Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

czwartek, 30 kwietnia 2015

Ciuchy oraz selfie - kapryśna moda!

Półki sklepowe uginają się pod ciężarem kolorowych t-shirtów, pstrokatych spódnic oraz dziurawych spodni. Rozmiarówka prosi o pomstę do nieba. Niewiele z nas  jest w stanie wybrać coś dla siebie. Coś co by na tobie ładnie leżało i pasowało twojemu gustowi. Zadanie trudne, a niekiedy wręcz niewykonalne. Co wówczas robisz? Kupujesz szmatkę, która jest najbliżej zbliżona twojemu wyobrażeniu o sobie samym. Starasz się w nią wbić i jeszcze spojrzeć na siebie krytycznym wzrokiem. Jest! Udało się! Wreszcie masz coś, w czym wyglądasz jak człowiek... i wtedy opuszczasz przymierzalnię, a zadowolony uśmiech blednie na twej twarzy pod wpływem tego co widzisz. Przed tobą stoi kobietka, może dwa rozmiary większa od ciebie w tej samej bluzce. Kupiła ją, mimo że nie wygląda w niej zbyt korzystnie. Trybiki w twej głowie zaczynają zastanawiać się o co w tym wszystkim chodzi. Jedna, dwie... trzy... może nawet i dziesięć sekund musi minąć zanim pstrykniesz palcami. 
No tak! 
Moda!

Na początku był aparat. Robiono nim tylko kilkadziesiąt zdjęć i uważano, by każde ujęcie wyszło znakomicie. Nie chciano bowiem zmarnować filmu w aparacie. Potem wymyślono cyfrówkę, która to pozwoliła nam na bujną fantazję. Nie trzeba już martwić się, że zdjęcie nie wyjdzie. Potem przecież można je skasować. Jedynie zmartwienie dzisiaj to czy bateria wystarczy oraz czy mamy odpowiednio dużo miejsca w pamięci naszego sprzętu.

Mimo to od samego początku ludzie robili sobie 'selfie'. Nie jest to bynajmniej niczym dziwnym. Przecież każdy samotny podróżnik, chciał czasami mieć swoje zdjęcie jak i zdjęcie z ukochanym. Nigdy jednak 'selfie' nie było tak popularne jak stało się teraz. Każdy strzela sobie 'selfie'. Z dziubkiem, wydętymi policzkami, czy uśmiechem. Świat oszalał na tym punkcie. Nie robisz sobie takich zdjęć? Nie istniejesz na tej planecie. Jesteś raczej kimś, kim nie warto sobie zawracać głowy. Brak 'selfie' może stać się dużym problemem, bo przecież teraz to nic takiego. Należy robić sobie takie fotki, bo taka jest teraz

MODA!
To wszystko wcale by mnie nie zdziwiło, gdybym nie znalazła poradników na temat jak najlepiej zrobić sobie 'selfie'. Co zrobić by wypaść na nim lepiej niż zwykle, jaką techniką zrobić takie zdjęcie...ta moda zaczyna mnie powoli przerastać.

Moda to pojęcie, które ludzie nadużywają dla swoich własnych korzyści. Starają się jak najlepiej dopasować do panujących na świecie kanonów, jednocześnie bardzo często zatracając poczucie własnego stylu w myśl przysłowia 'jeśli wpadniesz między wrony, musisz krakać tak jak one'.

Świat został również podzielony na trzy wyróżniające się grupy ludzi:
  • ludzie ślepo podążający za modą - to osobniki, które nie zwracają już uwagi na swój własny wygląd. Potrafią założyć na siebie bluzkę w rozmiarze mniejszym, w której to wszystkie niedoskonałości będą widoczne, byle tylko być 'modnym'. Robią tysiące 'selfie' niezależnie od tego czy sytuacja tego wymaga, czy też nie. To tak zwane zwierzęta, które w swym szaleńczym pędzie nie zwracają już uwagi na siebie samego i swoje potrzeby. Moda jest dla nich sensem życia. 
  • ekstremalni przeciwnicy mody - tutaj będziemy mieć zupełnie odwrotną sytuację. Osoby takie przestaną robić 'selfie' mimo, że wcześniej nie widziały w tym niczego złego. Nie kupią bluzki, w której wyglądaliby nawet całkiem nieźle, bo każdy taką noszą. To osobniki pragnące indywidualności. Chcą ją zdobyć za wszelką cenę.
  • posiadacze własnego stylu - to grupa ludzi, która nie zwraca uwagę na modę. Jeśli jest coś co podoba się takim osobom to niezależnie od tego czy jest to akurat w modzie, czy nie, kupią ją. Dla nich najważniejszą rzeczą jest zabawa ubraniami, zabawa modą. Pragną sprawić, by to właśnie ich zauważono. Po cichu pragną zostać osobami, które kreują własną modę. Chcą nią zarazić innych.
  • owieczki bez wyjścia - czwartą grupą, chyba największą są osobniki, które potrafią się dobrze ubrać. Nie zwracają uwagi na modę, ale mimo wszystko za nią podążają. Wszystko przez to, że nie mają wyjścia. Ubrania, które kupią w sklepie są przecież akurat w tym sezonie modne. Te osobniki nie potrzebują mody do szczęścia. Oni tylko pragną dobrze wyglądać i najlepiej osiągnąć to najtańszym kosztem. Już nie wspominam tu już o przepłacaniu za markę... bo dla tych ludzi marka nie liczy się tak bardzo.
W której grupie się odnaleźliście? Podążacie za modą, a może uważacie, że moda nie istnieje?

Nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy ślepo podążają za tym co modne. Nigdy nie potrafiłam i chyba nigdy tego nie zrobię. Dla mnie moda mogłaby nie istnieć, aczkolwiek łapię się czasem na tym, że chciałabym mieć coś ładnego, dobrej jakości i marki. Takim przykładem jest marka Apple. Może nie powinnam jako kobieta, ale w tym wypadku łączę się całym sercem z panami i kiedyś osiągnę swój cel. Zakupię produkt Apple'a.

Siebie samą zakwalifikowałam do czwartej kategorii. Jestem trochę taką owieczką. Specjalnie nie lansuję własnego stylu, ale staram się dobierać ubrania tak, by do mnie pasowały. A jeśli chodzi o 'selfie' to nie mam nic przeciwko. Czasem nawet i ja padam ofiarą tej mody, choć staram się tego nie nadużywać.

wtorek, 28 kwietnia 2015

Figlarna pamięć - jak sobie z nią poradzić?

Co jadłeś w sobotę na śniadanie? W co byłeś ubrany dwa tygodnie temu? Co robiłeś 20 kwietnia? Kto był ostatnią osobą, z którą rozmawiałeś przedwczoraj wieczorem? W jakim sklepie robiłeś zakupy 12 kwietnia? Co zjadłeś w Wielkanoc? 
Jestem przekonana, że na te jak i na wiele innych pytań nie będziecie w stanie odpowiedzieć. Nasza pamięć jest niestety wybiórcza. Nie przywiązuje uwagi do wielu niepotrzebnych szczegółów. Mało tego, pamięć kobiet różni się od pamięci mężczyzn (choć czasem posiadam wrażenie, że w tym wypadku jestem mężczyzną). Przygotowują lekcję o pamięci natknęłam się na dziesięć interesujących faktów z nią związanych, którymi chcę się z wami podzielić.
LEWORĘCZNI POSIADAJĄ LEPSZĄ PAMIĘĆ. 
Zaskoczeni? Bo ja bardzo. W 2001 roku zostało przeprowadzone badanie na grupie ludzi, w którym to stwierdzono, że ciało modzelowate w mózgu (które to odpowiada za naszą pamięć) jest znacznie większe u osób leworęcznych. Jak to się przekłada na rzeczywistość? Nie mam pojęcia moi drodzy. Jako osoba leworęczna nie stwierdziłam żadnej korzyści z tego powodu. Ba, nawet do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, że powinnam posiadać lepszą pamięć. Cóż może jestem tylko wyjątkiem, który potwierdza regułę?

CZAS SKUPIENIA DOROSŁEJ OSOBY, ZNUDZONEJ TEMATEM, WYNOSI MAKSYMALNIE 20 MINUT.
Tym razem jestem skłonna przychylić się do tej wiadomości. Na podstawie własnej obserwacji, wiem że gdy coś mnie nie interesuje, to nagle wszystko jest lepsze niż to. Nawet monotonnie zmieniające się krajobrazy za oknem, podczas podróży pociągiem, stają się nagle bardziej interesujące niż mój rozmówca. Może to niegrzeczne, ale wówczas wyłączam się myśląc o czymś przyjemniejszym (planując obiad, bądź obmyślając kolejny zwrot akcji w mojej, odłożonej na razie na półkę wiecznego zapomnienia, wciąż piszącej się książce).
WSPOMNIENIA WIĘKSZOŚCI DOROSŁYCH LUDZI POCHODZĄ NAJCZĘŚCIEJ Z OKRESU, KIEDY MIELI 15 - 25 LAT. 
Podobno ten efekt może stanowić koło 60% wszystkich wspomnień człowieka. Przyznam szczerze, że ta informacja jest dość szokująca. Nie mogę tutaj podać przykładu na podstawie własnej osoby, bo w tej chwili wciąż jestem szczęśliwą 25-latką, ale być może złapię się na tym za parę lat. Mam cichą nadzieję, że tak nie będzie i znów będę mogła być wyjątkiem potwierdzającym regułę.
WYMAZANIE Z PAMIĘCI ZŁYCH WSPOMNIEŃ JEST MOŻLIWE.
Tutaj znowu będziemy powoływać się na badania. Podobno leki posiadające receptory beta mogą zakłócić wywołanie niektórych wspomnień. Interesujące. Może nie jestem osobą, która dałaby sobie usunąć jakieś złe wspomnienia, ale to może przydać się komuś kto przeżył traumę. Być może lepiej byłoby się pozbyć takiego wspomnienia i wówczas w spokoju i na nowo układać sobie życie? Nie wiem co zrobiłabym w takim wypadku. Pewnie rozważyłabym tę opcję.
PAMIĘĆ KRÓTKOTRWAŁA MOŻE W JEDNEJ CHWILI POMIEŚCIĆ AŻ 7 INFORMACJI...
... ale jest pewien mały haczyk. Te wiadomości będziemy pamiętać jedynie 20 sekund, a potem wszystko się zatrze. Będziemy mieli szczęście, jeśli zapamiętamy z nich więcej niż pięć. W takiż oto sposób zagadka zapominalstwa naszego podczas robienia zakupów została wyjaśniona. Ileż to razy łapałam się na tym, że pamiętałam iż miałam kupić 7 czy 8 rzeczy, ale co to miało być? Wracałam do domu bez pieprzu czy innego mniej lub bardziej istotnego produktu. Jednak listy zakupów są niezawodnym sposobem na to, by wszystko zapamiętać. Zostaję przy nich, by mieć pewność że na pewno wszystko do domu przyniosę.

HIPOKAMP, KTÓRY ZNAJDUJE SIĘ W NASZYM MÓZGU, ODGRYWA KLUCZOWĄ ROLĘ JEŚLI MÓWIMY TU O NASZEJ PAMIĘCI.
U osoby 80-letniej ów hipokamp będzie znacznie słabszy. Ma on bowiem o 20% mniej sprawnych komórek niż u osoby młodszej. Dlatego też obserwujemy zjawisko pogarszania się naszej pamięci. Nie potrafimy tego zatrzymać choćbyśmy tego naprawdę mocno pragnęli. Szkoda...

ALKOHOL POWODUJE, ŻE MÓZG NIE PRZEKAZUJE INFORMACJI DO PAMIĘCI DŁUGOTRWAŁEJ.
No to teraz przyznawać się po kolei. Ile razy zdarzyło wam się mieć dziurę w pamięci po wypiciu zbyt dużej ilości alkoholu? Czas się przestawić i pić znacznie mniej, inaczej nasza pamięć będzie cierpieć. Jak już wcześniej zostało wspomniane, na krótką metę nie mamy co liczyć. Najważniejsza jest nasza długotrwała pamięć, a tej... czasami własnowolnie utrudniamy pracę.

PAMIĘĆ WZROKOWA NAOCZNYCH ŚWIADKÓW PRZESTĘPSTW JEST NIEZWYKLE ZAWODNA.
A to niespodzianka! Ileż to niesłusznych wyroków wydał już sąd? W USA jest ich ponad 75% z pośród 235 wyroków. Ile ich zostało wydanych tu w Polsce? Wolę tego nie wiedzieć. Obawiam się, że mogło być ich znacznie więcej. 

NIEZDOLNOŚĆ DO ZAPAMIĘTYWANIA TWARZY JEST RZADKIM PRZYPADKIEM AMNEZJI PAMIĘCIOWEJ.
Nigdy jeszcze nie spotkałam człowieka, który nie byłby w stanie zapamiętać twarzy ludzi, z którymi obcował. Jednocześnie muszę przyznać, że sama mam trudności z zapamiętywaniem imion. Twarze pamiętam bardzo dobrze, ale gorzej ze mną jeśli chodzi o przyporządkowanie imienia do danej twarzy. Mam nadzieję, że uda mi się to polepszyć już niedługo!

GDYBY NASZ MÓZG BYŁ TWARDYM DYSKIEM MIAŁBY POJEMNOŚĆ 2,5 MILIONA GIGABAJTÓW.
Sporo? A i owszem całkiem dużo. Ile z tego wszystkiego wykorzystujemy? Obawiam się, że jest tego jedynie niewielki ułamek, gdyż reszta gdzieś nam umyka. Czas najwyższy rozpocząć trenowanie pamięci. Inaczej nic dobrego nam nie wyjdzie!

Jak zatem trenować swoją pamięć? Sposobów jest wiele. Ja tutaj wymienię ich tylko kilka, z nadzieją że niektórzy z was podniosą rękawicę i rozpoczną pracę nad sobą i swoją pamięcią!
  • Nauka języka obcego, rozwiązywanie krzyżówek czy zagadki logiczne i matematyczne to tylko nieliczne sposoby na to by ćwiczyć swoją pamięć. Robienie tych kilku rzeczy, albo nawet wybór jednej z nich sprawia, że cały czas pozwalamy naszemu mózgowi pozostać w odpowiedniej kondycji. On, tak samo jak nasze ciało, potrzebuje gimnastyki!
  • Odpowiednio długi sen oraz dieta poprawią naszą koncentrację i jednocześnie wydłużą czas reakcji, a także pozwolą na zapamiętywanie nieco więcej niż ich brak.
  • Mówi się, że pozytywne myślenie to klucz do sukcesu! Okazuje się, że rzeczywiście tak jest. Pozytywne myślenie sprzyja pracy mózgu. Traktowanie przeszkody jako wyzwania pozwala na zwiększenie motywacji i mobilizację naszej pamięci. 
W tych naszych małych, zabieganych światkach nie zapominajmy o naszym mózgu. On również potrzebuje trochę aktywności fizycznej, dotlenienia oraz odpowiednich ćwiczeń. Pozwólmy mu cieszyć się świetną żywotnością nieco dłużej. Dajmy mu rozkwitnąć!

niedziela, 26 kwietnia 2015

O codzienności nieco inaczej - Kwiecień w słowach

Codzienność to pojęcie skrywające w sobie wszystkie kolory tęczy, a nawet ich pochodne. Nie da się go opisać w dwóch zdaniach, ba żadne słowa nie oddadzą jej głębi. Codzienność to nieco stłamszone pojęcie kojarzące się z rutyną oraz nudnymi dniami spędzonymi na kanapie przed telewizorem. Zamknięta w tych ramach cierpi i nie potrafi odkryć przed nami swej prawdziwej tożsamości. Codzienność to smutna bohaterka, którą każdego dnia odkrywamy na nowo, bo to właśnie ona powinna kojarzyć się z naszym życiem!
Kiedy słyszysz słowo 'życie', co pojawia ci się przed oczami? Człowiek codziennie idący do rano do pracy i wracający z niej późnym wieczorem? Deszczowe dni, które spędzasz w domu patrząc tępo w komputer? A może swoich bliskich leżących na kanapie i wpatrujących się w ekran telewizora, jakby w oczekiwaniu na grom z jasnego nieba, który coś ruszy w ich życiu?

Nie? Nie takie obrazki stając ci przed oczyma? Nie okłamujesz się przypadkiem?

Nasze życie to nasza codzienność. To my zapisujemy powoli każdą jego kartkę, sprawiając że jest bardziej lub nieco mniej ekscytujące. To my szukamy sobie nowych wyzwań i podejmujemy je we własnym zakresie. I to właśnie my czasami musimy uklęknąć, zatrzymać się i przyznać się do własnej słabości, porażki. To właśnie my jesteśmy bohaterami naszej codzienności. Nikt inny, tylko my możemy zmienić bieg wydarzeń i sprawić, by nasza codzienność nabrała barw.

Dlaczego więc najczęściej tego nie robimy?

Bo tak nam wygodniej. Tak lepiej. Przecież tę codzienność już znamy i wiemy doskonale, że jest dobra. Po co więc zmieniać coś dobrego? Lepiej zostać w kącie i do końca swych dni cieszyć się tym co mamy, nawet jeśli oznaczałoby to że musielibyśmy zrezygnować z własnych marzeń. Przecież jest nam dobrze, może nawet zdarza nam się czuć nikłe szczęście. Po co więc to porzucać? Zamieniać na coś niepewnego, skoro nie mamy pewności, że kiedykolwiek uda nam się zdobyć szczyt?

Nasze własne lenistwo tłamsi codzienność. Odbiera jej kolory, zmusza do pozostawania w kącie i cichutkiego łkania. Ona pragnie sprawić, by nasze życie było lepsze. Ona chce rozwinąć skrzydła, a my ją tak każemy. Całkowicie bez powodu. Nie zrobiła przecież nic złego, a jakże często można usłyszeć z naszych ust, że życie jest nudne. Nic się w nim nie dzieje. Ciągle ta sama rutyna. Tak, gadać zdecydowanie potrafimy... szkoda tylko że brakuje nam odwagi by podjąć działania...

Zmiana codzienności jest banalnie łatwa. Wystarczy po prostu chcieć. Wystarczy zrobić ten pierwszy krok, a rezultaty same się pojawią prędzej czy później. Oczywiście, jeśli oczekujemy kokosów od samego początku, to szybko się zniechęcimy. Jednakże już pierwszy krok pozwoli nam na zaobserwowanie nowego koloru w naszym życiu. Strzępku uśmiechu naszej codzienności. Wywabi ją z kąta i ona już się postara, byśmy nie musieli żałować swojego wyboru.

Pozwólmy naszej codzienności działać. Dajmy jej szansę na odzyskanie uśmiechu oraz rozwinięcie skrzydeł. I wreszcie dajmy szansę nam samym na odzyskanie własnego życia. Na wprowadzenie do niego drobnych zmian. Zerwijmy z rutyną, zostawmy bezpieczny światek za sobą. Dajmy sobie szansę na spełnienie naszych marzeń.

Codzienność nie jest naszym wrogiem, a przyjacielem. Przyjacielem, o którym zdajemy się zapominać. Ona wyciąga do nas rękę, więc złapmy ją. Złapmy i pozwólmy się poprowadzić. Odkryjmy jej różne barwy na nowo.

piątek, 24 kwietnia 2015

Piątkowy miszmasz #2

Ten tydzień należał do tych spokojnych. Przeszłam przez niego z podniesioną głową, ani na moment nie zatrzymując się by spojrzeć za siebie. Nie było potrzeby. Poza przykrym incydentem kradzieży pompki do roweru (na moich oczach, kiedy stałam tuż przy rowerku), więcej smutku nie zaznałam. 
Zaczynam też wierzyć we własne umiejętności jeśli chodzi o nauczanie angielskiego. Jestem pewniejsza, kiedy stoję przed grupą i mam wykładać im ten język. Dotarcie do tych wniosków zajęło mi dobre 5 miesięcy. Lepiej późno niż wcale, co nie?
 ~.~
 Korzystając z pięknej wtorkowej pogody wybrałyśmy się wraz z siostrą oraz Tomo (naszym psiakiem) na Barbarkę. To miejsce nieopodal Torunia, gdzie można wypocząć na łonie natury choć przez chwilę. Znajduje się tam park linowy, z którego jeszcze nie skorzystałam ale już zaplanowałam z nim swój pierwszy raz - 01.05 - parku linowy witaj! Mam tylko cichą nadzieję, że uda mi się go przejść całego i nie będę w połowie wołała pomocy. Dam z siebie wszystko! 
Można też wypić tu kawę (bo restauracja działa, acz jest dość droga), a dzieciaki mają frajdę na placu zabaw. To znakomite miejsce na odpoczynek oraz spędzenia trochę czasu z rodziną z dala od miejskiego zgiełku.
~.~
Wczoraj miałam też przyjemność zobaczenia najnowszej i zarazem ostatniej już części serii "Szybcy i wściekli". Tym razem była to już jej siódma część. Przyznam szczerze, że nie jestem szczególnym fanem tego typu filmów, ale kiedy przyjaciółka proponuje spotkanie i zależy jej na konkretnym filmie to nie zwykłam odmawiać. 
"Szybcy i wściekli 7" to typowy film akcji z niezłymi autami, które dość szybko nadają się jedynie na złom. Żal ściska, kiedy się na to patrzy... a przed oczami ma się swojego zdezelowanego Matiza, który to dzielnie znosi wszystkie niedogodności i trudy dnia codziennego. Poza samochodami jest też sporo wybuchów i akcji, których normalny człowiek by nie wykonał. Film należy potraktować z niezłym przymrużeniem oka, ale jest całkiem dobrą rozrywką, jeśli nie szukacie czegoś ambitniejszego.
Fani zmarłego w 2013 roku Paula Walkera (wykonawcy jednej z głównych ról) zostaną mile zaskoczeni końcówką filmu. Znajduje się tam miły gest upamiętniający jego osobę.
~.~
Toruń to miasto, które uwielbiam. Mieszkam w nim i nie zamieniłabym go na żadne inne. Uważałam również do niedawna, że moja okolica jest jedną z tych bezpieczniejszych... Potem zaczęłam wychodzić z psiakiem na spacery (mam małego od stycznia) i mój pogląd nieco się zmienił.
Głównym zaskoczeniem są dla mnie spacery koło północy. Wychodzimy na dosłownie 15 minut i udajemy się za szkołę. Tam też czeka na nas niespodzianka. Już kilkanaście metrów przed nią czuć palone zioło, a kiedy wychodzimy na otwartą przestrzeń, wreszcie obrazek staje się kompletny.
Grupa młodych ludzi (około 8 - 10) beztrosko siedzi na terenie szkoły, paląc przy tym maryśkę oraz popijając alkohol. Do tego dochodzą cudowne konwersacje, gdzie co drugim słowem jest 'kurwa' i kąśliwe uwagi w stronę każdego przewijającego się przechodnia (a niewielu ich jest o tej porze). Mnie się jeszcze jakoś udało ujść z życiem i żadna uwaga na mój temat nie poleciała. 
Nie zaskoczyło mnie tutaj to, że młodzi palą trawkę, bo przecież to już wiem od dawna. Rzeczą która mnie zszokowała jest to, że oni robią to tak otwarcie. W ogóle nie przejmując się swym otoczeniem. Wielu z nich z pewnością uczęszcza do szkoły, na której terenie się spotykają po godzinach. Igrają z diabłem i mają wszystko gdzieś.
 Przyznam szczerze, że trochę im tego zazdroszczę. Nie niszczenia sobie zdrowia, ale tej łatwości z jaką potrafią nie przejmować się opinią innych. Sądzę też, że w grupie siła. Inaczej zachowywaliby się jako indywidualne jednostki. Najwyraźniej grupa nie zawsze daje pozytywne rezultaty.
 ~.~
Na tym zakończę dzisiejszy miszmasz. Wyjątkowo wyrobiłam się z nim w piątek!
Jak wam minął ten słoneczny tydzień? Jakieś niespodzianki spotkały was po drodze? Może coś waz zdziwiło?

czwartek, 23 kwietnia 2015

Baba za kierownicą!

Baby za kółkiem są jakieś inne. Z babami na drodze musisz mieć oczy dookoła głowy. Nigdy nie wiesz, kiedy taka zahamuje. Na dodatek włączy prawy kierunkowskaz, chcąc skręcać w lewo. Baby nie nadają się na kierowców. Nie wiem, kto takim rozdaje prawa jazdy.

Słysząc te, jak i wiele innych słów na temat kobiecego stylu jazdy byłam często oburzona. Czułam się w obowiązku by bronić każdą panią, która posiadała prawo jazdy. Sama jestem jego posiadaczką, toteż ów słowa uderzały prosto w moje serducho. Prosto w tę moją kobiecą dumę. Bo jak to tak? Że niby facet lepiej jeździ? Łamanie wszystkich przepisów drogowych nazywacie lepszą jazdą? Bezpieczniejszą? Tak przecież nie powinno być. Poza tym kobiety to nie zawalidrogi! My tez mamy prawo do jazdy samochodem...

Broniłam kobiety niczym lwica. Broniłam... do czasu...

Swoje prawo jazdy zdobyłam tuż przed maturą, czyli dobre osiem lat temu. Od tamtej pory mój styl jazdy zmienił się diametralnie. Nie grzeszę cierpliwością na drogach i ograniczenia prędkości traktuję z różnym skutkiem. Staram się jeździć tak, by nikomu na drodze nie zawadzać, bo już wiem co oznacza jazda za 'babą'. 

W minionym tygodniu dwa razy zdarzyło mi się za takimi kobietami jechać. Czterdziestka na liczniku i zwalnianie do trzydziestki przy każdym skrzyżowaniu, niezależnie od tego czy paliło się zielone światło, czy czerwone to tylko niewielka ilość tego jak bardzo ma cierpliwość została wystawiona na próbę. Czułam się gorzej niż kiedy stoję w korku, gdyż stojąc w nim nie cierpię samotnie a to pozwala mi na poprawę nastroju. 
 
Bardzo, ale to bardzo starałam się zachować pozytywne nastawienie, ale kiedy babie prowadzącej samochód przede mną pomieszały się kierunkowskazy zwyczajnie wyszłam z siebie. Rzuciłam wiązankę przekleństw, doskonale zdając sobie sprawę z tego iż nikt mnie nie słyszy (ale może to i lepiej...). Pozwoliło mi to ulżyć sobie na tyle by opanować się i kontynuować podróż już w nieco lepszym humorze (kiedy wreszcie udało mi się taką wyprzedzić).
 
Utwierdziłam się w przekonaniu, że stereotyp o kobiecie kierowcy jest jak najbardziej prawdziwy. Nie jestem szczególnie z tego powodu zadowolona, ale od teraz nie bronię już żadnej baby. Jeżdżę po swojemu z nadzieją, że żaden jadący tuż za mną kierowca nie 'kurwi' na mnie pod nosem.

Drogie Panie, 
Jeśli już jesteście posiadaczkami prawa jazdy i wyjeżdżacie na drogę w swoich pachnących świeżością autkach to apeluję - nie utwierdzajcie ludzi w stereotypach o kobietach na drogach. Naprawdę nie łatwo jest prowadzić samochód, kiedy ma się przed sobą niezrównoważonego kierowcę. Nie wiemy wówczas co takiego strzeli do głowy. Zbyt wolna prędkość nie oznacza bezpieczniejszej jazdy (to samo tyczy się zbyt dużej prędkości, rzecz jasna; należy zachować złoty środek), a pomyłki związane z kierunkowskazami bądź niezdecydowanie ('A może pojadę w lewo... nie, nie, lepiej będzie w prawo') wprowadza jedynie zamieszanie na drodze i sprawia tylko kłopot pozostałym kierowcom. 

Jechaliście kiedyś za typową babą? Nie sprawiło wam to kłopotów? A może sami jeździcie tak jak one?

wtorek, 21 kwietnia 2015

Kwiecień w słowach - Doceniam

Ten temat zmusił mnie nieco do wytężenia szarych komórek. Z pozoru łatwy i niezwykle prosty, a jednak nie zupełnie. Chwilę musiałam się zastanowić, by znaleźć odpowiedź na to pytanie, gdyż każda na którą wpadałam, wydawała mi się zbyt błaha. W końcu wyodrębniłam pięć rzeczy, które doceniam całą sobą.

Doceniam:


Moją siostrę, która jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Mimo wszystkich naszych kłótni i nieporozumień, zawsze potrafimy odnaleźć wspólny język i zjednoczyć się w walce o coś na czym nam zależy. Wiem, że to do niej mogę przyjść, kiedy coś jest nie tak i nie zostanę wyśmiana, choć czasem rzuci ciętą uwagą. Mnie również się to zdarza, acz uważam że bez tego, nasza więź byłaby zwyczajnie zbyt płytka.

Czas spędzony z rodziną - to kolejna rzecz, która jest wysoko na liście moich priorytetów. Uwielbiam słuchać opowieści o tym jak było kiedyś, w czasach dzieciństwa moich dziadków czy rodziców. Choć czasem ich historie się powtarzają to już od jakiegoś czasu zastanawiam się nad ich spisaniem. Niby nie są to historie łapiące za serducho, a mimo to opowiadają o świecie, którego my już nie znamy. 

Swoich przyjaciół. Mogłabym długo wymieniać za co ich doceniam, jednak uznałam że kilka słów w zupełności tu wystarczy. Oni po prostu są, pomogą, pozwolą się wypłakać i nie wyśmieją niezależnie od tego co zrobię. Wypowiedzą też swobodnie swoje zdanie, ale jeśli ich nie posłucham to i tak wiem, że znajdę wsparcie. No chyba, że postąpię naprawdę głupio, ale to już osobna historia.

Swoje życie. Myślę, że ten punkt powinien być na samym początku, ponieważ z której strony nie spojrzeć wygląda na najbardziej obszerny. Moje życie wydaje się być nieco błahe i nudne. Zaliczyło wiele porażek, po których zawsze się podnosiło z większym bądź mniejszym skutkiem. Jest jakie jest, ale nie zamieniłabym go na żadne inne, bo jest moje. Wyjątkowe i tylko ja mogę wyznaczać mu ścieżki, którymi ma stąpać. 

I wreszcie na samym szarym końcu doceniam uśmiech na twarzy każdego człowieka. Uwielbiam obserwować ludzi i często aż chce mi się krzyczeć, gdy widzę z jakimi ponurymi twarzami chodzą po ulicach. Mimo pięknie przygrzewającego słońca i braku chmurek na niebie, oni wydają się być skwaszeni, niezadowoleni z własnego życia. Dlatego tak bardzo doceniam tych, którzy potrafią się uśmiechać. Z uśmiechem jest zdecydowanie w życiu łatwiej. Ja również staram się obdarzać uśmiechem napotkanych ludzi (z różnym skutkiem bo czasem łapię się na tej swojej ponurości).

A ty co doceniasz? 

sobota, 18 kwietnia 2015

Piątkowy misz masz na sobotni wieczór!

Niezorganizowane myśli, zaobserwowane sytuacje czy dziwne aplikacje. To wszystko, a nawet i więcej składa się na nasze życia. Mimo, że często wydaje nam się, że nic się u nas nie dzieje, to wystarczy rozejrzeć się dookoła, by dostrzec coś ponad szarość dnia codziennego.
W piątkowym misz maszu (który w tym tygodniu wyjątkowo pojawia się w sobotę) pozbieram te wszystkie rzeczy, które zaobserwowałam i których doświadczyłam w minionym tygodniu. Dzisiaj będzie nieco chaotycznie za co z góry przepraszam.
~.~
Postawiłam na ruch, a jako że planuję już w czerwcu uczestniczyć w Nocnej Dyszce Kopernikańskiej (maraton), postanowiłam sprawdzić ile liczy sobie moja zwyczajna trasa. Szukałam dobrej aplikacji na swojego Androida, gdyż funduszy na inne urządzenia mi na razie brak. 
W końcu wybór padł na Run-log.com. Jest to aplikacja, która mierzy czas i dystans naszej aktywności oraz liczy spalone kalorie. Nie byłoby w niej nic dziwnego, gdyby nie wybór aktywności. Wśród tych normalnych typu spacer, bieganie, rower czy trekking, pojawiają się również - jazda samochodem czy motorem. Jeśli zapytać mnie o zdanie to nie nazwałabym ich aktywnościami pomagającymi z rzeźbieniem naszego ciała czy walką z kilogramami. Owszem spalamy kalorie podczas jazdy samochodem, ale jakoś nie pasuje mi to w żadnym wypadku do pozostałych opcji wyboru.
Mimo to aplikacja sprawuje się bardzo dobrze, a od wtorku naliczyła mi ponad 20 km zrobionych podczas różnych aktywności. Jestem zadowolona, że wreszcie coś pozwala mi liczyć dystans jaki pokonuję. Nie wiem tylko jak ma działać podczas mojego pływania. Musiałabym zaopatrzyć się w coś wodoodpornego.
~.~
Co środę wstaję skandalicznie wcześnie rano, by tylko zdążyć na pociąg. Muszę bowiem jakoś dojechać do swojej uczelni, na zajęcia, których jest zdecydowanie za mało. Czasami potrzebuję niezwykle silnej woli by zwlec się z łóżka, ale w końcu zawsze mi się to udaje. To co wydarzyło się w minioną środę przeszło moje najszczersze pojęcie.
Zdarzyło się to w drodze powrotnej do mojego miasta. Czekałam na peronie wraz ze zgrają młodych ludzi, gdy pojawiło się tam również dwóch panów. Byli oni dobrze ubrani i zachowywali się przyzwoicie. Rzecz w tym, że porozumiewali się w języku migowym, wydając przy tym z siebie dziwne odgłosy. Tylko tyle sprawiło, że niemal każdy na peronie zaczął oglądać się przez ramię i szeptać między sobą. Wytykali tych dwoje palcami, jakby mieli do czynienia z kimś trędowatym. Mało tego, nikt nie chciał usiąść obok nich w pociągu. Przyszło mi wówczas na myśl, że takie rzeczy mogą zdarzyć się jedynie w Polsce. 
Czy ktoś może wyjaśnić mi ten fenomen? Dlaczego tak zwana inteligencja naszego kraju, wytyka palcami kogoś niepełnosprawnego? Co złego jest w tym, że ten ktoś usiądzie obok ciebie w pociągu? Przecież niepełnosprawność to nie choroba zakaźna. 
Nie złapiesz tego, a na dodatek możesz się wiele od takiego człowieka nauczyć. Zauważ ile on musi mieć w sobie samozaparcia, by wciąż przeć do przodu przez życie. Ile w tym można znaleźć pasji, ile pozytywnych myśli. Nic tylko je chłonąć.
Ja natomiast dzięki tym dwóm panom nauczyłam się przedstawiać w języku migowym oraz migać słowa takie jak 'dziękuję', 'przepraszam', czy 'dzień dobry'. Bardzo dobrze mi się z nimi konwersowało, poprzez proste narzędzie - notes i długopis.
~.~
Chciałabym również podzielić się z wami kilkoma zaobserwowanymi u mnie w niewielkim Toruniu widokami, które oczy cieszą i serce dzięki nim śpiewa. Kocham naturę, a wycieczki rowerowe, na które teraz wreszcie rozpoczął się sezon umożliwią mi korzystanie z niej pełną parą. Jedna dłuższa już za mną. Rower jest świetnym wynalazkiem ludzkości. Dzięki niemu nie tracę pieniędzy na autobusy i benzynę. Wsiadam na swojego granatowego górala i dojeżdżam nim gdzie tylko zechcę!

środa, 15 kwietnia 2015

Narzekanie, prędzej czy później, dopadnie każdego

Niechciany budzik rozpoczyna swoje codzienne harce, lecz dzisiaj robi to wyjątkowo długo i uporczywie. Niechętnie (oj jakże mi się nie chce wstawać!) otwieram oczy i jeszcze nieco na oślep próbuję odnaleźć swój telefon, który zazwyczaj tak bardzo uwielbiam. Szukam go trochę po omacku, mimo iż o godzinie 5.30 rano jest już przecież jasno. W końcu go dopadam i wyłączam przeklęte ustrojstwo. Zerkam raz jeszcze na zegar przez chwilę zastanawiając się jaki jest sens takiego rannego wstawania. Magisterka zdecydowanie nie jest tego warta, a przynajmniej nie dzisiaj. Nie w tę przeklętą środę, choć gdzieś tam w głębi umysłu świta mi myśl, że każdy inny dzień witałabym z podobnym entuzjazmem, to mimo wszystko marzę jedynie o powrocie do łóżeczka. 
Łapię ponownie telefon licząc na to, że chociaż moja przyjaciółka mnie jakoś natchnie na ten dzień, więc stukam w ekran dotykowy swojego smartfona (którego funkcji dotykowej nie trawię do dzisiaj i chyba nigdy jej nie polubię) palcami i po chwili wysyłam jej cudownego smsa:

"Czy tobie się tak nie chce jak mnie?"

Po chwili przychodzi odpowiedź:

"Oj, bardzo..."

Wszystko staje się jasne. Asia jednak mi nie pomoże. Sama stara się przywołać swoją osobę do porządku i ruszyć na podbój środowego dnia. Wzdycham przeciągle i jeszcze raz stukam palcami w klawiaturę:

"To dobrze... mam motywację, by zwlec moje 4 litery z wyra"

I nie mówię tego używając sarkazmu. Naprawdę ją znalazłam. Nabieram głęboko powietrza w płuca i wstaję z łóżka z lekkim uśmiechem pod nosem. Czas zawojować świat... a przynajmniej przeżyć środę z podniesioną głową!


Narzekamy na pogodę, wczesne wstawanie, dojazdy do pracy, nauczycieli, sąsiadów, tego pana co przed chwilą zbyt długo robił zakupy w supermarkecie, czy nieprzyjemną niespodziankę, którą znajdujemy na szybie swojego samochodu. Narzekamy na wszystko i nic nas nie potrafi przed tym uchronić. Krążą nawet już pierwsze stereotypy o naszym kraju, jako kraju ludzi narzekających. Nic nam się nie podoba i już dawno przestaliśmy to zauważać, a jeśli już to robimy to jedynie machamy lekceważąco ręką. Przecież każdy narzeka, więc po co mam być inna? Po co się wysilać, skoro nikt nie nawet nie zwróci na to uwagi? Po co próbować? Tak jest łatwiej i życie też nabiera barw. Co prawda głównie są to różne odcienie szarości, ale zdajemy się tego nie zauważać. Tracimy swój cenny czas, w którym moglibyśmy zrobić coś dla siebie, na bezcelowe narzekanie.


Narzekanie nic dobrego do życia nam nie wniesie, tak więc od dzisiaj - od TERAZ - nie ma miejsca na narzekanie w moim życiu. Czas na zmiany! Powiedziałam sobie "STOP" dzisiaj rano, kiedy to zdałam sobie sprawę z tego co robię. Oczy szeroko otwarły mi się ze zdumienia. Przywitałam środę narzekaniem i jestem przekonana, że robiła to już wcześniej. Jednakże do tej pory jakoś tego nie widziałam.

Przyłączysz się do mnie? Poobserwuj trochę swoje życie i wyłap te momenty, w których narzekasz. Prawda, że jest ich niezwykle dużo? Z całą pewnością złapałeś się na większej ilości pesymistycznych myśli niż to sobie wyobrażałeś.

Ale jeśli już musisz narzekać... jeśli z jakiegoś powodu nie potrafisz (bądź nie chcesz) tego zmienić, to tego nie rób. Zaskoczony? Tyle tu ci marudzę o tym, że narzekanie pozbawia życia kolorów, a teraz nagle zmieniam zdanie? Muszę cię tu zmartwić, bo ja go wcale nie zmieniłam, ja jedynie poszukałam złotego środka.


Jeśli już musisz narzekać to spraw by z tego wyszło coś kreatywnego. Znajdź w nim swoją motywację do zmieniania swojego życia, do odkrywania nowych możliwości. Spraw, by narzekanie kojarzyło ci się z czymś przyjemnym. Spróbuj i zobacz, czy coś się zmieniło. Być może twój świat znów nabiera barw. Może odkryłeś w sobie coś czego wcześniej nie było? 

Kochani, a jak tam z narzekaniem u was? Łapiecie się na nim czasem? W jakich przypadkach się objawia? Może się do mnie dołączycie? Czas zakończyć marnowanie swojego czasu. Powiedzmy NIE narzekaniu!

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Zwiedzaj świat z pięciozłotówką w portfelu

Zwiedzanie innych krajów to marzenie wielu z nas. Jednakże nie każdy może sobie pozwolić na szybkie spełnienie go. Niektórzy natomiast nigdy tego nie zrobią. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź na to pytanie jest zaskakująca prosta i wcale nie odkrywcza - brakuje nam funduszy do spełnienia tego marzenia. Tak oto zamyka się krąg. Wielu z nas nie wyściubi nosa poza granice Polski, a jeśli już to zrobi to na swój cel wybierze Egipt, Grecję czy jakże popularną Anglię. Co z bardziej egzotycznymi krajami, które wbrew pozorom nie są znowu takie drogie? Pójdą w odstawkę, bo przecież nie można mieć wszystkiego.
A jeśli powiedziałabym wam, że można? Co byście sobie o mnie wtedy pomyśleli? Na pewno wielu z was stwierdzi, że urwałam się z choinki i zaśmieje mi się w twarz. No bo jak, patrząc na polskie realia, niby mamy wyjechać do dalekiego kraju? Jak spełnić to marzenie? 
No więc moi drodzy, bardzo prosto. Wystarczy założyć swój profil na stronie postcrossingu i rozpocząć zwiedzanie. Nie musisz wyjeżdżać ze swojej miejscowości, by móc poznać cuda świata. Wystarczy odrobina chęci i zapomniana w dobie komputerów poczta.


O co w tym wszystkim chodzi? Już wyjaśniam. Sprawa jest banalnie prosta. Zakładamy swój profil na tymże portalu (posłużę się tu przykładem i odeślę was do mojego profilu - link), piszemy krótką notatkę o sobie (w języku angielskim, gdyż strona zakłada iż międzynarodowa wymiana pocztówkami najlepiej będzie prosperować w tym języku). Podczas rejestracji będziemy zmuszeni podać swój dokładny adres, ale proszę się nie martwić. Nie będzie on ogólnodostępny. Zostanie on jedynie udostępniony osobie, która nas wylosuje. Osobie, która wyśle do nas pocztówkę z innego miejsca na świecie. 
Jak już to zrobimy, klikamy w zakładkę 'send a postcard'. Strona wygeneruje nam losową osobę i voila. Teraz wystarczy udać się do miasta w poszukiwaniu ładnych pocztówek z naszej miejscowości. Wypisujemy pocztóweczkę (po angielsku rzecz jasna), wpisujemy również wygenerowany przez nas kod, dzięki któremu osoba, która otrzyma tę naszą pocztówkę, będzie mogła ją zarejestrować. Kiedy już to się stanie, przyjdzie nam na e-mail informacja zwrotna o tym, że nasza pocztówka dotarła do danej osoby. Teraz to my otrzymamy pocztówkę. 


Ta losowość sprawia, że za każdym razem oczekuję pocztówki z wypiekami na twarzy. Nigdy nie wiem skąd przyleci, a zdarzają się niespodzianki - Malezja, Maroko, Chiny czy Japonia - to tylko nieliczne kraje, z których pocztówki otrzymałam. Zadziwiające ile można poznać ludzi poprzez ten portal. Rzecz jasna nie wszyscy są skorzy do utrzymywania dłuższej znajomości. Niektórzy są tam tylko po to, by wymieniać się pocztówkami (w ten sposób poznając znakomitości innych miejsc na świecie). Inni jednak są skorzy do utrzymywania kontaktu i tak znalazłam swoich listownych przyjaciół (penpals). Piszę z osobami ze Sri Lanki, Japonii, Korei, Australii, Anglii, a nawet Ameryki.


Jeśli nie masz zbyt wielu funduszy i nie boisz się wydać 5 złotych na pocztówkę, a chcesz podróżować nie wychodząc z domu - to spróbuj postcrossingu. Gwarantuję dobrą zabawę, choć ostrzegam przed umiarem. Początkowo i ja wciągnęłam się w to tak mocno, że potrafiłam wydać dużo więcej niż planowałam. Teraz spokojnie wysyłam średnio 2 pocztówki miesięcznie. Dla mnie to odpowiedni umiar, by zwiedzić nieznane miejsca, ale i zaoszczędzić na swoje własne wymarzone podróże.

Co wy sądzicie o wymianie pocztówkami? Wydaje się to wam staromodne, a może chętnie spróbujecie? 
Ja do tego serdecznie zachęcam! Proszę też nie bać się swojej znajomości języka angielskiego. Gwarantuję wam, że znajdziecie tam ludzi, których angielski jest znacznie gorszy od waszego.

sobota, 11 kwietnia 2015

Kwiecień w słowach: Inaczej niż zwykle - wyzwanie

Mimo, że jestem nowym bloggerem zdecydowałam się wziąć udział w akcji organizowanej przez Różową Klarę - Kwiecień w słowach. Nieco spóźniłam się z pierwszym postem, ale dzięki temu w tym tygodniu najprawdopodobniej pojawią się, aż dwa posty związane z tą akcją.


Cztery tygodnie, cztery posty i aż 13 tematów do wyboru, co wcale nie ułatwia sprawy, bo przecież każdy z nich jest interesujący. Jednakże dzisiaj moją uwagę przykuł ten jeden, jedyny:

INACZEJ NIŻ ZWYKLE

Ta pozornie łatwa kategoria może tyczyć się dosłownie wszystkiego, ponieważ nie ma dwóch identycznych osób na świecie. Ja wykorzystałam okazję do wypełnienia pierwszego postanowionego sobie wyzwania. Postawiłam na wieczór z grami planszowymi.


Swój wieczór inny niż wszystkie rozpoczęłam już w południe. Spotkanie z przyjaciółką w mieście, który uwieńczył niesamowity rabarbar zapiekany pod kruszonką z gałką lodów waniliowych. Deser wart grzechu. Niezbyt słodki, ale za to rozpływający się w ustach. Potem mogło być już tylko lepiej.


Z miasta przeniosłyśmy się do mieszkania, gdzie w spokoju mogłyśmy kontynuować zabawę. Gry planszowe - Dixit oraz CV - okazały się być hitem wieczoru, który trwał cztery godziny z hakiem. Pomysłodawcą wieczoru byłam ja, ale został on przyjęty z wielkim entuzjazmem. Już teraz wiem, że nie będzie to nasz ostatni taki wypad. Pozostaje jedynie zaopatrzyć się w większe ilości planszówek!
~.~
Ten piątkowy wieczór będę jeszcze długo wspominać, gdyż okazał się wspaniałą odskocznią od dnia powszedniego, jak i od komputera. Do tej pory zazwyczaj kończę swoje dni siedząc przed ekranem laptopa, a tym razem postawiłam na inną formę rozrywki. Kto wie, czy nie lepszą...

Uważasz się za zbyt starego na gry planszowe?
A może nie masz z kim grać?

Wystarczy, że zainicjujesz spotkanie, a jestem przekonana, że nawet największy malkontent wyjdzie z niego z uśmiechem na twarzy!

piątek, 10 kwietnia 2015

Być dorosłym to mieć w sobie dziecko

Wczoraj w mojej skrzynce pocztowej pojawiła się pocztówka od Very, która w tej chwili jest obywatelką Rosji. Pocztówka zachwyciła mnie swoim niezwykłym wręcz czarem. To jedna z lepszych, jakie kiedykolwiek wpadły w moje łapki, a mam ich już nieco ponad 120. To właśnie ta kartka skłoniła mnie do tego tematu.
'Alicja w Krainie Czarów' to wspaniała opowieść o małej dziewczynce, która wpadając do króliczego dołu jest zdana tylko i wyłącznie na swoje własne umiejętności. Pokonując więc swoje słabości Alicja brnie przez nieznany jej świat, dążąc do obranego przez siebie celu. Piękna i wzruszająca opowieść, którą niemal każdy z nas widział w okresie swojego dzieciństwa. No właśnie, a jeśli już o tym mowa... ilu z nas wciąż uważa się za dzieci? Ilu wstydzi się tego, że wciąż powraca do bajek, które zachwycają go swym czarem na nowo? Ilu nie chce przyznać, że gdzieś w głębi duszy nadal ma w sobie dziecko? Ilu boi się powygłupiać w przyjaciółmi, bo to już nie wypada? No i wreszcie, ilu chciałoby znowu wrócić do tego beztroskiego czasu?
Jestem przekonana, że czytając ten post twierdzisz, iż ciebie to nie dotyczy. Ja również chciałabym tak powiedzieć, jednakże analizując siebie troszeczkę dłużej odnalazłam w sobie tę pozorną moim zdaniem dorosłość. Tę potrzebę udowadniania wszystkim, że już nie jestem dzieckiem. Że mnie ten dziecięcy świat już nie dotyczy. Zaczęłam zwracać większą uwagę na swoje zachowanie, kiedy znajduję się w miejscu publicznym, a przebywając z moimi rówieśnikami staram się dostosować do ich zachowania, które często jest jeszcze bardziej dystyngowane. Jakbyśmy grali kogoś, kim w głębi duszy nie jesteśmy. Nie ma tu już miejsca na spontaniczne okrzyki, czy inne zagrania. Skończyły się, kiedy to zaczęliśmy dążyć do naszego wyobrażenia "dorosłości". W ten sposób wpadliśmy w całkiem wymyślnie rozstawioną pułapkę dorosłości.
Jesteśmy niczym ta przysłowiowa Alicja wpadająca do króliczej nory, z tą tylko różnicą że nasza nora nosi specyficzną nazwę - dorosłość. Nie twierdzę, że bycie dorosłym jest czymś złym. Skądże znowu. To tylko naturalna kolej rzeczy i nie powinniśmy znów patrzeć na siebie zbyt krytycznie. Oczywiście nie możemy zachowywać się jak dzieci, bo byłoby to źle odebrane w społeczeństwie i trudniej byłoby nam się zdystansować do samych siebie, a jednak... coś z dzieci powinniśmy w sobie nosić.
Wystarczy kilka chwil szaleństwa, spontaniczności. Czasem odrzućcie osłonę dorosłości, by zrobić coś zwariowanego. To może być skok ze spadochronem, ale i obserwowanie gwiazd leżąc na chodniku, bowiem definicja szaleństwa należy tylko i wyłącznie do nas samych. Dla mnie pozostanie samym sobą w tym dorosłym szale... oznacza właśnie robienie tych drobnych występków, dla których w wyobrażonym przez nas samych świecie dorosłych nie powinno być miejsca. 
Tak więc kochani, zabierzcie się za samych siebie. Przeanalizujcie swoje życie i znajdźcie w nim chwile na drobne ustępstwa od reguły. Zróbcie coś, po czym odzyskacie te figlarne iskierki w waszych oczach. Przełamcie barierę i pozwólcie sobie na prawdziwe życie! Odnajdźcie w sobie dobrze skrywane dziecko! Sprawcie, by to wasze wewnętrzne dziecko pozwoliło wam na odkrycie waszego prawdziwego ja!

wtorek, 7 kwietnia 2015

Projekt #1: Nowa 'ja' - wyzwania!

Już dzisiaj zaczynam zmieniać siebie! Pragnę nabrać pewności siebie, nauczyć się systematyczności oraz wytrwałości. Zauważyłam bowiem ich braki u siebie. Wiem też, że nie będzie to proces łatwy ani krótki. Może trwać nawet dłużej niż sama przypuszczam, ale wierzę, że mi się uda!
Żeby sobie trochę w tym pomóc postanowiłam rozpocząć od planowania wyzwań na pierwsze trzy miesiące mojego nowego 'JA' - od kwietnia do czerwca - będę starała się je wszystkie zrealizować, jak i również udokumentuję je tutaj w miarę możliwości. Tak więc zaczynamy!

Wyzwania:

  1.  Zrzucić do 15kg:
    • Cel na kwiecień - do 5 kg!
    • Cel na maj - do 5 kg!
    • Cel na czerwiec - do 5 kg!
    • Brzuszki - 3 razy w tygodniu!
    • Biegi - 2 razy w tygodniu!
    • Zrezygnować całkowicie z sera i białego pieczywa!
  2. Uczyć się japońskiego co najmniej godzinę - czwartki i soboty!
  3. Praca Magisterska - zdecydować się na jej kształt, konspekt plus bibliografia!
  4. Do pracy jeździć rowerem!
  5. Wieczór z przyjaciółmi umilić grami planszowymi!
  6. Wydłużyć spacery z psem - Tomo - co najmniej 30 minut (popołudniowy i wieczorny)!
  7. Raz w tygodniu wychodzić na godzinny spacer z psiakiem - piątek!
  8. Wybrać się na dłuższą wyprawę rowerową (całodniową)!
  9. Przeczytać 5 nowych książek!
  10. Zrezygnować z kupna słodyczy!
  11. Omijać fast food szerokim łukiem!
  12. Odkładać 2zł - codziennie!
  13. Nagrać film na youtube!
  14. Pracować z książką "Pewność siebie w ćwiczeniach" - 3 razy w tygodniu - wtorek, piątek i niedziela!
  15. Uzupełniać - "To nie książka" - raz w tygodniu! 
  16. Wypróbować nowy przepis i zamienić domowników na szczury laboratoryjne! 
  17. Jeść 5 - 6 razy dziennie - 3 posiłki to owoce! 
  18. Poświęć 15 - 20 minut codziennie na rozciąganie się - bez śród!
  19. Zmniejszyć liczbę przekleństw do bezwzględnego minimum!
  20. Spróbować swoich sił na ściance wspinaczkowej!
  21. Ułożyć puzzle! 
  22. Nocna Dycha Kopernikańska! - 13 czerwiec 
Myślę, że dwadzieścia trzy wyzwania w zupełności wystarczą na te trzy miesiące, zwłaszcza że większość z nich wymaga ode mnie systematyczności i niezwykłej, wręcz żelaznej woli by je doprowadzić do końca. Ostatnie wyzwanie pojawiło się nagle i wciąż stoi pod znakiem zapytania. Zobaczymy czy do tej pory będę się czuła na siłach, by przebiec 10 km w niecałe dwie godziny. Może być trudno.
Te wyzwania mogą wydać się Wam niezbyt wymagając, bądź też dziecinnie śmieszne, ale ja... cóż... Mam nadzieję, że z czasem będzie mi łatwiej, bo na dzień dzisiejszy jestem przerażona swoją śmiałością. Trzeba zakasać rękawy i brać się do roboty! Zaczynam wyzwania już dzisiaj! Trzymajcie kciuki!
Może spróbujesz się przyłączyć? Być może warto? Zastanów się co chcesz zmienić w swoim życiu, albo też czego nowego chciałbyś spróbować i zrób sobie listę. Dołącz się do mnie i podziel się swoimi własnymi wyzwaniami. 

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Magia wzruszeń #1

Mój pierwszy post na tej stronie najprawdopodobniej powinien wprowadzać w tematykę bloga oraz opowiadać trochę o jego celu. Nie będę jednak wchodziła w te szczegóły, ponieważ dzisiaj mam niezwykłą przyjemność przedstawić Wam wszystkim kilka pozycji, które zaskakująco poruszyły moje niezbyt miękkie serce. Jestem bowiem znana z tego, iż raczej na filmach nie płaczę, a przynajmniej nie takich pokroju "Tytanica". 

~ Magia wzruszeń ~


Na pierwszy rzut ogień pójdą dwie japońskie pozycje, które nawet osobom z Japonią nie związanym gorąco chciałabym polecić. Te filmy nie są długie, więc język nie powinien tu stanowić przeszkody. Natomiast fabuła to coś co w nich kocham. Nie jestem również fanką filmów, których motywem przewodnim jest miłość, lecz tym razem zrobiłam wyjątek...

Tada, kimi wo aishiteiru - Heavenly Forest


She used to lie very often… I want to be fooled by her lies for just a while longer.

To przepiękna historia dwojga docierających się młodych ludzi. Główny bohater, Makoto (Tamaki Hiroshi) jest wycofanym człowiekiem, który nie przepada za tłumem. Bardzo trudno mu się przełamać, by z kimkolwiek porozmawiać. Jego hobby to zatrzymywanie magicznych chwil na zdjęciach. Jest w tym całkiem niezły. Podczas swojego pierwszego dnia na studiach poznaje Shizuru (Miyazaki Aoi), która zachowuje się jeszcze jak dziecko, mimo swojego wieku. Nawiązuje się między nimi swoista nić przyjaźni, która później pokrętnymi ścieżkami poprowadzi do miłości. 
Film niezwykle wzruszający, choć na początku na taki nie wygląda. Uśmiałam się przy nim, jak i wylałam trochę łez. Stanowczo polecam wszystkim tym, którzy nie oczekują od każdej produkcji wartkiej akcji oraz wszędobylskich efektów specjalnych wraz z wybuchami, ale sądzę że i dla takich osób będzie to wspaniała odskocznia od codzienności. 

Kimi ni shika kikoenai - Only you can hear me


Ta pozycja jest luźno związana z fantastyką. Ryou (Narumi Riko) jest cichą, nieco wycofaną uczennicą liceum, która mieszka w Tokio. Nie potrafi poprawnie funkcjonować w społeczeństwie. W dobie telefonów komórkowych, ta swojego nie posiada. Jak sama twierdzi nawet, gdyby go miała, nikt by do niej nie dzwonił. Jednakże pewnego wieczora, wracając ze szkoły do domu znajduje zabawkowy telefon i od tej pory jej życie zostaje wywrócone o 360 stopni. Po drugiej stronie medalu mamy Shinye (Koide Keisuke), który daje drugie życie przedmiotom wyrzuconym na śmietnik. Potrafi naprawić niemalże wszystko zza wyjątkiem siebie samego. Jest on bowiem głuchoniemy. Stracił słuch, kiedy był jeszcze dzieckiem. To właśnie od niego Ryou odbiera 'mentalny telefon'. Dzięki niemu poznaje samą siebie i stawia pierwsze kroki w kierunku swojego nowego życia. Staje się silniejsza dzięki rozmowom z Shinyą. 
Od samego początku trzymałam za tę dwójkę kciuki i byłam wściekła kiedy film dobiegł końca, mimo iż w duchu wiedziałam, że ich historia nie może zakończyć się tak jakbym sobie tego życzyła. Film ten zmusił mnie do ponownego spojrzenia na swoje życie i zrozumienia pewnego podstawowego faktu - nie jesteś sam.  Wystarczy dobrze się rozejrzeć, by znaleźć osoby, którym na Tobie zależy. 
Ten film pozwolił mi umocnić się, w postanowieniu zmiany swojego życia. Dał większą motywację do pracy nad samym sobą i będzie jeszcze długo gościł w moim sercu.

Mój przyjaciel Hachiko



Trzecia i zarazem ostatnia dzisiaj pozycja. Film, który być może nie wszystkich zachwyci, a i ja nie widziałam go całego. Skorzystałam jednak z okazji, że moja mama uwielbia oglądać rodzinne filmy i dzisiaj w ten poniedziałek wielkanocny leciał on na jednym z kanałów telewizyjnych. Nie miałam okazji uczestniczyć w całym seansie, jedynie dwudziestu minutach podczas trwania wspólnego obiadu. Te kilka minut wystarczyło, by w moich oczach pojawiły się łzy. Jest to opowieść o wzruszającej i poniekąd wzruszającej przyjaźni między człowiekiem a zwierzęciem. Hachiko nawet po śmierci swego pana czekał na niego przy stacji licząc na to, że ten jednak do niego wróci.
Niewiele osób wie, że historia opowiedziana w filmie została zainspirowana prawdziwą historią psa Hachiko, która zdarzyła się w Japonii (po tym jednym poście uznacie pewnie, że jestem miłośniczką tego kraju i... będziecie mieli rację). Hachiko był psem rasy akita i codziennie odprowadzał swojego pana na stację Shibuya, a wieczorami czekał na jego powrót. Pewnego dnia jednak jego ukochany pan nie wrócił, gdyż zmarł nagle. Piesek jednakże nie poprzestał w nadziei przychodzić na stację Shibuya, dzień w dzień, wiernie na niego czekając. Robił tak aż do swojej śmierci - dziesięć lat. Później ta historia stała się legendą wśród mieszkańców Tokio, a na cześć wiernego pieska powstał w Shibuyi pomnik, który dzisiaj jest traktowany jako punkt spotkań młodzieży. 
Historia niezwykła, jak i zastanawiająca. Przywiązanie zwierząt do człowieka nie zna granic, a największą szkodą jaką może dobry człowiek wyrządzić zwierzakowi - jest jego śmierć. Pozostawienie swojego pupila samego, sprawia że świat mu się wali. Tak samo jest z nami wszystkimi. Nasz świat wali się wraz z wyraźnie odczuwaną strata kogoś nam bliskiego. Dbajmy o naszych bliskich, bo nie wiemy kiedy mogą nas zostawić.