Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

piątek, 29 kwietnia 2016

7 sposobów na spełnione życie

Często mierzymy sukces poprzez zdobyte dobra, osiągnięte przez nas cele oraz siłę jaką zdobyliśmy podczas zdobywania go. Niestety nie rzadko nie czujemy szczęścia, kiedy już zdobędziemy nasz cel lub to szczęście wydaje się ulotne. Na dłuższą metę czegoś zaczyna nam brakować. Spełniliśmy swoje wszystkie marzenia i co wówczas? Czegoś nam brakuje. Wciąż czegoś szukamy, wciąż jest nam mało. 

Co zrobić? Jesteśmy w końcu tylko ludźmi. Choć każdy z nas jest inny to wciąż coś nas łączy. Jak więc osiągnąć szczęście? Jak żyć czując, że nasze życie ma sens? 


Żyj zgodnie ze swoimi wierzeniami i zasadami

Nasze wierzenia i zasady wpływają na decyzje, które podejmujemy. Determinują również nasze krótkotrwałe i długotrwałe cele. To one wyznaczają nas samych. Sprawiają, że inni czują respekt i zaufanie do naszej osoby. To dzięki nim możemy żyć z czystym sumieniem oraz decydować na podstawie swych własnych przemyśleń, a nie pod wpływem innych osób. Na sobie powinniśmy się skupić, a nie na osobie trzeciej (choćby ta miała najlepszy pomysł świata - to co z tego, skoro zaprzeczylibyśmy samemu sobie?). 

Wyznacz swoje cele

To ważne mieć jasno określone cele, do których powoli dążymy. Starajmy się, by były one realne do spełnienia. Często małe kroki są zdecydowanie lepsze niż te milowe, którymi szybko możemy się zniechęcić. Bez jasno wyznaczonych celów, możemy bardzo łatwo odbić w złą stronę. Lenistwo jest chyba najbardziej znanym nam przeciwnikiem. Po długim dniu w pracy zwyczajnie nie chce się nam już myśleć o naszych marzeniach, a szkoda... Sama mam z tym problem i choć bardzo się staram nie zawsze mi się udaje osiągnąć to co sobie zaplanowałam. Myślę, że muszę zweryfikować me marzenia raz jeszcze i być może stawiać nieco mniejsze kroczki. Mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że to jak spędzamy jeden dzień wyznacza to jak spędzamy całe nasze życie.

Znajdź swą pasję

Pasja, marzenia to coś co sprawia, że chce nam się żyć. Wstajemy codziennie rano gotowi do stawienia czoła nowemu dniu. Z nową energią dążymy do spełnienia i uśmiech na twarzy nas nie opuszcza. Nie masz jeszcze swej pasji? Czas najwyższy ją znaleźć. Może nią być nawet i opieka nad własnym zwierzakiem. To ona sprawia, że poczujemy spełnienie. 

Zadowolenie

Łatwiej powiedzieć i trudniej zrobić. Zadowolenie jest niezwykle trudne do osiągnięcia, ale nie niemożliwe. Spróbuj co wieczór wypisać wszystko co dobrego cię spotkało minionego dnia. To pomoże ci zauważyć, że Twoje życie nie jest znowu takie złe. Często po prostu nie zauważamy tych dobroci, które nas spotykają na każdym kroku. Uśmiech nieznajomego, dobre słowo przyjaciółki, porządny śmiech, czy wycieczka rowerem. A może i fakt, że udało Ci się przeżyć trudny dzień w pracy czy na studiach i nic Ci się tam nie popsuło? Tylko osiągając zadowolenie, poczujesz spokój wewnątrz siebie. Popracuj więc nad tym, a gwarantuję Ci, że twe życie stanie się lepsze.

Spraw komuś radość

Codziennie masz okazję sprawić, że ktoś obok Ciebie się uśmiechnie. Czasem wystarczy niewielka rzecz, krótka rozmowa, jeden uśmiech, a może i podzielenie się z kimś czekoladą czy pomoc w pracy. Nie oczekuj, że Twe akcje zawsze przyniosą Ci korzyść. Zrób czasem coś bezinteresownego. Przecież uśmiech na twarzy drugiej osoby czy proste słowo "dziękuję" wystarczy, by poczuć ciepło w serduchu. Należy też pamiętać, że nasza dobroć z całą pewnością do nas wróci. Uwierz i działaj.

Żyj chwilą

Wciąż patrzymy w przyszłość. Zastanawiamy się co będzie za 3, 5 czy 10 lat. Jak będzie wyglądała nasza przyszłość. Stawiamy sobie wygórowane oczekiwania i mamy nadzieję, że zostaną one spełnione. Niestety nie robimy nic w tym kierunku. Nie potrafimy żyć chwilą, a przecież to takie ważne. Bo to właśnie dzisiaj, w tej chwili tworzy się nasza przyszłość. To dzisiaj jest najważniejsze. Dzisiaj i nigdzie indziej możemy zacząć stawiać pierwsze kroki w stronę tej upragnionej przyszłości. I wreszcie to dzisiaj, a nie jutro czy pojutrze, będziesz żył. To dzisiaj możesz zrobić coś dobrego. To dzisiaj masz 24 godziny na spełnienie jednej ze swoich zachcianek. A to przecież wcale nie tak mało czasu! Przez 24 godziny można tak wiele!

Znajdź balans w swoim życiu

Kariera, przyjaciele, rodzina, relaks, dieta, ćwiczenia. O matko! Gdzie to wszystko zmieścić? Jest trudno, to prawda, ale znów... nie jest to niemożliwe. Wystarczy tylko odrobina chęci i organizacji Twojego cennego czasu, a wszystko zacznie się układać. Osiągniesz tą ważną równowagę w życiu i zobaczysz, że można! Chcieć to móc! Życie nie jest potworem. To tylko my zdajemy się tworzyć mu tę aurę. Życie będzie łatwiejsze, gdy odnajdziemy w nim równowagę.


Odnaleźliście już swoje spełnienie? Wasze życie ma cel? Żyjecie chwilą? Podzielcie się swoimi spostrzeżeniami, bo kochani... ja wciąż z tym walczę. Wciąż się uczę. Jeszcze raczkuję, ale idzie mi coraz lepiej!

Niech Wiosna będzie z Wami, a majówka zaskoczy Was swymi kolorami!
Trzymajcie się, dziubaczki!

Źródło: 1

czwartek, 28 kwietnia 2016

Nauczyciel - człowiek o stu twarzach cz. 1



Wszyscy mamy doświadczenie z nauczycielami. Jednych pamiętamy lepiej, innych już nieco gorzej. Najczęściej jedna w naszej pamięci pozostają ci, których nie znosiliśmy, a także ci których darzyliśmy wielką sympatią. Po latach może się również okazać, że pamiętamy więcej z zajęć nauczyciela, który nas przerażał.

Ja sama mogę pochwalić się przykładem pani biologicy. Jak biologi nie lubiłam nigdy, tak w liceum ma niechęć do tego przedmiotu sięgnęła apogeum. Przed każdymi zajęciami oblewał mnie zimny pot i bladłam nie do poznania. Wszystko czego się nauczyłam wylatywało z głowy jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Czarna dziura. Nic nie potrafiłam sobie przypomnieć, mimo że spędzałam wiele czasu nad książkami.

Łzy i rozpacz murowana!

Na jej zajęciach dosłownie można było usłyszeć przelatującą obok muchę, a każdego kto spojrzałby ukradkiem na telefon nazywaliśmy samobójcą. Każdy bał się oddychać, a gdy wołała do odpowiedzi, wszyscy udawali że ich w klasie nie ma. Dlaczego? Biologica, bowiem, miała paskudną manierę wprowadzania delikwenta w błąd. Jeśli już źle coś odpowiedziałeś, ona nie poprawiała. Ciągnęła za język, by w końcu zgnieść jak cytrynę i z tym swoim sarkastycznym uśmiechem oznajmić, że się myliłeś i nie zasłużyłeś na nic więcej niż jedynkę.

Możecie już sobie wyobrazić jak wielką traumę miałam przed tym przedmiotem, choć nigdy nie dane było mi odpowiadać - zapomniała o mnie, albo po prostu doskonale grałam niewidoczną. Mieliście kiedyś takiego belfra? 

Nie o tym jednak chciałam dzisiaj Wam poględzić. 

Zastanówmy się razem, jaki powinien być nauczyciel z prawdziwego zdarzenia? Jakie cechy powinny go charakteryzować? Co powinien zrobić by zasłużyć na to miano?

Życie prywatne vs życie osobowe.

Przede wszystkim, nauczyciel powinien potrafić oddzielić sprawy prywatne od tego co dzieje się na lekcji. Nie raz miałam okazję obserwować zdenerwowanego belfra, który potrafił eksplodować, gdy tylko ktoś nacisnął mu na odcisk. Uważałam to za wielki brak profesjonalizmu. Bo czymże zawiniliśmy, że tak nas traktuje? Niczym... dlatego teraz sama staram się oddzielać życie prywatne od zawodowego (choć nie jest łatwo). Przed wejściem do klasy, zawsze nabieram kilka głębokich oddechów, a wszelkie troski zostawiam na progu (a przynajmniej staram się jak mogę). 
 

Podręcznik

Kolejna sprawa to nieszczęsny podręcznik. Każdy nauczyciel ma wytyczne w postaci podstawy programowej. Cele, które musi zrealizować i te które może, ale nic się nie stanie, gdy sobie je odpuści. Większość belfrów idzie na łatwiznę. Mamy podręcznik i z niego korzystamy. Jedziemy zadanko po zadanku i nie staramy się nawet odetchnąć. Mało na takich lekcjach kreatywności i wcale nie dziwi mnie to, że uczniowie zwyczajnie się nudzą. Zgoda, nie zawsze uda się znaleźć odpowiednie ksero lub nie ma się czasu na stworzenie takiego, ale istnieje wiele sposobów na urozmaicenie nudnej lekcji. Chociażby modyfikacja ćwiczenia z podręcznika, albo praca w grupach czy parach. Może ćwiczenie z gadżetami rozwijające wyobraźnię? Coś z całą pewnością jesteśmy w stanie wymyślić. Niewielka rzecz, a urozmaica lekcję i wprowadza ożywienie do środka. Uczniowie na pewno to docenią (lub nie, jeśli już zbyt się przyzwyczaili do monotonnych metod nauczania). 

Kreatywność

To cecha bez której chyba nie powinno się wkraczać na salony nauczania. Bez niej będzie nam trudno i dość szybko pojawi się wypalenie zawodowe (które jest czarnym widmem każdego nauczyciela). Kreatywny nauczyciel ma w zanadrzu plan B a może i plan C, gdyby coś nie poszło po jego myśli. A tak niestety bywa często. Ćwiczenie, które wydaje nam się genialne, spotyka się z ostrą krytyką ze strony uczniów. Coś co miało trwać 15 minut, trwało tylko 5. I co teraz? Wpadamy w panikę, że zostanie nam sporo czasu lub (co gorsza) na siłę przedłużamy inne ćwiczenia i biadolimy o własnych doświadczeniach tam, gdzie nie trzeba. Masakra! Najgorszy scenariusz z możliwych... dlatego zawsze trzymajcie w zanadrzu jedno lub dwa ćwiczenia. Może to być coś banalnego - jak wisielec lub gra w skojarzenia. Niewiele trzeba do przygotowania, a ile frajdy sprawia!


Punktualność. 

Odpowiedzmy sobie szczerze - ile razy czekaliśmy na nauczyciela, kiedy byliśmy w szkole? Ile razy przetrzymywał nas po dzwonku skracając tym czasem naszą cenną przerwę? No i wreszcie, ile razy słyszeliśmy zdanie - "To nie dzwonek wyznacza koniec lekcji, tylko ja" - wychodzące z ust nauczyciela? No właśnie... nie da rady zliczyć, tak wiele. Błąd! Nauczyciel powinien rozpoczynać zajęcia punktualnie i kończyć je również na czas. Zgoda, czasem dzwonek zaskoczy nas w pół ćwiczenia, ale to wszystko nie jest przecież jego winą... tylko naszą. Bo źle rozplanowaliśmy sobie czas. Powinniśmy zwracać na to uwagę i postarać się, by taka sytuacja się nie powtarzała. Bo o ile nauczyciel to też człowiek, to mimo wszystko profesjonalista. Tego się od nas oczekuje i powinniśmy sprostać tym oczekiwaniom.

Proefesjonalizm

Dobra organizacja czasu. Jasno wyznaczone cele zajęć. Dynamiczne tempo oraz doskonale dobrane ćwiczenia do różnorodności uczniów. Testy zawsze sprawdzone na czas. Zajęcia rozpoczynane i kończone punktualnie. Zawsze z uśmiechem na twarzy. Sto pomysłów na minutę... STOP! Nauczyciel to też człowiek. Zdarzają mu się słabsze dni i ma prawo nie sprawdzić wszystkiego na drugi dzień. Bądźmy dla niego wyrozumiali, o ile (rzecz jasna) nie przestaje się starać. Profesjonalizm jest bardzo ważny, ale nie dajmy się zwariować. My też mamy prawo być ludźmi. Zły dzień jest naturalny... byle tylko nie zdarzał się codziennie!

Do tego tematu jeszcze wrócimy, bo jestem przekonana że i Wy macie swoje typy cech nauczyciela, które ten powinien posiadać. Podzielcie się nimi i dajcie znać, których belfrów zapamiętaliście, a którzy przyprawiali Was o gęsią skórkę.

Niech Wiosna będzie z Wami (i oby wreszcie przestała być taka zimna)! 
Dobranoc dziubaki!

wtorek, 26 kwietnia 2016

Bezpański pies


Sezon na gołębie ogłaszam za oficjalnie rozpoczęty. Wiatrówki przygotowane? Puszki z kamieniami pozawieszane na balkonach? Nie? No to na co jeszcze czekacie. Czas najwyższy, bo już stają się nieznośne, a co będzie za kilka tygodni? Gruchacze będą doprowadzały nas do szału.

Mnie już doprowadzają, więc czasem wychodzę na balkon by je postraszyć. Nawet mój psiak się w to zaangażował (oczywiście tylko jeśli się go zawoła, bo to leń jakich mało - myślę, że spokojnie wygrałby konkurs na najleniwszego psa świata). Wyszłam więc dziś na balkon wraz z psem i praniem i zobaczyłam scenę, która zmroziła mi krew w żyłach.


Biały psiak, z czarnym pyszczkiem i równie czarnymi plamami na plecach wałęsał się bez celu po chodniku. Niby nic takiego, dopóki nie wszedł na ulicę. Serce mi stanęło gdy kilka pojazdów się do niego zbliżyło. Na szczęście zgrabnie go ominęły. Niestety psiak nie nauczył się po jednym wybryku i zaraz znów znalazł się na chodniku. Tym razem zareagowali ludzie, wołając go do siebie. 

Psiak podniósł uszka do góry i popędził za głosami, ale nie otrzymał od nich niczego w zamian. Stał chwilę przy tych dwunożnych istotach, pogrążonych na powrót w rozmowie, a potem z opuszczonym ogonem wrócił na ulicę. To wówczas zdecydowałam, że zejdę i wezmę go do siebie. Tak też zrobiłam, tylko kiedy znalazłam się na dole, psiaka już nie było.

Nie jestem dobra w takich sprawach. Żal mi się takich zwierzaków robi okropnie, a fakt że tak bezmyślnie wchodzą na ulicę jeszcze bardzie przyprawia mnie o dreszcze. Mam szczerą nadzieję, że biedakowi nic się nie stanie i ktoś o dobrym serduchu zaopiekuje się tym czworonogiem. 

Jeśli jednak nie będzie w stanie tego zrobić, to chociaż zawiezie go do schroniska. Tam mimo wszystko będzie mu lepiej niż na ulicy.

Nie bądźmy obojętni na krzywdę zwierząt. Reagujmy.

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Czytam - Kazuo Ishiguro "Nie opuszczaj mnie"

Kilka tygodni temu, kiedy to jak zwykle szukałam czegoś nowego do oglądania w moich ulubionych Japońskich serialach, natknęłam się na 10-odcinkowy dramat o dźwięcznym tytule "Never let me go". Dopiero, gdy go obejrzałam (bez dwóch ostatnich odcinków, bo te niestety nie zostały jeszcze przetłumaczone na angielski, a moja znajomość japońskiego nie pozwala mi jeszcze na rozumienie tak ambitnych tytułów) odkryłam, że został on nakręcony na podstawie książki Kazuo Ishiguro o tym samym tytule. Mało tego, jest nawet Hollywoodzka ekranizacja tej powieści (za którą zabiorę się z pewnością).


Nie mniej jednak, będąc pod wielkim wrażeniem tego tytułu, poruszyłam niebo i ziemię (Empik.com przyszedł mi z pomocą) i dostałam tę cudowną perełkę w swoje łapki. Z wypiekami na twarzy rozpoczęłam czytanie i choć z moim czasem ostatnio dość krucho, to książkę połknęłam niemalże w całości.

"Nie opuszczaj mnie", bo tak brzmi polski tytuł tej powieści, to poruszająca antyutopia o miłości i dorastaniu (jak twierdzą wydawcy książki). To opowieść o tym co nieuchronne. Poznamy w niej losy trójki bohaterów, z którymi będziemy mogli się wzruszać, śmiać i płakać przez całą podróż poprzez tę pozycję.

Kathy, Ruth i Tommy uczą się w elitarnej szkole z internatem - idyllicznym miejscu w sercu angielskiej prowincji. Nauczyciele kładą tu szczególny nacisk na twórczość artystyczną i wszelkiego rodzaju kreatywność. Tym co odróżnia tę szkołę od innych jest fakt, że żaden z uczniów nie wyjeżdża na ferie do rodziny. Życie w Hailsham toczy się pozornie normalnym typem: nawiązują się młodzieńcze przyjaźnie, pierwsze miłości i kontakty seksualne, dochodzi do konfliktów między uczniami a nauczycielami. Stopniowo w wyniku przypadkowych napomknięć i aluzji, odsłania się ponura, zarazem mroczna tajemnica...Czy miłość, która połączy Kathy i Tommy'ego wystarczy, by odmienić los, który od początku był im pisany?
Powieść ta podzielona jest na trzy części. Pierwsza opisuje życie jeszcze dzieci, powoli wchodzących w dorosłych. Ich zmagania i rozterki. Druga opowiada o okresie, kiedy nasi bohaterowie opuszczają wreszcie szkołę, by zamieszkać razem i rozpocząć swe dorosłe życie. Natomiast ostatnia to już okres ponury, w którym to bohaterowie zdają sobie sprawę z tego co nieuniknione.

Ishiguro, w swej powieści, dotyka kwestii kontrowersyjnych. Opowiada o klonach, których przeznaczeniem jest umrzeć. Bez przyszłości, nadziei na lepsze jutro, bez odpowiedniej edukacji. Klonów, które są zaskakująco ludzkie. Żyją, czują, płaczą i śmieją się razem z nami. Mają nawet swoje własne marzenia, ale wiedzą że wielki świat nie jest dla nich odpowiedni.

"Nie opuszczaj mnie" wiele razy sprawiła, że krew zagotowała mi się w żyłach. Okrucieństwo tych normalnych ludzi niezwykle mnie dotknęło. Do tej pory nawet się nad tym nie zastanawiałam. Klonowanie zawsze uznawałam za science-fiction, ale wiem przecież że postępy w tym kierunku dość szybko się rozwijają. Już klonowane są zwierzęta, a to tylko kwestia czasu, by rozpocząć prace nad klonowaniem ludzi. Naiwność postaci również mnie denerwowała, a mimo to łezka nie raz kręciła mi się w oku. Potrafiłam się do nich upodobnić, utożsamić. Zastanawiałam się wraz z nimi, co ja zrobiłabym na ich miejscu. Jak bym postąpiła? Jakiego wyboru dokonała?

Pozycja ta nie należy do lekkich rodzajów, ale warto. Otwiera oczy na wiele problemów i zmusza do zastanowienia się nad etycznością klonowania. Kazuo Ishiguro nie przebiera w słowach, często dobitnie uświadamiając tę całą niesprawiedliwość świata. Za to polubiłam tego autora i chętnie wypróbuję inne powieści tego autora. 

Lubicie takie książki? Pozycje, które zmuszają nas do wysiłku umysłowego? Jak często czytacie? 

Trzymajcie się cieplutko. Niech Wiosna będzie z Wami!

piątek, 22 kwietnia 2016

Nauczanie - z czym to się je?


Nigdy nie pragnęłam zostać nauczycielem. Zbyt dobrze znałam minusy tej profesji, a każdy artykuł w gazecie o tym ile to dni wolnych ma taki delikwent, ile zarabia, jak to pięknie i różowo jest trafić do szkoły, mieć stałą pracę - były szybko weryfikowane przez moich rodziców. Tak to już jest, kiedy urodzi się w rodzinie nauczycielskiej. Obie babcie a także i moi rodzice. Nie ma gdzie pójść, by odciąć się od tej atmosfery. Rodzinne imprezy prędzej czy później kończyły się gadką nauczycielską. O trudnych przypadkach, o zmęczeniu, o tym wolnym które wcale nie jest takie wesołe oraz o reformach, które rząd stara się przeprowadzić nie zdając sobie sprawy z tego jak bardzo się myli. To wszystko wraz z silnym naleganiem rodziców - skutecznie nastawiło mnie przeciw tej profesji.

- Nie chcę być nauczycielem - twierdziłam.
- Wszystko tylko nie nauczanie - zdarzało mi się mówić.
- To wcale nie taka kolorowa praca - mówiłam, gdy ktoś zaczynał wystawiać nauczycieli na piedestały.
- Spróbuj przeżyć rok jako nauczyciel a przestaniesz pierdzielić o tym jak to łatwo być jednym z nich - nieświadomie dla samej siebie broniłam ich. 

A jednak me życie potoczyło się tak, a nie inaczej i teraz sama pracuję jako jeden z nich. Na razie w szkołach językowych, ale jednak. Nie zrozumcie mnie źle - wciąż nie chcę tego robić przez całe swoje życie. Jednak przestałam wykluczać możliwości zostania nim. Nie dlatego, że jest kolorowo. Nie dla pieniędzy i nie po to by rodzicom zrobić na złość. Ten etap mam już za sobą. 

Jestem nauczycielem dla wyzwań, dla wzlotów i upadków. Dla tych małych radości, kiedy naszym uczniom coś wychodzi. Dla ich wdzięczności i dla samej siebie. Dla możliwości, jakie stawia przede mną ta praca. Dzięki językowi angielskiemu świat stoi przede mną otworem. Być może nawet uda mi się zrealizować moje największe marzenie. Pierwszym krokiem do tego jest zdobycie doświadczenia. Właśnie to robię. Już drugi rok pracuję w szkole językowej i muszę przyznać, że coraz łatwiej mi to przychodzi. Już nie trzęsę portkami ze strachu przed każdą kolejną lekcją. Już nie wstydzę się stanąć przed słuchaczami i zacząć uczyć. Tu muszę dodać, że strasznie nieśmiała byłam, nie wyobrażałam sobie nigdy że kiedyś stanę przed grupą ludzi i wygłoszę swoje zdanie, a teraz? Ja ich uczę! 

Niesamowite, jednak to prawda. Wyjazdy do Anglii oraz nauczanie dodało mi odrobiny pewności siebie. Nie mogę powiedzieć, że dużo... ale nie jest tragicznie. Wciąż nad tym pracuję. Ba! Ja tu nawet zaczęłam poważnie myśleć o wyjeździe do Azji, by tam kontynuować nauczanie choć przez jakiś czas. I nie są to jakieś mrzonki. Poważnie nad tym myślę! To naprawdę coś, o czym nawet nie odważyłabym się marzyć kilka lat temu.  

Jednakże, życie nauczyciela nie jest usłane różami i każdy, który pragnie nim zostać powinien zdawać sobie z tego sprawę już od samego początku. W innym wypadku wyobrażenie o tej pracy zostanie dość szybko zweryfikowane przez życie. 

Nauczanie to nie praca dla każdego. Potrzeba tu wiele cierpliwości, odporności na krytykę, czasu i zaangażowania. Ustalone godziny nie są tu wiarygodne, ponieważ praca ta nie kończy się na opuszczeniu budynku szkolnego. W końcu wcześniej trzeba się do lekcji przygotować, skserować to i owo, a czasem pobawić się power-pointem czy innymi mediami. Do tego dochodzi też prowadzenie dziennika, wypełnianie wielu papierów, sprawdzanie klasówek i nagle okazuje się, że doba mogłaby mieć 48 godzin. 

Serio! Wcale nie jest łatwo! 

A przynajmniej na początku, kiedy już znajdziemy odpowiednie pomoce naukowe, zatoniemy w kserówkach i innych segregatorach (których bieżące uzupełnianie graniczy z cudem) to wreszcie zaczniemy oddychać. Organizacja czasu jest kluczowym punktem tego zawodu. Powinniśmy zawsze pamiętać, by znaleźć chwilę dla samego siebie podczas tego szaleńczego biegu. Chwilę odpoczynku, bo inaczej wypalenie zawodowe przyjdzie szybciej niż się tego spodziewamy. 

Jeszcze jedna ważna rzecz - nauczyciel nigdy nie kończy swej edukacji. Z tego również wiele osób nie zdaje sobie sprawy. Nauczanie to rwąca rzeka, która ma na swej drodze wiele zakrętów. Zmienia się, tak samo jak i świat. Nowe metody, nowe gadżety i technologie. Reformy. To wszystko nie pozwala nauczycielowi stanąć w miejscu. On musi dostosować się do wymagań, a przynajmniej spróbować. Tak więc i soboty czasem mu odpadną.

A co z zarobkami? No cóż... to już temat na osobny artykuł... ale możecie sobie już wbić do głowy, że lekko z nimi nie jest. 

Myśleliście kiedyś o nauczaniu? Dążycie do tego, a może już uczycie? Jakie są Wasze spostrzeżenia o tym zawodzie? Co byście dodali?

Trzymajcie się cieplutko kochani! Niech Wiosna będzie z Wami!

Źródło:

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Obalamy mity - nie wolno jeść po 18!


Ilu z Was słyszało o tej magicznej godzinie? Osiemnasta przez wiele lat była przeze mnie traktowana jak godzina zero. To właśnie ona wyznaczała ostatni posiłek jaki starałam się jeść i niemalże zawsze doprowadzała mnie do łez, bo przecież i potem podjadałam. Ja, nocny marek, który uwielbia kłaść się spać o północy czy nawet później... po 18 nie miałam nic jeść? Przecież to jeszcze długie 6 godzin przede mną. To się nie godzi. 

Mimo tego, starałam się. Naprawdę to robiłam, a kiedy mi nie wyszło wyrzucałam sobie, że mogłam postarać się bardziej. Że wcale nie zależy mi na zrzuceniu wagi... no ale co zrobić, kiedy w brzuchu burczy, a człowiek zasnąć nie może? Przecież nie będę się katowała!

Więc jak to jest z tą godziną zero? Powinniśmy się do niej stosować, czy nie? 


Zdania są podzielone. Wielu twierdzi, że po 18 nie powinno się już niczego spożywać, bo z pełnymi brzuchami nie zdrowo jest kłaść się spać. Zgoda. To nie jest najlepsze dla naszego zdrowia, ale tylko wtedy, gdy idziemy spać koło 21 czy 22. 

Według dietetyków nasz ostatni posiłek powinniśmy zjeść na trzy lub cztery godziny przed położeniem się do łóżka. Tak więc, kiedy idziemy spać koło północy, naszą godziną zero powinna być 20. Należy jednak pamiętać o tym, by nie przesadzać z kolacją. Powinna ona stanowić tylko 20% naszego dziennego zapotrzebowania energetycznego, a z tym też różnie bywa. 

Przecież często pracujemy do późna i nie mamy czasu na porządny posiłek. Wtedy to celebrujemy kolację bardziej niż śniadanie czy obiad. To ona jest naszym gorącym posiłkiem i choć zdajemy sobie sprawę z tego, że to wcale nie jest takie zrobić, wciąż i wciąż popełniamy ten sam błąd. Ale co zrobić? Jesteśmy tylko ludźmi. Mamy prawo do słabości. Warto z nimi walczyć, to prawda... ale nie wolno się załamywać, gdy już się pojawią. Bo po co? Przecież to tylko nieco kalorii więcej!

Powiedziała co wiedziała, a sama wpada w panikę gdy zrobi coś nie tak. To niestety prawda. Mogę tutaj wykładać i opowiadać o tym co uważam za słuszne, a bardzo trudno mi dostosować się do własnych rad. Choć ostatnio jest coraz łatwiej. Przyznam szczerze, że gdy już zaczęłam to robić, wszystko stało się nieco łatwiejsze. W końcu mogę spojrzeć na siebie łagodniejszym wzrokiem i nie popadam w ciągłe depresje (o których nikt nie miał zresztą pojęcia). 

Oficjalnie obalmy więc mit godziny zero. Nie przejmujmy się tak tą 18. Pilnujmy tylko tych trzech godzin od naszej pory snu, a wszystko będzie dobrze. Co jeśli nie da rady? Nic, kochani. Bo wszystko leży w naszych głowach. To od nas zależy jak będziemy się zachowywać i w co będziemy wierzyć.

Każdy z nas jest inny. Każdy ma inne potrzeby, zainteresowania, jak i organizm. Obserwujmy samych siebie i znajdźmy ten złoty środek. To co działa na nas, niekoniecznie podziała na drugiego człowieka.

Trzymacie się godziny 18? Jak długo wierzyliście w ten mit? 

Trzymajcie się cieplutko, Dziubaki! Niech Wiosna będzie z Wami!

Źródło: 1

niedziela, 17 kwietnia 2016

Wyzwanie czytelnicze 2016 - i ja dołączam!

W zeszłym roku złapałam zbyt wiele srok za ogon i z moich wielkich planów wiele nie zostało. Niemal wszystkie zostały odsunięte gdzieś na bok. Wyzwania, obietnice, marzenia - gdzieś zniknęły, przykryte grubą warstwą kurzowego lenistwa. 

Pamiętam, że wzięłam udział w wielu wyzwaniach, ale tylko nieliczne z nich udało mi się dokończyć. Nie schudłam planowanych 20 kg (ba... na dodatek nabrałam tylko wagi), nie odzwyczaiłam się od słodkiego i nie jem super zdrowo. Nie udało mi się również przeczytać tyle ile mam wzrostu (skończyłam na 30cm, a gdzież to do 169cm...) i co najważniejsze nie pisałam regularnie tutaj. 

W tym roku postanowiłam więc wrócić i zbierałam się na ten powrót całe 4 miesiące. Chciałabym zmierzyć się sama z sobą raz jeszcze i zacznę dość kameralnie. Od wyzwania czytelniczego na 2016 rok. Nie będzie to 169 cm, a jedynie 25 pozycji (obowiązkowych) do przeczytania. Myślę, że to wystarczająca ilość dla takiego leniwca jakim jestem (a jednocześnie pragnę tu zaznaczyć, że kocham czytać!  Muszę tu tylko nadmienić, że nastąpi mała modyfikacja związana z faktem, że nie pamiętam inicjałów mojego nauczyciela angielskiego i sama jestem takim nauczycielem aktualnie.... Pozycja 19 została udoskonalona dla kaprysu własnego.

  1. Pisana z punktu widzenia dziecka 
  2. Autor ma takie same inicjały jak ja
  3. Wydana w roku moich 10-tych urodzin
  4. Więcej niż 300 stron - Joe Abercrombie "Pół Świata"
  5. Ma więcej niż 5 części - Michael Grant "Hunger" (Gone series)
  6. Polski autor
  7. Wydana w 2016 roku
  8. Na jej podstawie powstał film
  9. Ma dwóch autorów
  10. Książka ulubionego autora, której do tej pory nie przeczytałam 
  11. Napisana przez kogoś przed 20-tką
  12. Z gatunku, za którym nie przepadam
  13. Książka, do której lubię wracać
  14. Polecona przez kogoś 
  15. Ma zaskakujące zakończenie
  16. Oparta na prawdziwej historii
  17. Zekranizowana w 2015 roku
  18. Wydana oryginalnie w innym języku niż polski i angielski
  19. Główny bohater ma takie same inicjały jak moja najlepsza przyjaciółka
  20. Bez wątku miłosnego
  21. Główny bohater ma rude włosy
  22. Bez szczęśliwego zakończenia - Kazuo Ishiguro "Nie opuszczaj mnie"
  23. Wybrana ze względu na okładkę - Lucia Taboada "Ogarnij się i zacznij żyć"
  24. Przeczytana w dzieciństwie
  25. Ma minimum 100 lat
NA DOKŁADKĘ (DLA CHĘTNYCH):

  1. Lektura szkolna
  2. Akcja dzieje się poza Europą i Ameryką Północną
  3. Więcej niż 800 stron
  4. Biografia
  5. Z wątkiem świątecznym
  6. Debiutancka książka mojego ulubionego autora
  7. Po angielsku (w oryginale) - Michael Grant, "Lies"
  8. Książka ulubionego autora mojego przyjaciela
  9. Zaczęłam, ale nie skończyłam
  10. Książka, którą znajdę w księgarni/bibliotece/antykwariacie
  11. Książka autora, o którym nigdy nie słyszałam
  12. Z liczbą w tytule 
DLA CHĘTNYCH, BĄDŹ NA WYMIANĘ INNEGO PUNKTU:

  1. Bawi do łez
  2. Książka, którą znajdziesz u babci
  3. Imię w tytule
  4. Horror
  5. Książka z czarnej serii 
  6. Książka o platonicznej miłości
  7. Z wątkiem uzależnień
  8. Nazwa miasta w tytule
  9. Mrozi krew w żyłach
  10. Tytuł ma tyle samo sylab co Twoje imię
  11. Ma więcej niż 7 bohaterów  

Lista z czasem (mam nadzieję) będzie uzupełniana o linki i tytuły książek z jakimi w tym roku się zmierzyłam. Chciałabym tu jeszcze życzyć wszystkim zagorzałym czytelnikom powodzenia. Czytajmy, bo warto. 

piątek, 15 kwietnia 2016

Siostrzane miłostki #1


Dzisiaj chciałabym Was wszystkich zaprosić na odrobinę dość specyficznego humoru. Dochodzę do wniosku, że takie jaja mogę tylko z siostrą wyprawiać. Dogryzamy sobie bez przerwy, a mimo to zawsze do siebie wracamy. Związek idealny. Zapraszam więc na partię humoru, wyrwaną gdzieś z zakamarków mej pamięci.

 
Samochód to niezastąpiony kompan naszych niespełnionych marzeń o byciu piosenkarkami. Zwłaszcza w ten zimowy czas. Radio Zet Gold już nastawione, a tam: "So this is Christmas", wersja dziwna. Jakiejś kobitki. O i M śpiewają (choć określenie "drą ryje" lepiej by tu pasowało) i nagle piosenkarka śpiewa inaczej niż duet samochodowy O i M.
O: Ale fałszuje... Jennon lepiej to zaśpiwał!
M: (wymowna pauza, patrzy na O.)
O: Lennon! Lennon znaczy się! I ta no... Celine też lepiej.
Od tego dnia życie O. miało już nigdy nie być takie samo. Jennon do niej po prostu przylgnęło.

 ~.~

M: Ruszaj maleńka.
O: Nie jestem maleńka.
M: Wieżowiec jej nie pasuje, maleńka też nie...
O: Bo ja jestem średniak!

~.~

W samochodzie, T chce ruszać, na co M.
M: Jeszcze nie, wieżowiec nie zdążył!
O: Bo krasnalom jest zawsze łatwiej!

~.~

Jadąc do centrum handlowego Plaza. Skręciły w małą uliczkę i wyzywają na idącego środkiem człowieka. Dopiero na jej końcu ukazały się słupki ustawione dość ciasno.
O: Trzeba wycofać! Jesteśmy na chodniku! Nie przejedziemy...
M: Nie trzeba. Hello, jesteśmy Matiskiem!
Nie wycofały... przejechały. Nigdy więcej tej drogi nie obrały.

~.~

 Na długim spacerze z psiakiem wywiązała się rozmowa dotycząca tuszy obu sióstr.
O: My to takie dwa Walenie!
M (z przekonaniem i pewnością siebie): Nie jestem Waleniem, ja jestem Oreczką.


Seria będzie się tu pojawiać od czasu do czasu. Jej tempo zależeć będzie od naszych wpadek, czy też mojej pamięci. Piszę to również dla siebie. Kiedyś odświeżę stronę i zobaczę, jakie głupoty chodziły mi po głowie. Może wówczas podniosę się na duchu, lub uśmiechnę ponownie?

Trzymajcie się cieplutko, dziubaki! Niech Wiosna (ta mniej deszczowa) będzie z Wami!

środa, 13 kwietnia 2016

Wolne popołudnie...i co dalej?


Szkoła Językowa ma swoje plusy, ale i minusy. Jednym z nich są popołudniowe godziny pracy. Nie narzekam, bo nie przepadam za porannym wstawaniem, ale na dłuższą metę może zrobić się to dość męczące. Zwłaszcza, kiedy teoretycznie i praktycznie zamyka się szkołę koło 21 cztery razy w tygodniu. 

Bardzo lubię celebrować wieczory. Dobra książka, film, albo zwyczajny wieczór familijny z wszechobecnymi grami planszowymi. Niestety ostatnio wracam do domu tylko po to, by po krótkiej przerwie wrócić do pracy. Lekcja przecież sama się nie przygotuje.

Właśnie dlatego, kiedy wczoraj odebrałam telefon z wiadomością, że moje zajęcia się nie odbędą poczułam ulgę, ale i lekko frustrację. Zdziwiło mnie me zachowanie. Zdenerwowałam się, bo ni stąd ni zowąd otrzymałam wolne popołudnie! Mogłam zrobić co tylko chciałam, ale nie do końca miałam pomysł na to jak je wykorzystać. No bo przecież nie rzucę się od razu do pracy! Może magisterka? W końcu leży i kwiczy, czekając na lepsze czasy... ale jakoś nie mogłam się za nią zabrać.

W końcu na to wpadłam! Tak! Pojadę do Galerii Handlowej i kupię papier ksero! Pięknie... ale czy naprawdę nie potrafię już myśleć o niczym innym jak pracy? No i Galeria? Znowu? Przecież taka ładna pogoda... nie może się zmarnować...


Rower? Kolejna, nieśmiało wyciągnięta propozycja... o dziwo entuzjastycznie podłapana przez moją siostrę. Przegłosowanie! Padło na aktywny wypoczynek i pomimo wielu perypetii jakie się z wypadem wiązały (flak w oponach, brak pompki, piesze zwiedzanie stacji benzynowych, spadające łańcuchy) rozpoczęcie sezonu uważam za udane.

Od jutra pedałuję do pracy. Skończy się wydawanie nie małych pieniędzy na parkingi! O tak! Wreszcie czuć Wiosnę (i alergię niestety też...)!

Jak jeszcze można wykorzystać wolne popołudnie? Co zrobić kiedy pojawi się znienacka i weźmie nas pod włos? 

Przede wszystkim zachować spokój. Pozwolić radości zaowocować i nawet nie próbować myśleć o pracy. Przecież ta nie ucieknie, a czas na nią i tak na pewno mieliście przeznaczony. Zróbcie coś dla siebie. Spacer ze zwierzakiem (który doceni to jak nikt inny!), kawa w ogródku, rower, może nawet i basen. A dla tych ceniących wypoczynek mniej aktywny? Dobry film czy książka to znakomite wypełniacze czasu. Trzymajcie sobie coś w zanadrzu, bo nigdy nie wiadomo, kiedy pojawi się kolejna okazja.

Co Ty robisz, kiedy wolne zaskoczy Cię znienacka? Jakie są Wasze propozycje? 

Trzymajcie się cieplutko! Niech Wiosna będzie z Wami!

wtorek, 12 kwietnia 2016

Powracam z nową siłą!



Wow... ja to jednak umiem naobiecywać i wszystko połamać za jednym zamachem. Obiecałam powrót i zajął mi on cztery miesiące. Jestem tu głównie dzięki mej siostrze, która raz za razem marudzi mi o pewnej sprawie, którą miałam tu zamieścić. Jestem tu też dzięki tym, którzy wciąż pamiętają. Nie tak dawno znów zauważyłam mały ruch na blogu. Wow... jestem pod wrażeniem. Szczerze? Sama już dawno spisałabym go na straty.

Jednak postanowiłam wrócić. Nie chcę tak porzucać tu tego miejsca, kiedy wreszcie udało mi się zadomowić. Teraz rozpocznę gościnę na nowo. Będzie też parę zmian. Postaram się (i to kluczowe słowo niestety) pisać tu 3 razy w tygodniu - poniedziałki, środy, piątki / soboty. Nie chcę jednak obiecywać, a potem znów się z tego wycofywać. Dlatego obiecuję się postarać!

W poniedziałki będziemy tu obalali popularne mity, ponieważ ostatnio zauważyłam że jest ich zastraszająco dużo - alkohol, brak jedzenia po 18, matematyk = obcy, tabletki dietetyczne i tak dalej. Mity można mnożyć i mnożyć, a ja postaram się obalić te, które są mi bliskie, ale i te nieco dalekie. W zależności od humoru i dnia. Blogger też człowiek!

W środy natomiast postawimy na nieco nauczycielskiego przepychu, bo choć jestem w tym fachu od dwóch lat, to myślę, że pomysłami na zadania warto się podzielić ze światem. Ułatwmy sobie dzięki tym pracę i zaoszczędźmy troszeczkę czasu. Będą tu też żarty, kwiatki z lekcji oraz parę innych przysmaków. 

Piątki lub soboty pozostawiam dla siebie. Dla mojej własnej niesfornej wyobraźni, która lubi płatać mi figle. Będą tu moje wynurzenia, trochę własnych perypetii, spostrzeżeń oraz zmagań z samym sobą. Jednym słowem - wszystko to co kobiety lubią najbardziej - ględzenie o wszystkim i o niczym, po to by uspokoić własne myśli.

Zaczynam od przyszłego tygodnia, bo ten pozostawiam sobie na rozpisanie. Jutrzejszy temat luźno połączony jest z fuchą nauczyciela, jednak nie do końca go dotyka. Trzymajcie się cieplutko! Niech Wiosna będzie z Wami!