachu. Nerwowo rozglądasz się po zebranych i z ulgą odbierasz ich przyjazne uśmiechy. Nie było znowu tak strasznie... a mimo to, podczas kolejnego zabieranego przez ciebie głosu wcale nie czujesz się pewniej.

Nieśmiałość jest niezwykle upierdliwą cechą, którą posiada większość z nas. Ja nie jestem tutaj jakimś wyjątkiem. Staram się nad nią pracować każdego dnia (o ile to możliwe) i czasem czuję, że wreszcie zrobiłam krok do przodu. W stronę lepszej przyszłości i swojej osoby. 

Bardzo długo nie wiedziałam jak sobie poradzić z tą swoją cechą. Próbowałam wielu sposobów, ale nic na mnie nie działało - albo też nie byłam zbyt wytrwała w ćwiczeniach samej siebie. Zawsze znajdowałam sobie niestworzone wymówki byle tylko nie pracować nad sobą. Wmawiałam sobie, że nieśmiałość to nieodłączna cecha mojego charakteru, bez niej nie będę już sobą. Twierdziłam, że nic nie da się z tym zrobić, że już zawsze będę taka beznadziejna. Nieśmiałość pozwalała mi na usprawiedliwianie większości swoich życiowych porażek, więc była swoistego rodzaju środkiem przeciwbólowym. Mimo to nienawidziłam siebie samej. Nienawidziłam swojej bezsilności.

Aż w końcu powiedziałam sobie dość. Czas coś z tym zrobić. Nie może być tak, że będziesz obawiać się swojego własnego cienia. Nic wówczas w życiu nie osiągniesz. Będziesz tylko popychadłem, które chętnie ustawi się tam, gdzie będą mu kazali. Zacisnęłam zęby i rozpoczęłam dość trudną pracę nad samą sobą.

Jak zaczęłam pracować nad samą sobą? Przede wszystkim zmieniłam kierunek studiów. Nie skończyłam zarządzania, bo w końcu przyznałam się przed samą sobą i wszystkimi dookoła mnie, że ten kierunek nie jest dla mnie. Straciłam na niego całe trzy lata, ale nie żałuję ich dzisiaj. Mimo, że czasem wciąż zdarza mi się myśleć, że głupia byłam. Mogłam przecież skończyć już to zarządzanie i ewentualnie później zrobić drugi kierunek. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Uważam zmianę kierunku studiów za jedną z najlepszych decyzji mojego życia. 

Poznałam niesamowitych ludzi na moich obecnych studiach. Ludzi, którzy zachęcili mnie do większej pracy nad sobą. Ludzi wcale nie idealnych, ale nie bojących się przyznać do swoich własnych błędów. Ludzi, którzy mnie zaakceptowali taką jaką jestem. Ludzi, których dzisiaj z czystym sercem mogę nazwać swoimi prawdziwimi przyjaciółmi. To dzięki nim zrozumiałam, że nie jest ważne czy człowiek jest pewny siebie czy też nieśmiały. Najważniejsze to mieć swoje własne zdanie i żyć w zgodzie ze sobą. Wówczas znajdziemy kogoś kto nas zaakceptuje. Tego kogoś nazwiemy przyjacielem i będzie to prawdziwy przyjaciel, a nie ten który tylko szczyci się tą nazwą, a nie robi nic co by wskazywało na przyjaźń. Potrafi jedynie z nas szydzić i wyśmiewać się z każdego niepowodzenia. 

Następnie otworzyło się dla mnie wiele ścieżek, a ja dzięki wsparciu mych przyjaciół ale i rodziców, zdecydowałam się na wielki krok. Wyjechałam do pracy za granicę. Tam byłam zdana jedynie na samą siebie. W obcym kraju, z obcym językiem i otaczającymi cię kompanami z różnych zakątków świata. Taki wyjazd to niezwykła szkoła życia. Człowiek nie ma wyjścia. Musi nauczyć się stawiać na swoim. Musi otworzyć się na swoje otoczenie, bo inaczej sobie nie poradzi. A satysfakcja jaka po tej wspaniałej przygodzie pozostanie będzie gwarantowana. Zapewniam was, że jeśli tylko odważycie się zrobić coś, co w waszym mniemaniu jest nierealne, to wasze życie zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni. Stanie do góry nogami.

Nieśmiałość nadal jest obecna w moim życiu i pewnie będzie w nim już na zawsze. Czasem wciąż mnie hamuje, ale teraz zdecydowanie częściej zabieram głos na różnego typu zgromadzeniach. Nie boję się głośno wymawiać swojego zdania. Jestem pewniejsza siebie, bo wiem że potrafię poradzić sobie w najtrudniejszych warunkach. Wciąż nad sobą pracuję i widzę już pierwsze tego efekty. 

Wam moi drodzy życzę tego samego. Przeanalizujcie swoje życie i zdecydujcie się na odważny krok dla was samych. Dla waszej satysfakcji, dla polubienia samego siebie. Odważcie się, a zostaniecie wynagrodzeni. 

Ja wciąż nie mogę powiedzieć, że kocham samą siebie, ale już się nie nienawidzę. Wiem, że stać mnie na więcej. Dążę teraz do polubienia swojej nieśmiałości. Może właśnie w tym tkwi klucz do sukcesu. Nie pozbywajmy się jej, tylko ją polubmy. Wtedy przestanie być już taka upierdliwa i nieco ucichnie, pozwalając nam żyć pełnią życia.

Jakie macie sposoby na walkę z nieśmiałością? Pracujecie nad sobą? Czy też czuliście się kiedykolwiek stłamszeni do tego stopnia, że się nienawidziliście?

sobota, 9 maja 2015

Piątkowy miszmasz na sobotni wieczór #4

Kiedy wpisałam tytuł dzisiejszego posta zrozumiałam jak szybko upływa czas. Minął już cały miesiąc odkąd odnalazłam swoje własne miejsce w sieci. Pierwszy miesiąc za mną, a czuję się jakby nie minął nawet tydzień. Straszny ze mnie amator, jeśli chodzi o sztukę blogowania. Oczywiście nie jest to moje pierwsze podejście do tych spraw, ale niezmiernie odnoszę wrażenie, że kiedyś było łatwiej.

W swej karierze mam kilka blogów, z których pierwszy dotyczył anime - Shaman King (wówczas było ono hitem sezonu) - i został założony przez moją siostrę. Szybko jednak znudziło jej się pisanie opowiadania i ja przejęłam pałeczkę. Dzięki niemu szlifowałam swój kunszt pisarski, w końcu decydując się rozpocząć swoją własną historię. Historię, która miała być tylko i wyłącznie moja. Mój świat, moi bohaterowie i wreszcie moja intryga. Chciałam bawić się w pisarza i nie chwaląc się, całkiem nieźle mi szło. Jeszcze całkiem niedawno ta historia wisiała zapomniana przez wszystkich, włącznie ze mną, na portalu onet. Nie pamiętałam hasła ani maila, na którym miałam u nich swoje miejsce. Historii tej nigdy nie skończyłam i to właśnie do niej ostatnio wracam coraz częściej. Liczę na to, że niedługo uda mi się powrócić do swoich starych 'przyjaciół'. W między czasie prowadziłam również stronę z własnymi przemyśleniami. Krótkimi opowiastkami dotyczącymi tego co mnie otaczało. Czyli coś podobnego do dzisiejszej strony. Pojawiał się w tym wszystkim tylko jeden problem. 

Od początku mej kariery wszyscy moi czytelnicy, jak jeden mąż, stwierdzili że jestem chłopakiem. Bowiem posłowie autora pisałam bezosobowo. Nie wyprowadzałam ich z błędu, wstydząc się swojego prawdziwego 'JA'. Łatwiej było mi udawać kogoś innego, wypowiadać swoje własne zdanie lecz jakby ustami kogoś zupełnie ode mnie odrębnego. To była perfekcyjnie nałożona maska, która pozwalała mi rozróżniać dwa światy - ten realny, w którym byłam nikim. Zwykłą, szarą dziewczyną, która nie potrafiła o siebie zawalczyć. No i ten drugi - blogosferę, online, w którym nie dość że potrafiłam się wypowiadać swobodnie, to jeszcze byłam całkiem poważanym bloggerem. Ludzie często zwracali się do mnie ze swoimi problemami, a ja próbowałam im pomóc. Z różnym skutkiem, najczęściej jednak zmierzając w dobrym kierunku. Byłam chłopakiem. Kimś, kto mógł zrobić wszystko.

Nie do pomyślenia dla mnie było pokazać swoją twarz, powiedzieć jak naprawdę mam na imię i odsłonić siebie. Dlaczego? Bo uważałam, że prawdziwa 'JA' jest nijaka. Nie warto się z nią zadawać. To zwykły kujon, któremu na dodatek nie zawsze dobrze idzie. Grubaska, ciemna masa bez przyszłości. Zazdrościłam wszystkim swoim koleżankom tego, że potrafiły być sobą. Umiały wypowiadać własne zdanie i nie bały się tego. Walczyły o swoje, kiedy ja chowałam się po kątach i posłusznie wypełniałam wszystkie swoje obowiązki. Do głowy nie przyszła mi myśl, żeby się zbuntować.

Właśnie ta dziewczynka dostała od życia porządnego kopa w dupę i powoli uczyła się dbać o swoje własne dobro. Ta nieśmiała istota (wciąż walczy z tą swoją cechą) z czasem złapała swoje życie obiema dłońmi i zaczęła z niego czerpać garściami. No i wreszcie to ta istota, miesiąc temu, zdecydowała się na powrót do blogosfery. Tym razem nikogo nie udając. Postanowiła dać z siebie wszystko łącząc to co kocha w jedną całość.

Teraz już potrafię grać w otwarte karty i mimo tego, że sfera blogowa zmieniła się drastycznie na przestrzeni tych kilku lat, powoli odnajduję tu siebie samą. Dziękuję przede wszystkim Wam za ogromnie, serdeczne przyjęcie w swoje szeregi.

Jestem jednak bardzo ciekawa tego jak wyglądała wasza podróż z blogowaniem? Była równie burzliwa jak moja? 
~.~
Słowo wstępu zrobiło się nieco dłuższe niż przypuszczałam, ale tak to już chyba jest, kiedy człowiek zaczyna się uzewnętrzniać. Żeby miszmasz pozostał miszmaszem lecimy dalej:
Wczoraj miałam okazję uczestniczyć w już ostatnim szkoleniu lektorów u mnie w pracy. Piątym i ostatnim. Mówiąc szczerze to nie do końca wiem do czego one są nam potrzebne. Nie wynosimy z nich znowu tak dużo. Może jedynie kilka pomysłów na dodatkowe ćwiczenia dla naszych słuchaczy. Wczoraj jednak skupiliśmy się głównie na nas samych. Na naszych wadach i zaletach. Na tym co robimy dobrze, a czego unikamy. Na naszej autonomii. Dowiedziałam się również od swoich znajomych z pracy paru ciekawych rzeczy o samej sobie. Między innymi, uważają oni mnie za odważną dziewczynę. Zaskoczyło mnie to niezmiernie, bo sama siebie w życiu bym taką nie nazwała. Może jest to spowodowane moją niską samooceną, a może po prostu nie leży mi w to naturze... Miło jednak wiedzieć, że komuś mogę wydawać się odważna.
 ~.~
Dzisiaj skorzystałam z przepięknej pogody. Wraz z moją siostrą wskoczyłyśmy na rower i przejechałyśmy całe 9,40 km z przystankiem na małe co nieco. Zajechałyśmy do galerii Plaza, gdzie miałam przyjemność posmakować tego cuda, co to na zdjęciu się pięknie prezentuje. Nie jest to znowu zbyt trudne do zrobienia. Ot schłodzony jogurt naturalny z dodatkiem ekstraktu z cytryny oraz garść różnorodnych owoców. Niby nic trudnego, a jakie pyszne... nie pogardzę powrotem do tego miejsca. 

Na tym zakończę dzisiaj swoje dygresje, bo zaczynam zauważać, że zbyt mocno skupiam się w nich na sobie. Odrobina egoizmu i samolubności nikomu jeszcze nie zaszkodziła i tego będę się trzymać!

Mieliście ostatnio okazję próbować czegoś nowego? Odkryliście coś czego o sobie nie wiedzieliście? Jak spędzacie ten jeszcze słoneczny weekend?

czwartek, 7 maja 2015

Podsumowanie Kwietnia - moje sukcesy i porażki

Pierwszy tydzień maja dobiega końca, a ja wciąż zwlekam z podsumowaniem kwietnia. Głównie dlatego, że zwyczajnie nie mam się czym chwalić. Moje wyzwania niestety wykonuję z różnym skutkiem. Niektóre są lepiej wykonane, inne gorzej. Z niektórymi mam małe problemy, inne bez problemu wprowadzam w życie. Walczę ze sobą niemal każdego dnia z mizernym skutkiem, ale zacznijmy od początku:
  1. Zrzucić do 15kg:
    • Cel na kwiecień - do 5 kg! - Dzięki temu, że w kwietniu były święta Wielkanocne, a później zdarzyło się kilka imprez to najgorzej wykonany przeze mnie cel. W tej chwili waga mimo wszystko pokazuje minus 1,5 kg. Nie jestem szczególnie zadowolona, ale też cieszę się, że spadła choć odrobinę!
    • Cel na maj - do 5 kg!
    • Cel na czerwiec - do 5 kg!
    • Brzuszki - 3 razy w tygodniu! - Udało się i nie było tak strasznie. Brzuszki robiłam w kwietniu sukcesywnie, trzy do czterech razy w tygodniu. Nie poświęcałam na nie zbyt dużo czasu, od piętnaście do dwudziestu minut ćwiczeń. Efekty jeszcze nie są zbyt duże, ale powoli zaczynają się kształtować.
    • Biegi - 2 razy w tygodniu! - Kolejne wyzwanie, które spisuję kompletnie na straty. Nie udało się. Pewien czas w kwietniu chorowałam, innym razem znowu nadeszły kobiece sprawy i nie byłam w stanie się ruszyć. Powiem szczerze, że gdyby zebrać wszystkie biegające razy ze mną w roli głównej to wyszłoby ich może ze 4. Porażka na całej linii. W maju obiecuję poprawę.
    • Zrezygnować całkowicie z sera i białego pieczywa! - Udało się. Zwłaszcza jeśli chodzi o ser. Białe pieczywo zjadłam z 6 razy w przeciągu miesiąca, więc uznaję to za swój osobisty sukces. Myślałam, że będzie gorzej... wciąż jednak szukam pomysłów na pyszne śniadanka bez pieczywa w roli głównej.
  2. Uczyć się japońskiego co najmniej godzinę, dwa razy w tygodniu. - Tutaj muszę zrezygnować z wyznaczonych dni nauki. Uczę się japońskiego dwa razy w tygodniu, zazwyczaj siedzę nad nim dłużej niż godzinę. Nie potrafię jednak zrobić tego w wyznaczone sobie wcześniej dni, bo czasami zwyczajnie wypada mi coś innego. Brak systematyczności? Być może... odbija się tutaj raczej brak silnej woli, jeśli chodzi o konkretne dni na japoński.
  3. Praca Magisterska - zdecydować się na jej kształt, konspekt. - Wyzwanie zaliczone! Sukces osiągnięty! Konspekt napisany i kształt pracy w głowie jakoś się utorował!
  4. Do pracy jeździć rowerem! - To jest najłatwiejsze wyzwanie tego miesiąca. Uwielbiam jeździć rowerem, a dojeżdżanie do pracy było tylko dodatkowym bodźcem do zwiększenia aktywności fizycznej.
  5. Wieczór z przyjaciółmi umilić grami planszowymi! - Tu można poczytać o naszym wieczorze. Powiem więcej. Na pewno będzie on powtarzany częściej. 
  6. Wydłużyć spacery z psem - Tomo - co najmniej 30 minut (popołudniowy i wieczorny)! - Mój piesio był niezwykle rad, że to wyzwanie się tu znalazło. Spokojnie udaje się je zrealizować. Czasem wychodzimy nawet na dłuższe spacery niż 30 minut. Zwłaszcza przy tak cudownej pogodzie, żal tego nie robić.
  7. Raz w tygodniu wychodzić na godzinny spacer z psiakiem. - Zaliczone i to z powodzeniem. Zdarza się nawet, że jednego tygodnia będzie więcej takich spacerków. Tomo jest niezwykle z tego rad, a i ja się cieszę, że ruszam swoje cztery litery z domku.
  8. Wybrać się na dłuższą wyprawę rowerową (całodniową)!
  9. Przeczytać 5 nowych książek! - Do tej pory udało mi się przeczytać 3 książki. Jestem w trakcie czytania czwartej. Jestem przekonana, że w podsumowaniu maja ten punkt zniknie na zawsze. Na nowo odkrywam jak wspaniale jest czytać książki. Zanurzać się w świat swojej wyobraźni i coraz częściej otwieram plik ze swoją nieskończoną opowieścią. Zaczyna mnie nęcić ukończenie książki. 
  10. Zrezygnować z kupna słodyczy! - No i tutaj mamy połowiczny sukces. Słodyczy sobie nie kupuję, ale podczas spotkań z przyjaciółmi lub wypadów na mieście nie omieszkam czegoś tam sobie skubnąć. Dlatego teraz będę się nieco bardziej pilnować. Postaram się to wyeliminować.
  11. Omijać fast food szerokim łukiem! - To wyzwanie pokonało mnie jedynie 3 razy w tym miesiącu. To o mniej niż podczas marca czy lutego. Jestem zadowolona z wyniku, ale maj będzie pod tym względem lepiej.
  12. Odkładać 2zł - codziennie! - Ogromny sukces. Zaczęłam odkładać 6 kwietnia i na koniec miesiąca miałam 50 zł w skarbonce. Jestem zadowolona i odkładam dalej. Teraz jednak dołożę odłożenie karty płatniczej, bo z nią w portfelu, pieniądze wręcz uciekają mi z konta.
  13. Nagrać film na youtube!
  14. Pracować z książką "Pewność siebie w ćwiczeniach" - Nie jest łatwo pracować z pewnością siebie, ale staram się pracować z książką regularnie. Czasami jest mi niezwykle trudno robić zadania zamieszczone w tej książce. Co najmniej raz w tygodniu biorę ją w obroty, jednak efektów póki co brak... lub są na tyle niewielkie, że wręcz niezauważalne przeze mnie.
  15. Uzupełniać - "To nie książka" - raz w tygodniu! - Udaje się! Daję radę i planuję umieścić efekty uzupełniania ów pozycji w jednej z najbliższych notek.
  16. Wypróbować nowy przepis i zamienić domowników na szczury laboratoryjne! 
  17. Jeść 5 - 6 razy dziennie - 3 posiłki to owoce! - Kompletna porażka. Nie potrafię się zastosować do tego 'reżimu'. Jem często mniej razy, ale za to zbyt duże porcje. Nad tym więc będę pracowała bardziej w maju.
  18. Poświęć 15 - 20 minut codziennie na rozciąganie się - bez śród! - Kompletna porażka numer dwa. Postanowiłam z tego wyzwania zrezygnować. Nie jestem w stanie rozciągać się codziennie. Nie potrafię się nawet do tego zmusić. Rezygnuję więc z punktu osiemnastego.
  19. Zmniejszyć liczbę przekleństw do bezwzględnego minimum! - Nad tym punktem pracuję prężnie. Zauważyłam, że ostatnio przeklinam nieco mniej, z czego jestem zadowolona. Niestety czasami wciąż mam ten niezdrowy odruch.
  20. Spróbować swoich sił na ściance wspinaczkowej! - To postanowienie wymieniłam na wspinaczkę w parku linowym. O efekcie tego wyzwania możecie przeczytać tutaj
  21. Ułożyć puzzle! - Jestem w trakcie układania puzzli o 2000 elementach. W tej chwili mam ułożoną 1/3 całego obrazka. Mam nadzieję, że do końca maja uda mi się je skończyć. Skrycie na to liczę.
  22. Nocna Dycha Kopernikańska! - 13 czerwiec 
Poza wyzwaniami, które postawiłam sobie na początku kwietnia dołączyłam do kilku nowych, które znalazłam na waszych blogach. Zainspirowały mnie one do podjęcia wyzwania i zrobiłam to nie myśląc zbyt wiele o konsekwencjach. 

Pierwszym z nich jest znalezione u Dzosefinn, które szalenie mi się spodobało. Zmusi mnie ono do przeczytania wielu cudownych pozycji, więc jeśli macie jakieś swoje ulubione pozycje to z przyjemnością o nich przeczytam. Może niektóre z nich trafią wprost w mój gust? Mam na to cichą nadzieję, bo "Przeczytam tyle ile mam wzrostu" to dość trudne do osiągnięcia w przeciągu pół roku. Po 2 kwietnia mam na liczniku 7,6 cm z głowy (a ileż to jest 7,6 cm, kiedy mój wzrost to 169 cm). 

Kolejnym jest 30-dniowe wyzwanie z przysiadami, znalezione na blogu Be Fit and Feel Amazing, który prowadzi niesamowita Katrina. Postanowiłam spróbować swych sił i w tej chwili jestem gdzieś w połowie wyzwania. Dzisiaj zrobiłam już 115 przysiadów. Jestem gdzieś w połowie i szczerze mówiąc nie wiedziałam, że to będzie takie łatwe. Myślałam, że robienie przysiadów jest znacznie trudniejsze, a tu taka niespodzianka. Na pewno postaram się dotrwać do jego końca. Już tak niewiele zostało.

Najnowszym wyzwaniem, jakie podjęłam jest - Rowerem wokół Danii - które to zorganizowała Pat z bloga Fra Kopenhavn with love. Dlaczego się skusiłam? Ponieważ jak już wcześniej wspominałam, uwielbiam rower! Postanowiłam, że jeszcze bardziej zwiększę swoją aktywność fizyczność dzięki temu wyzwaniu. Co prawda, w tym tygodniu coś kiepsko z tym rowerem - tylko 8 km przejechane - ale tydzień jeszcze się nie skończył. 

Uczestniczyłam również w wyzwaniu - Kwiecień w słowach - organizowanym przez Różową Klarę. Pomysł przedni, zmuszający do nieco innego spojrzenia na świat oraz (nie ukrywając) wyręczając nieco jeśli chodzi o pomysł na kolejny temat postu. Chętnie powtórzę to wyzwanie jeśli jeszcze powróci. Jego efekty możecie przeczytać:
To by było na tyle kochani. Kwiecień uważam za miesiąc satysfakcjonujący, acz nie do końca. Stać mnie na więcej i doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Nie jest też znowu tak do końca fatalnie toteż nie spisuję go całkowicie na straty. Maj będzie znacznie lepszy! 

Jaki był wasz kwiecień? Spisaliście go na straty, czy może wręcz przeciwnie? 

wtorek, 7 kwietnia 2015

Projekt #1: Nowa 'ja' - wyzwania!

Już dzisiaj zaczynam zmieniać siebie! Pragnę nabrać pewności siebie, nauczyć się systematyczności oraz wytrwałości. Zauważyłam bowiem ich braki u siebie. Wiem też, że nie będzie to proces łatwy ani krótki. Może trwać nawet dłużej niż sama przypuszczam, ale wierzę, że mi się uda!
Żeby sobie trochę w tym pomóc postanowiłam rozpocząć od planowania wyzwań na pierwsze trzy miesiące mojego nowego 'JA' - od kwietnia do czerwca - będę starała się je wszystkie zrealizować, jak i również udokumentuję je tutaj w miarę możliwości. Tak więc zaczynamy!

Wyzwania:

  1.  Zrzucić do 15kg:
    • Cel na kwiecień - do 5 kg!
    • Cel na maj - do 5 kg!
    • Cel na czerwiec - do 5 kg!
    • Brzuszki - 3 razy w tygodniu!
    • Biegi - 2 razy w tygodniu!
    • Zrezygnować całkowicie z sera i białego pieczywa!
  2. Uczyć się japońskiego co najmniej godzinę - czwartki i soboty!
  3. Praca Magisterska - zdecydować się na jej kształt, konspekt plus bibliografia!
  4. Do pracy jeździć rowerem!
  5. Wieczór z przyjaciółmi umilić grami planszowymi!
  6. Wydłużyć spacery z psem - Tomo - co najmniej 30 minut (popołudniowy i wieczorny)!
  7. Raz w tygodniu wychodzić na godzinny spacer z psiakiem - piątek!
  8. Wybrać się na dłuższą wyprawę rowerową (całodniową)!
  9. Przeczytać 5 nowych książek!
  10. Zrezygnować z kupna słodyczy!
  11. Omijać fast food szerokim łukiem!
  12. Odkładać 2zł - codziennie!
  13. Nagrać film na youtube!
  14. Pracować z książką "Pewność siebie w ćwiczeniach" - 3 razy w tygodniu - wtorek, piątek i niedziela!
  15. Uzupełniać - "To nie książka" - raz w tygodniu! 
  16. Wypróbować nowy przepis i zamienić domowników na szczury laboratoryjne! 
  17. Jeść 5 - 6 razy dziennie - 3 posiłki to owoce! 
  18. Poświęć 15 - 20 minut codziennie na rozciąganie się - bez śród!
  19. Zmniejszyć liczbę przekleństw do bezwzględnego minimum!
  20. Spróbować swoich sił na ściance wspinaczkowej!
  21. Ułożyć puzzle! 
  22. Nocna Dycha Kopernikańska! - 13 czerwiec 
Myślę, że dwadzieścia trzy wyzwania w zupełności wystarczą na te trzy miesiące, zwłaszcza że większość z nich wymaga ode mnie systematyczności i niezwykłej, wręcz żelaznej woli by je doprowadzić do końca. Ostatnie wyzwanie pojawiło się nagle i wciąż stoi pod znakiem zapytania. Zobaczymy czy do tej pory będę się czuła na siłach, by przebiec 10 km w niecałe dwie godziny. Może być trudno.
Te wyzwania mogą wydać się Wam niezbyt wymagając, bądź też dziecinnie śmieszne, ale ja... cóż... Mam nadzieję, że z czasem będzie mi łatwiej, bo na dzień dzisiejszy jestem przerażona swoją śmiałością. Trzeba zakasać rękawy i brać się do roboty! Zaczynam wyzwania już dzisiaj! Trzymajcie kciuki!
Może spróbujesz się przyłączyć? Być może warto? Zastanów się co chcesz zmienić w swoim życiu, albo też czego nowego chciałbyś spróbować i zrób sobie listę. Dołącz się do mnie i podziel się swoimi własnymi wyzwaniami.